Przemiana

188 8 9
                                    

*Astrid, miesiąc wcześniej*

Leżałam tak skulona na łóżku, była noc. Nie mogłam usnąć, ciągle dopadały mnie koszmary wojny z Drago. I nagle, to jakby był sen na jawie, wizja. Szłam uliczką miasta, wracałam do domu. Nie rozglądałam się na boki, szłam szybkim krokiem chcąc jak naszybciej stamtąd uciec, ten świat mnie przytłaczał. Kiedy skręciłam w uliczkę i weszłam w miejsce gdzie zaczynały się promienie słoneczne, lekko odetchnęłam z ulgą, szłam dalej, przed siebie i nagle usłyszałam wołanie. Moje imie...

Znałam ten głos, stanęłam niczym sparaliżowana. To niemożliwe, to tylko sen. Odwróciłam się, z cienia wyłonił się on...

Brunet o zielonych oczach, z małą blizną na brodzie. Nasze spojrzenia trafiły na siebie, czy to możliwe? Chłopak powtórzył moje imie, nie wiedziałam co powiedzieć. Czy to sen? Kolejny piękny sen! A jednak, czułam się tak realnie, że uwierzyłam w to... Zawołałam go (tak przystojny i cudowny jak w mych żywych wspomieniach, no zakochałam się kolejny raz) i chciałam zacząć biec, ale przed moimi oczami zaświeciło złote, oślepiające światło. Spojrzałam w dół, mój naszyjnik błyszczał, a moje nogi już zniknęły.

Serce zabiło mi mocniej, czy to możliwe, że mnie potrzebują i uda mi się tam wrócić. A co jeśli nasza historia się wyresetuje i nie będą mnie pamiętać. I co tu robi Czkawka!?

Spojrzałam na chłopaka, zaczął do mnie biec, wyciągnęłam rękę ku niemu, już prawie dotknęliśmy się opuszkami palców! Kiedy zniknęłam... Widziałam na około siebie tylko złote iskry. Przeszłam przemianę.

Oczywiście spadłam z nieba, jak na początku mojej przygody. Naszczęście wpadłam do wody, aczkolwiek była lodowata i o malo nie straciłam przytomności, kiedy wyszłam cała mokra na brzeg spojrzałam w taflę nad którą stałam. Wyglądałam jak w filmie JWS3! Boże jak cudownie jest tu wrócić, być w swoim świecie i swoim wyglądzie, już nie mogłam znieść tamtego ciała. Nareszcie jestem stobą. Zaczęłam piszczeć i skakać w miejscu. Czy to nie sen!? Ja naprawdę tu jestem! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

Widocznie nikt nie przewidział, że kiedy pojawi się nowa część filmu (już ostania, co znaczy, że później historia należy tylko do mnie, sądzę też, że przez moją ingerencję w pierwszej i drugiej części, trzecia będzie wyglądała inaczej w tym świecie) ja też będę tu mogła wrócić. Bo będą mnie potrzebować!

A jednak, przeniosłam się do... innego miejsca. To nie było Berk. Chciałam się obejrzeć za siebie, kiedy poczułam mocne uderzenie w okolicy głowy, świat zawirowal i zniknął.

Obudziło mnie uderzenie ciałem o ziemię, ktoś rozwiązał mi mocny supeł sznura z nadgarstków i kostek, a następnie z głowy ściągnięto mi worek który ubiera się każdemu więźniowi aby nie widział dokąd go zabierają.  Usłyszałam za sobą skrzyp zamykających się drzwi i szczęk przekręcanych kluczy w zamku.

Rozejrzałam się wokół siebie, znajdowałam się w promieniach księżyca które wpadały przez małe okno więzienne. Był to bardziej tunel wydrążony w skale, taka jaskinia. Na mojej twarzy pojawił się grymas bólu, dotknęłam ręką miejsca uderzenia, lała mi się z tamtąd krew, ale już zaschła. Fajny początek... 

Powoli usiadłam, moje oczy coraz bardziej przyzwyczajały się do słabego, nocnego światła (czyli jego braku)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Powoli usiadłam, moje oczy coraz bardziej przyzwyczajały się do słabego, nocnego światła (czyli jego braku). Nagle w drugim rogu pomieszczenia usłyszałam cichy pomruk, odwróciłam się w tamtą stronę, a mój wzrok padł na parę, wielkich, wręcz ogromnych ślepiów, ktore wpatrywały się we mnie z wrogością. Cofnęłam się odrobinę, był to smok. Niewątpliwie.

Kucnęłam i podpełzłam do niego powoli, naśladując odruchy zwierząt (troche jak Valka do Czkawki kiedy poraz pierwszy się spotkali (JWS2)).

Dzieliły nas 2 metry, powoli wyciągnełam do niego dłoń. Początkowo uzyskałam wrogie warknięcie, jednak się nie cofnęłam, zastygnęłam w miejscu, patrząc się głeboko w oczy smoka, po chwili usłyszałam, że istota wciąga głęboko powietrze. Jej oczy zmieniły się na ciekawskie. To dziwne, ale znałam dokładnie te oczy... Nie wiem skąd.

Były ogromne, niebieskie i piękne, pełne mądrości. Charakterystyczne dla jednego gatunku smoków... Chwilę temu źrenice były wąskie, teraz zaś, wielkie, okrągłe i słodkie. Podniosłam się i cofnęłam o krok, co spowodowało przybliżenie się smoka (podczołgał się, bo był cały w łańcuchach) do światła. To typowy ruch zaciekawiania, jeśli ja się przybliżam, a smok się odsuwa, kiedy ja się odsunę smok sie przybliży aby zachować stałą odległość. 

Szyję miał spuszczoną nisko, patrzył się na mnie z dołu. Cofałam się powoli, a on szedł (czołgał się) w moją stronę, kiedy plecami dotknęłam zimnej skały, smok również się zatrzymał, a jednak teraz mogłam ujrzałam go w świetle księżyca.

- O bogowie... - mruknęłam zszokowana czując jak szeroko otwieram oczy, podejrzewam, że źrenice rozszerzyły się trzykrotnie.

Przedemną stała samica. Biała jak śnieg, lśniąca jak perła, w niektórych miejscach jakby z różowym brokatem, o oczach w kolorze morza. Była to... BIAŁA FURIA.

Żeńska kopia SZCZERBATKA! No może oprócz łusek na grzebiecie i lotki ogona. To dlatego znałam te oczy, te dźwięki. Miała identyczne kształty i zachowania. Tylko kolory, płec i cechy charakterystyczne dla pokrewnych gatunków inne. Była wystraszona i nieufna, ale nie tylko ona tutaj nie wiedziała co się dzieje...

HOW TO TRAIN YOUR HEART - Astrid i Czkawka - LOVE STORIESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz