49. Zabijesz mnie, jak wytrzeźwiejesz.

1.3K 105 29
                                    

Już dwa dni później musiałam zmierzyć się z codziennością, wracając do szkoły. Musiałam wyjść z tej cudownej otoczki ostatnich dni, aby dostać od życia kolejne uderzenie w twarz. Przecież nigdy nie może być „dobrze" przez dłuższy czas, tak? W pewnym momencie znowu rozpętuje się tornado, które pochłania cię w swój wir, atakując wszystkim, co popadnie.

Jednak cholera, nie spodziewałam się, że dostanę tak szybko, pierwszego dnia szkoły w nowym roku, jeszcze kilka minut przed dzwonkiem. Bowiem Shawn na korytarzu, przy mojej sali od matematyki, był kimś, kto skutecznie stłumił mój zapał. A wręcz go zmiażdżył, razem ze względnym spokojem umysłu.

Stanęłam jak wryta. Byłam pewna, że wszystkie kolory odpłynęły z mojej twarzy. Nie, zdecydowanie nie czułam się gotowa. Drżącą ręką sięgnęłam do suwaka kurtki i powoli zasunęłam ją z powrotem, obserwując każdy ruch bruneta, jakby on był zwierzyną, a nie łowcą. Wypuściłam z ust drżący oddech, poprawiając plecak na ramionach, a gdy złapałam z Shawnem kontakt wzrokowy, otworzyłam szerzej oczy, odwróciłam się na pięcie i po prostu wybiegłam z budynku, czując na plecach jego intensywny wzrok.

Nie, nie dzisiaj. Dzisiaj zdecydowanie nie byłam na to gotowa. Ani jutro. Dobra, chyba nigdy nie będę.

~~*~~

Nacisnęłam dzwonek do drzwi, śmiejąc się sama do siebie. Trochę za bardzo kręciło mi się w głowie i w sumie sama nie wiedziałam, co ja tu robię, ale może będzie zabawnie. Pokręciłam głową, jakby potwierdzając swoje myśli i nie czekając dłużej, sama otworzyłam sobie drzwi, potykając się o próg.

Przeklęłam głośno i w ostatniej chwili złapałam się wieszaka na ubrania, który przez mój ciężar przewrócił się i poleciał na ziemię. Zaśmiałam się głośno, czknęłam i, podpierając się ściany, zaczęłam niezdarnie zdejmować buty.

― Jezu, Bella, co ty robisz? ― spytał z niedowierzaniem Harry, który szybko zbiegł po schodach, a po chwili już zamykał drzwi i pomagał mi zdjąć buty, plecak i kurtkę. ― Czy ty jesteś pijana?

― Łoo, ale ty jesteś s-zyki. ― Czknęłam. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce, wręcz się na nim wieszając, na co bez słowa złapał mnie w talii, chyba żeby mnie przytrzymać, ale ja to odebrałam jako małe macanko. ― I w o-ogle tuki s-suer.

― Isabello, czemu się opiłaś? ― A czemu on mówił do mnie jak do dziecka? Spojrzałam w dół, na jego koszulkę, która właściwie okazała się być bokserką i zaczęłam przejeżdżać palcem po wystającym spod niej tatuażu, przedstawiającym motyla. Harry zagryzł wargę, nie będąc pewien, co ma w ogóle zrobić.

― N-no nie w-wjem, ten g-goścju sję t-tak ładnje u-uśmjechał. ― Roześmiałam się, gdy Harry wzdrygnął się przez mój dotyk. W ogóle, jaki on był milusi. I miał fajne ramiona. I widoczne żyły na przedramionach. Zjechałam palcem z tatuażu na właśnie te żyły i po nich także zaczęłam przejeżdżać palcem. ― O k-kufa, ale c-czad.

― Tak, tak, wiem. Super i w ogóle. Chodź, muszę cię odstawić do domu. ― Delikatnie odsunął rękę, złapał mnie za łokieć i pociągnął w stronę drzwi. Chyba jednak nie spodziewał się, że potknę się o dywan i polecę prosto na niego, tym samym przewracając także i jego.

Zaśmiałam się głośno, słysząc cichy jęk Stylesa pod sobą, który musiał nieźle dostać moim sześćdziesięcio pięcio kilogramowym ciałem. No cóż, ja nie mogłam narzekać, miałam miękkie lądowanie. Niezdarnie podparłam się na przedramionach, żeby Harry mógł odwrócić się w moją stronę, a kiedy to zrobił, usiadłam na nim okrakiem.

― Bella, mogłaś chociaż ostrzec. Nie wiem, krzyknąć, że lecisz, czy coś ― odparł, rozbawiony, przecierając dłońmi twarz. Zdmuchnęłam z twarzy kosmyk włosów, który wyleciał z rozwalonego już koka, po czym położyłam dłonie nisko na jego torsie. Zagryzłam wargę, kiedy Styles zdjął ręce z twarzy i spojrzał na mnie, jakoś tak dziwnie. ― Bell, przestań, jesteś pijana, będziesz tego żałować.

