Ucieczka

3.7K 144 13
                                    

Ostrożnie zeszliśmy na parter a potem na ulicę. Na razie było spokojnie. Przemknęliśmy ulicami do drugiego żołnierza. Dziwiłam się dlaczego on do nas nie mógł przyjść i o to też zapytałam porucznika.

- Jest ranny. Nie miał lekarza tak jak ja. – zażartował – Poza tym od naszej strony jest więcej wrogów. A my musimy się od nich oddalać a nie przybliżać.– wyjaśnił kiedy wchodziliśmy do budynku.

Zastaliśmy tam rannego żołnierza. To ten który oberwał w aucie. Był mniej ranny niż porucznik. Opatrzyłam go na szybko i ruszyliśmy dalej. Nie było czasu. Widzieliśmy jak po piętach depczą nam wrogowie. Dobiegliśmy do jakiegoś skrzyżowania i tam weszliśmy do budynku. Na poprzecznej ulicy słychać było sporą grupę wrogów. Usiedliśmy pod ścianą. Byłam wykończona biegiem. Chorąży Jenkins pobiegł na zwiady a my zostaliśmy sami.

- Jak się czujesz? – spytał porucznik.

- Piecze mnie noga. Ale żyję.

- Masz napij się – podał mi manierkę z wodą. Wypiłam kilka łyków i oddałam mu ją.

- A ty? – spytałam widząc jego bladą twarz i spływające po niej krople potu.

- Chyba znów krwawię. – przyznał się a ja byłam w szoku jego szczerością.

- Pokaż ranę. – chciałam mu jakoś pomóc i już wstałam żeby go opatrzeć.

- Nie. Nie ma czasu. Zaraz musimy ruszać dalej.

Odwrócił się tyłem do mnie, żeby wyjrzeć przez okno i wtedy zobaczyłam jak bardzo zakrwawiony ma mundur. Aż mi się nogi ugięły.

- Jak tak dalej pójdzie to nie będę mieć ochroniarza wcale.

- Będziesz. Jenkinsa. On cię doprowadzi do bazy i do ojca.

- Wolę mieć dwóch.

Nie odpowiedział mi już nic bo wrócił chorąży. Był zdyszany ale zaczął przedstawiać jaka jest sytuacja.

- Ogromny oddział jest na sąsiedniej ulicy. Idzie w naszą stronę. Przeszukują każdy dom. Nie mamy szans się przedrzeć. Musimy się cofnąć.

- Z tyłu też ich oddział depcze nam po piętach. – stwierdził porucznik.

- Ale mamy większe szanse wywinąć się temu w tyle.

- Ale się oddalimy od bramy. Musimy jak najszybciej wydostać się z miasta. Z każdą minutą maleją nasze szanse.

- To co chcesz zrobić?

- Odwrócę ich uwagę. Wtedy ty zabierzesz panią doktor i przejdziecie na drugą stronę ich oddziałów. Będziesz szedł jak najbliżej murów. Wezwiesz pomoc. Przyślą helikopter po was albo wozy. Ja was znajdę i dołączę jak tylko będę mógł.

- Nie!! – próbowałam się sprzeciwić, bo wiedziałam, że idzie jak na odstrzał.

- Nie ma innego wyjścia. – próbował mnie przekonać.

- Na pewno jest!

- Posłuchaj. Bez ciebie i tak nie mam po co wracać do bazy. A jeśli nie odwrócę ich uwagi to na pewno cię nie dowieziemy cało do bazy.

- Damy radę. Na pewno da się coś innego wymyśleć.

Porucznik podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

- Zajmij się nim, bo to kaleka jest. Widzimy się później. – posłał mi delikatny uśmiech i zaczął szykować się do wyjścia.

Nie mogłam już więcej się sprzeciwiać. Chciałam chociaż oddać mu jego kamizelkę ale na to też się nie zgodził. Ustalili szczegóły z chorążym i po chwili już go nie było.
Po kilkunastu minutach usłyszeliśmy głośny wybuch i odgłos strzałów. Wtedy chorąży złapał mnie za rękę i powiedział, że musimy iść. Biegliśmy wąskimi uliczkami od czasu do czasu przechodząc przez budynki mieszkalne. Dźwięki walki były coraz dalej i coraz mniej intensywne. Zastanawiałam się czy już dopadli porucznika czy udało mu się uciec a oni po prostu nie mogąc go znaleźć powoli zaprzestawali walki. Byliśmy już padnięci. Noga mi pulsowała i piekła. Nie mogłam już dłużej iść. Chorąży musiał zrobić przerwę. Ukryliśmy się w budynku.

Żołnierz - wystarczy chwilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz