Hermiona obudziła się z ogromnym bólem. Przez dłuższą chwile nie docierało do niej, co się stało. Z trudem rozejrzała się po najbliższej okolicy. Wiedziała, że kojarzy to miejsce, lecz nie miała pojęcia skąd. Po chwili usłyszała głos, dochodzący z jej prawej strony. To był Draco. Chłopak powoli odzyskiwał przytomność.
-Hermiono...co jest?-wyszeptał Draco.
-Nie wiem...-odparła Hermiona.
-No widzę, że moje kochaneczki już się obudziły. Bardzo długo spaliście- para usłyszała głos za ich pleców.
To był Alan. Chłopak ubrany był w długą czarną szatę, a jego oczy zmieniły kolor na czarny.
-Pewnie szukacie swoich różdżek. Nie ma potrzeby, ja je mam. Pewnie zastanawiacie się również, dlaczego tu jesteście. Oczywiście opowiem wam to, lecz czekamy jeszcze na innych gości- powiedział chodnym głosem Alan, po czym z kieszeni swojej szaty, wyjął pergamin i pióro.
Hermiona z Draco wymienili przerażone spojrzenia. Po chwili całkowitej ciszy, Draco z trudem wstał i ruszył w kierunku Alana.
-Nie przeszkadzaj mi zdrajco!- krzyknął Alan- Sectumsempra.
Hermiona z przerażeniem patrzyła, jak Alan rzuca czarno magiczne zaklęcie. Natychmiast podbiegła do Dracona, który leżał w kałuży własnej krwi.
-Hermiono...podejdź- powiedział cicho Draco, po czym Hermiona pochyliła się nad nim.
-Draco spokojnie...spokojnie- odparła przerażona Hermiona.
-Hermiono...kocham cię- wyszeptał Draco.
Przez chwilę dziewczyna nie mogła pojąć sensu tych słów. Lecz kiedy zrozumiała, co powiedział do niej chłopak, pochyliła się i złożyła na jego ustach delikatny, ale wyrażający przerażenie pocałunek. Po zakończeniu pocałunku, Draco uśmiechnął się lekko do dziewczyny, po czym stracił przytomność.
-Och... jacy wy rozkoszni- powiedział z pogardą w głosie Alan- Sowa! Zanieś ten list do Harry'ego Potter'a i Ronalda Weaslay'a.
Tymczasem w pokoju wspólnym Gryfonów:
Harry i Ron po nieudanej próbie odnalezienia Hermiony i Draco, postanowili zagrać w szachy czarodziejów.
-Szach- mat przyjacielu!- krzyknął uradowany Ron.
-Serio, znowu- powiedział lekko oburzony Harry- Ej...czy to jest sowa?!
Mała brązowo-czarna sówka, wleciała przez otworzone okno, po czym usiadła na stole, wypuszczając z dziobka kopertę, zaadresowaną do Gryfonów. Harry szybko chwycił ową kopertę, rozerwał ją i zaczął czytać na głos.
Mam Hermionę i Draco. Jeśli nie przybędziecie w ciągu pięciu minut, zabiję ich obojga. Czekam na was przed Pokojem Życzeń. Jeśli powiadomicie kogoś, zabiję ich od razu
Alan
Chłopcy spojrzeli na siebie przerażonym wzrokiem. Po chwili jednak gwałtownie wstali, udając się w wyznaczone miejsce.
Po dotarciu, ich oczom ukazała się mroczna postać Alana.
-Wchodźcie- odparł mrocznie Alan wskazując palcem na drzwi.
Harry i Ron ostrożnie ruszyli przez drzwi. Im oczom ukazała się ogromna polana, z jednym drzewem na środku. Pod owym drzewem klęczała płacząca Hermiona i zakrwawiony Draco, a za nimi stał Alan z wyciągniętą różdżką.
-Oddajcie różdżki, inaczej ich zabiję!- powiedział chłodno Alan
Harry i Ron wiedzieli, że Alan jest zdolny do okrutnego zabójstwa, więc posłusznie rzucili mu różdżki.
-Teraz dołączcie do tej szlamy- rozkazał Alan.
Kiedy Gryfoni wykonali to polecenie, Alan zaczął mówić.
