27

302 10 1
                                    

Wróciłem do domu wziąłem długi prysznic, przebrałem się, zjadłem coś. Ale myślami byłem przy mojej Blance.

Padłem na łóżko i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

-skarbie - ktoś szturcha mnie w ramie.

Okazuje sie że tą osobą jest moja mama.

- wstawaj bo sie spóźnisz do szkoły- całuje mnie w policzek i wychodzi.

Nadal traktuje mnie jak małego chłopca. Ale nie mam jej tego za złe, po stracie swojej córki, a mojej siostry większość jej troski spadło na mnie.

Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, w obawie że może Ben dzwonił z informacjami o Blance.
Ale nie było nic.

Ogarnąłem się na tyle ile sie dało, wsiadłem w samochód i chcąc nie chcąc pojechałem bo budynku zwanego szkołą.

-no wreszcie stary - w wejściu do sali podbiegł do mnie mój kumpel Luk.

-no jestem Ale szczerze wolałbym żeby mnie tu nie było- rzuciłem plecak na ziemię i usiadłem na swoim miejscu w ławce.

-wyjdzie z tego zobaczysz- próbował mnie pocieszyć

-Kurwa, a co jeśli z tego nie wyjdzie ja jej nie mogę stracić! - gwałtownie wstałem że aż krzesełko padło na podłoge. Kilka ludzi dziwnie się na mnie spojrzało, chyba za głośno to powiedziałem.
Usiadłem z powrotem na miejsce.

-sory- powiedziałem już łagodniejszym tonem.

-hej chłopaki- podeszła do nas moja dręczycielka Sara.

- Proszę Cię nie teraz- westchnąłem, nie miałem siły ani ochoty na jej gierki.

- oj no nie dąsaj się już tak - usiadła swoim tyłkiem na moją ławkę.- tego kwiatu jest pół światu.

Rzuciłem jej srogie spojrzenie, które podziałało bo już się nie odezwała.

-nawet jakbyś była ostatnią kobietą na tej planecie nie chciałbym Cię dotknąć- powiedziałem jej to patrząc w jej wytrzeszczone oczy. Ale chyba nie dotarło to do niej po zaczęła gładzić mnie po ramieniu. Chciała coś powiedzieć, ale wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem stamtąd.

-nie mogę z tymi ludźmi- powiedziałem sam do siebie. Wychodząc ze szkoły.

Poszedłem na plażę na której wszystko się zaczęło. Nasze szczere rozmowy. Ciepły piasek pod stopami. Piękne zachody słońca. Teraz gdy siedzę tu sam to nie wydaje się takie piękne i nadzwyczajne jak jestem tu z nią.

Lepiej pójdę zobaczę co z nią niż siedzieć tu bez sensu i myśleć o wszystkim i o niczym.

Wszedłem do szpitala skierowałem się na oddział na którym leżała Blanca. Korytarz był pusty, była tam tylko jedna osoba. Był to Olivier do którego nadal nie mogłem się przekonać.

A że trwał obchód musieliśmy zostać na korytarzu. Usiadłem koło niego. Trwała niezręczna cisza, słychać było tylko dźwięk szpitalnych monitorów.

-dziękuję Ci że jesteś z nią - mówiąc to spojrzał mi prosto w oczy- kiedy ja nie mogłem.

-mógł Pan, wystarczy wziąć się w garść i wszystko zależy od Ciebie- miałem tak ze śmiercią mojej siostry, ale nie zamierzałem mu sie zwierzać. Poszedłem do sali bo lekarze już wyszli. Podobno jest z nią dużo lepiej.

Usiadłem na krześle obok łóżka. Nie wiedziałem co mam do niej mówić, wiec po prostu siedziałem obok żeby czuła że ktoś z nią jest. Położyłem się na łóżku obok niej chodź nie było dużo miejsca dla nas dwóch. Przytuliłem ją tyle na ile mogłem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

-Cześć słodziaku...

I am nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz