Dokładnie trzy miesiące za mną i drugie tyle przede mną. Jestem dokładnie w połowie. Wszystkie zmysły mi się się wyostrzyły i wiedziałam już chociażby, jaki typ śmigłowca leci, albo czy maszyna startuje czy ląduje. Sama nie wiem, jakim cudem wytrzymałam tyle czasu, skoro już po miesiącu miałam dość. Czułam się zmęczona, bo wolnego było niewiele. Tak naprawdę pracowałam dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bo nawet jak fizycznie nie przebywałam w szpitalu, to byłam cały czas dostępna i w każdej chwili mogli mnie ściągnąć w razie potrzeby. Cały czas czekałam na wezwanie, a to męczyło psychicznie. Chyba Ryan pomógł mi przetrwać. Sporo rozmawialiśmy przez ostatnie dwa miesiące i dał mi ogromne wsparcie. Co prawa nie przyznałam się przed nim o moim sumieniu, które mnie dręczy i przez które tutaj jestem. Ale i tak wiedział, jak jest tutaj ciężko i wspierał mnie. Zaczęliśmy więcej rozmawiać po tym, jak stracił żołnierza. Ja też go wspierałam jak tylko mogłam. Widziałam, że jego psychika nieco podupadła. Widywaliśmy się często na posiłkach. Czasami Ryan przychodził do mnie do szpitala porozmawiać. Ale najbardziej lubiłam, jak obydwoje mieliśmy nieco wolnego czasu i spędzaliśmy go razem, czy to na siłowni, czy po prostu spacerując po strefie mieszkalnej. I bardzo mi się to podobało. Na prawdę czułam się świetnie w jego towarzystwie. Do tego stopnia, że bardzo mi go brakowało, jak się nie widzieliśmy. Zwłaszcza, jak trwało to kilka dni.
Dzisiaj miałam zmianę popołudniową w szpitalu. Byłam zmęczona, bo wczoraj miałam dwunastogodzinną zmianę, która skończyłam o jedenastej w nocy. Krótko spałam, wstałam wcześnie rano i nim się wykąpałam i zjadłam dochodziła godzina dwunasta w południe, o której to miałam znów pojawić się w szpitalu. Na szczęście w ostatnich dniach ataki na naszą bazę w znacznym stopniu ucichły. Ostatni atak był trzy dni temu. Od tamtej pory nie słyszałam sygnału IComi ani razu. To było cudowne. Chociaż w podświadomości ciągle było nasłuchiwanie czy przypadkiem nie rozbrzmiewa alarm. Po takim długim czasie tutaj, człowiek spodziewał się go w każdej chwili.
Było już późne popołudnie. Zachodzące słońce, które było już dosyć nisko, mocno raziło swoimi długimi promieniami. Na zewnątrz robiło się już nieco chłodniej, znośniej. Razem z Ros, wojskową pielęgniarką, właśnie wracałyśmy do szpitala. Byłyśmy na zewnątrz na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza i nieco odpocząć. Było mi jej szkoda, ponieważ swoją dwunastogodzinną zmianę skończyła jakąś godzinę temu i została, żeby pomóc mi przy pacjentach. Powtarzałam jej, że może już iść, że dam sobie radę, ale stwierdziła, że pójdzie jak skończymy zmieniać opatrunki, bo razem zrobimy to sprawniej. Zostało nam dwóch żołnierzy, którzy przyszli na zmianę opatrunku. Nie byli oni zalokowani na stałe w szpitalu. Byli w na tyle dobrym stanie, że mogli mieszkać w strefie mieszkalnej, a do szpitala przychodzić tylko w wyznaczone terminy. Kiedy skończyłam z jednym, chwilę trwało zanim Ros posprzątała w salce zabiegowej i zdezynfekowała narzędzia. Ja w tym czasie uzupełniłam kartę pacjenta.
Po chwili w sali był już kolejny pacjent. Miał on ranę na ramieniu. Była ona po uderzeniu przez odłamek z wybuchu. Żołnierz miał założone szwy i póki rana porządnie się nie zrośnie, to miał nosić rękę w temblaku. Dzisiaj przyszedł czas na zdjęcie szwów, co też uczyniłam. Usiadł na leżance i zdjął koszulkę. Założyłam nowe rękawiczki i wzięłam się do pracy. Odkleiłam opatrunek, spryskałam okolice rany płynem dezynfekującym i przemyłam ją gazikiem. Wyglądała bardzo dobrze, więc zabrałam się za zdejmowanie szwów. Oczywiście z rany uroniło się jeszcze kilka kropel krwi, które zmyłam gazikiem nasączonym tym samym płynem.
- Bardzo ładnie to wygląda. Rana już się zrosła. Założę nowy opatrunek i będziesz wolny. Jednak jeszcze przez kilka dni noś rękę w temblaku i nie ruszaj ramieniem. Dopiero za kilka dni powoli staraj się rozruszać ramię, ale ostrożnie, żeby rana się nie rozeszła. - zaleciłam mu, bo rana była w niedogodnym miejscu i mogła się rozejść podczas zbyt wczesnego ruchu. A to wszystko dlatego, że umiejscowiona była na ramieniu i rozciągała się od obojczyka, przez bark bliżej pachy i dochodziła prawie do łokcia.
CZYTASZ
Żołnierz - wystarczy chwila
RomanceJest to opowieść o losach pewnego żołnierza służącego na misjach na froncie oraz pewnej Pani doktor. Los krzyżuje ich drogi i... wystarczy tylko chwila... żeby się zakochać... żeby coś stracić... żeby przegapić swoją okazję... żeby coś zyskać... Wys...