Posłałam mu uwodzicielski uśmiech, a przynajmniej miał taki wyjść, po czym wsunęłam dłonie pod jego bokserkę, zaczynając badać palcami krzywiznę jego brzucha. Harry wciągnął głośno powietrze, a dreszcz przeszedł po jego nagle spiętym ciele.

― Śmierdzisz wódką ― odparł niemrawo, już nie tak pewny siebie. Przewróciłam oczami, pokręciłam się lekko na jego biodrach, po czym wsunęłam dłonie wyżej, docierając aż do końca bokserki.

― T-ty to umiesz p-prawić komplementy ― starałam się, żeby zabrzmiało to najbardziej wyraźnie, jak potrafiłam. Kiedy poczułam rosnące wypuklenie w jego spodniach, zagryzłam wargę, nadal się uśmiechając, po czym pochyliłam się w jego stronę, zatrzymując się przed jego twarzą, a niektóre kosmyki moich włosów opadły obok jego głowy. ― A-le i tak jesteś c-cudowny.

Zamknęłam oczy i przejechałam językiem po jego dolnej wardze, a potem przygryzłam ją delikatnie, lekko ciągnąc w swoją stronę, po chwili odsuwając się, tak, że nasze nosy stykały się ze sobą. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, gdy Styles najwyraźniej się poddał, przybliżając się jeszcze bardziej. Przejechał wargami po moich, a ja zaśmiałam się cicho i złączyłam nasze usta. Miałam rację, jest zabawnie.

Jednak, zanim zdążyło się zrobić ciekawiej, poczułam, jak mój żołądek wywija fikołka, a mi nagle zrobiło się strasznie niedobrze. Ostatni raz poruszyłam wargami, po czym odsunęłam się od niego i oparłam głowę o jego ramię, czując, jak z twarzy odpływają mi wszystkie kolory, a na czole pojawiają się pierwsze krople potu. Jezu, nienawidzę wymiotować, ale miałam wrażenie, że zaraz wyrzucę z siebie całe śniadanie.

Usłyszałam, jak Harry głośno wzdycha, po czym powoli ustawia nas do pozycji siedzącej, tak, aby jak najmniej mną poruszyć. Skrzyżowałam nogi wokół jego bioder, żeby było mi wygodniej siedzieć, po czym zaczęłam brać głębokie oddechy. Heh, jest już mniej zabawnie.

― Zabieram cię do domu ― mruknął, kładąc dłoń na moich plecach i przejeżdżając po nich uspokajająco. Pokręciłam przecząco głową, nie chciałam, żeby rodzice zobaczyli mnie w takim stanie. Musiałam jakoś przesiedzieć tutaj jeszcze trochę.

― Z-zrób mi grzywkę. ― Podniosłam lekko głowę, tak, aby spojrzeć błagalnie w jego oczy. Wiedziałam, że jeśli on na mnie tak działa, to ja także na niego. Harry podniósł brwi do góry, zaskoczony. ― W-wiesz, ja k-kjedyś bawiłam sję we f-ryzjera. T-eraz ty. Chcę t-taką prostą.

― Jezu, Bella. ― Westchnął ciężko, odchylając głowę do tyłu. Po chwili jednak spojrzał z powrotem na mnie, nieco łagodniej. ― Dobra, ale wtedy dasz się zaprowadzić do domu, jasne?

Pokiwałam głową, zadowolona. Harry westchnął jeszcze raz, po czym ostrożnie podniósł nas do pionu. Przytrzymałam się ściany, czknęłam i z głośnym śmiechem obserwowałam, jak Harry podnosi z podłogi także wieszak.

~~*~~

― Jezu, zabijesz mnie, jak wytrzeźwiejesz ― powiedział wręcz przerażony Harry, podając mi lusterko. Zaśmiałam się, złapałam przedmiot w dłoń i odwróciłam tak, że mogłam bez problemu się przejrzeć.

― O k-kufa ― mruknęłam, zaczynając przeczesywać palcami moją nową grzywkę. Była ona nieco krzywa, ale nawet ładna. Przynajmniej jakoś to pocieniował. Zmarszczyłam lekko brwi, intensywnie się sobie przyglądając. ― A-ale ja jestem z-zajebjsta.

― Ta, ta, jesteś super. A teraz chodź. ― Harry naprawdę panikował, co mnie coraz bardziej rozśmieszyło. Przyjrzałam się jego twarzy, która była skrzywiona w dziwniej minie, po czym roześmiałam się głośno. Niestety, kiedy próbowałam wstać z krzesła, lusterko wysunęło się z mojej dłoni i upadło na podłogę, rozbijając się na kawałki. Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, naprawdę nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Tak bardzo, że aż jedzenie podeszło mi do gardła, a chwilę później wymiotowałam Harry'emu na puchate kapcie z ogonem królika.

Ta, to już zdecydowanie nie było zabawne.

I can help you | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz