Może istnieje gdzieś coś podobnego, a zarówno całkowicie innego. Coś co przypomina mnie, Ciebie, wzgórze, z którego widać najładniejsze wschody i zachody słońca, albo może coś, co przypomina nasze uczucia.
Może mam gdzieś tam blond włosy, a ty jesteś brunetem i nie nosisz okularów. Może to ja noszę tam okulary albo soczewki, a to wzgórze jest usłane kolorowymi kwiatami i przykryte zieloną, krótko skoszoną trawą. I może zamiast pięknych wschodów i zachodów podziwiamy tam gwiazdy.
I może tam z początku się nienawidziliśmy. Może ja nie spojrzałam na Ciebie w ten sposób, a ty się do mnie tam tak nie uśmiechnąłeś. Może nie planowaliśmy spotkań, a sami na siebie przypadkiem wpadaliśmy i moje serce wtedy nie biło w ten sposób co tutaj. Może gdzieś tam nie mijamy się teraz bez słowa, a patrzymy sobie czule w oczy. Może gdzieś indziej cały plan wydarzeń został rozsypany i poukładany w inny sposób. Może gdzieś tam nasze zakończenie jest inne.
I może nawet siedzimy teraz na tym wzgórzu; ty zrywasz dla mnie bukiet papuzich kwiatów, a ja pokazuję Ci kilka konstelacji, które widnieją na granatowym, bezchmurnym niebie. A później ty się w ten piękny sposób uśmiechasz, a ja podziwiam gwiazdozbiór, który odbija się w twych ślicznych oczach.
I może gdzieś tam/może gdzieś indziej jesteśmy szczęśliwi.