tańczyła jak zwykle w klubie na rurze
ci bardziej dostojni klienci rzucali jej pod nogi róże
inni natomiast krzyczeli na nią głośno
ty dziwko! ty szmato! ty kurwo!
wołali sprośnomimo wstydu i zmęczenia wciąż w rytm muzyki się poruszała
przyjaciółka jej nie pomogła, choć zapewniała, że próbowała
czasem z jej wymalowanej twarzy parę łez na parkiet poleciało
lecz tańczyła ciągle, choć jej ciało już powoli odmawiało
harowała całymi nocami by na choćby chleb jej starczało
ale tych żonatych świń ani trochę to nie ruszało
pewnego dnia ktoś zbyt daleko się posunął
zgwałcił ją, pobił, a na koniec na nią splunął
siedziała w ciemnym pokoju w ciszy przez paręnaście godzin
dręczyła się myślami, że ten wariat jej bachora spłodził
dłużej tego nie wytrzymała, co to za życie chore?
musi stąd zniknąć, chyba urodziła się nie w porę