-Pewnie zastanawiacie się, dlaczego was tu zebrałem. Jest to długa historia...Zacznijmy od początku... Nie poznałem mojego ojca, a całe życie wychowywałem się z moją matką. Była ona czarownicą, za to mój tata mugolem. Urodziłem się w Australii, a moja matka była bardzo biedna. Ledwo starczało nam na życie, ja nie chodziłem do szkoły, a wszystkich zaklęć uczyła mnie matka. Lecz ona zachorowała. Gdy miałem piętnaście lat zaczęła umierać. Na łożu śmierci, wyznała mi kim jest mój ojciec. Był on mugolem i mieszkał w Anglii, zmarł po moim poczęciu. Nazywał się Tom Riddle. Moja matka zdążyła wyznać mi, że mam brata. Nazywa się on Tom Marvolo Riddle, lecz teraz bardziej znany jest jako Lord Voldemort. Nie zdążyła powiedzieć mi nic więcej, ponieważ umarła. Ja przez całe trzy lata próbowałem dowiedzieć się czegoś o moim bracie. Chodziłem, szukałem, aż w końcu dowiedziałem się, że przebywa teraz w Anglii. Udałem się tam. Kiedy dotarłem na miejsce, dowiedziałem się, że mój brat już nie żyje. Zabił go Harry Potter, wraz z jego przyjaciółmi Ronem Weaslay'em i Hermioną Granger. Czułem okropną złość. Jakiś taki Potter, zabił moją jedyną rodzinę. Pragnąłem zemsty...chciałem dokonać tego czego nie zrobił mój brat...zabić Harry'ego Potter'a i jego przyjaciół. Dowiedziałem się, że cała wasza trójka uczy się w Hogwarcie. Postanowiłem właśnie tam się zapisać. Zmanipulowałem kogo trzeba i tak właśnie pojawiłem się tutaj. Postanowiłem, że poderwę Hermionę, żeby dowiedzieć się jakiś informacji o Tomie z pierwszej ręki, a nie z książek. I podziałało! Już po miesiącu bycia w tej szkole, dowiedziałem się ile mój brat musiał wycierpieć przez jakiegoś tam chłopca, który przeżył. Wtedy uznałem, że przed waszą śmiercią musicie cierpieć. To ja zabiłem Alice Spinett i dawną przyjaciółkę szlamy. To ja, chciałem zabić Ginny Weaslay. A teraz jestem tu i widzę wasze przerażone twarze. Przyszedł czas zemsty...pora dokończyć dzieło mojego brata. Pora was zabić...
-Alan...-odezwała się Hermiona, lecz Alan jej nie usłyszał.
-Hmm... od kogo tu zacząć- powiedział Alan- Zacznijmy od szlamy... Avada Kedavra!
Zielone światło pomknęło w kierunku Hermiony. Dziewczyna wiedziała, że zaraz umrze. Wiedziała, że jej osiemnastoletnie życie właśnie się kończy. Zamknęła oczy...lecz po dłuższej chwili otwarła je, uświadamiając sobie, że nadal żyję. Spojrzała w dół, a przed jej nogali leżał...Ron Weaslay. To on przyjął na siebie zaklęcie uśmiercające. To on nie żyje.
Hermiona stała w całkowitym szoku, patrząc na ciało przyjaciela. Po chwili wszyscy usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Przez nie weszły trzy postacie.
-Expelliarmus- męski głos, wypowiedział zaklęcie skierowane w kierunku Alana.
Trzy postacie wyłoniły się z mroku. Harry i Hermiona ujrzeli profesora Dumbledore'a, profesor McGonagall i Neville'a. Dwóch profesorów od razu ruszyło w kierunku rozbrojonego Alana, za to Neville ruszył w kierunku Harry'ego i Hermiony.
Hermiona klęczała nad ciałem zmarłego przyjaciela. Jeszcze nigdy nie czuła takiego bólu. Ból ten rozrywał jej wnętrze, pozwalał tylko na wylanie łez. Obok dziewczyny klęczał Harry. Z jego oczu również leciały gorzkie łzy. Oboje nie mieli już najlepszego przyjaciela. Ron odszedł, ochraniając przy tym Hermionę.
-Panno Granger- powiedziała profesor McGonagall- P-Proszę odjeść od ciała.
-Nie...proszę...nie zabierajcie go...Ron...proszę obudź się Ron- krzyczała Hermiona- Proszę wiesz, że cię kocham Ron... proszę obudź się.
Jej ból był nie do opisania. Jej łzy zrobiły już kałuże na trawie.
-Hermiono...odejdź...On nie żyje- wyszeptał do niej zapłakany Harry, przytulając dziewczynę.
Przytulali się, płacząc przez długi czas. Ron był dla nich najlepszym przyjacielem. Był tym, co ich dopełniało. Był osobą, która umie pocieszać, która umie rozśmieszać. Był dla nich jedną z najważniejszych osób w życiu. A teraz nie żyję. Oddał życie, żeby ratować przyjaciela. Dla nich Ronald Weaslay był bohaterem!
CZYTASZ
Szczególna miłość...(Draco+Hermiona) [UKOŃCZONE]
FanfictionHermiona Granger, Harry Potter, Ron Weaslay i Draco Malfoy rozpoczęli właśnie siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jak potoczy się ich życie po bitwie? Czy ich życie stanie się łatwiejsze, kiedy nie ma już Voldemorta? Kim okaże...