3

720 23 0
                                    

-Blanca wstawaj śniadanie gotowe. Dziś masz szkołe - szturchneła mnie Marry i wyszła.

Zwlekłam się z łóżka wziełam prysznic. Założyłam na siebie czarne spodnie z kilkoma dziurami. Zwykły szary t-shirt z logo guess i czarną ramoneske. A do tego białe ss.

Zeszłam jeść śniadanie. Patrzyłam na pancakey w czekoladowej polewie. Byłam na diecie i nie chciałam tego jeść. Miałam schudnąć,a nie znów przytyć.

-nie jesz? - zapytał Ben

-zjem coś na mieście-  rzuciłam oschle nawet na niego nie patrząc.

-mamy nadzieję, że spodoba ci się nowa szkoła - powiedział wesoło mężczyzna. Jakby to była najszcześliwasza wiadomość dnia.

-o ile do niej dotrę-  zaśmiałam sie.

-o nie kochanie, albo sama grzecznie idziesz do szkoły, albo ja cie tam zaprowadze, a tego nie chcesz - Marry wstała z zadziornym uśmieszkiem.

-to ma być szantaż- parsknełam tym razem patrząc im prosto w twarz.

-tak i mam nadzieję że skuteczny-  odpowiedziała kobieta, kręcąc przy tym głową.

-tak dla pewności sam cię tam zawiozę.

Teraz to już nie miałam innego wyjścia!
Nie chciałam żeby narobili mi siarę w pierwszy dzień.

Wstałam poszłam spakować swoje wcześniej kupione książki i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.

-pa Blanca!- krzykneła Marry.

Bez słowa wyszłam z domu trzaskając drzwiami. I dołączyłam do Bena który czekał w samochodzie.

Były straszne korki. Otworzyłam szybę w samochodzie bo było bardzo gorąco.

Usłyszałam gwizdanie.

-hej śliczna - pomachał mi chłopak z sąsiedztwa który kilka dni temu wskazał mi drogę do sklepu. Stał niedaleko na swoim motorze. Ubrany w skórzaną kurtkę.

Spojrzałam się na niego złowrogo. I nie reagowałam. Jakby ta sytuacja nie miała wogóle miejsca.

-pa -powiedział Ben kiedy wysiadałam z auta.

-nara - syknełam i trzasnełam drzwiami. Nie jestem mu nic winna, ani za nic wdzięczna. Mogłam dojść tu sama nie potrzebuje jego łaski.

Czułam potworny ścisk w żołądku spowodowany był głodem i stresem.

Weszłam do środka było tam kilkaset osób. 
Musiałam odnaleźć sekretariat. I odebrać swój plan lekcji.

- oo świeże mięsko - jakiś debil z dwoma kolesiami. Podszedł do mnie.

-odpierdol się- syknełam i zrobiłam krok w tył czując zagrożenie.

-o i jaka pyskata - zaśmiał się - lubie takie - puścił mi oczko co było wręcz obleśne.

Ja byłam bezbronna. Bałam się jak cholera. Jakie miałam szansę, ja jestem jedna ich jest trzech.

-i do tego jaka piękna-  zbliżył się do mnie i musnął swoją ręką mój policzek. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.

Do moich oczu napłyneły łzy. Mój ojciec zawsze gdy był pijany dobierał się do mnie. Robił to zawsze. Bo zawsze był pijany.

-chuju odpierdol się od niej - podbiegł do nas ten sam chłopak, którego  codziennie widzę.  I zaczyna mnie on denerwować. Jakby mnie śledził i do tego zaczął grać miłosiernego samartytanina.

I am nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz