Powtórka z rozrywki

2.4K 103 0
                                    

Po wylądowaniu samolotu wysiedliśmy na dużym lotnisku na którym było mnóstwo żołnierzy. Jeden podszedł do nas, zasalutował do mojego taty na przywitanie i zaczął wyczytywać nazwiska. Przeczytał kilka i skierował ich do kogoś za swoimi plecami. Zabrali oni swoje rzeczy i popędzili w tamtym kierunku. Wyczytał kilka kolejnych i skierował ich w inne miejsce. Tak jak poprzednicy i ci szybko zniknęli. W końcu przeczytał moje nazwisko i dwa inne oraz poprosił mojego tatę abyśmy udali się w stronę oddalonych o jakieś dwieście metrów od nas hammerów wojskowych, przy których również stała jakaś grupa żołnierzy. Na miejscu wręczyli mi kamizelkę i hełm i kazali je założyć.

- Po co mi to? - spytałam żołnierza który mi to wręczył.

- Przykro mi takie przepisy. - wzruszył bezradnie ramionami.

Mojego tatę skierowali do drugiego hammera a mnie usadzili w tym, przy którym stałam. Kiedy żołnierze zebrali wszystkich, których mieli zabrać z lotniska ruszyliśmy w drogę. Do docelowej bazy musieliśmy dojechać ponieważ nie miała ona na tyle dużego lądowiska aby wylądował tam jakikolwiek samolot. Wsiadając do wojskowego pojazdu przyznam się szczerze, że ogarnęła mnie lekka niepewność i lęk. Chyba to była pozostałość po ostatniej podróży takim hammerem. Przez całą podróż, która odbywała się przez pustynię a następnie przez miasto i znów przez pustynię rozglądałam się niepewnie. Bałam się, że ktoś nagle nas zaatakuje, że tata miał rację i znów przeżyję piekło. Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Pomimo, że jechaliśmy raptem półtorej godziny, mi wydawało się jakby to trwało co najmniej cały dzień. Jak minęliśmy bramę bazy odetchnęłam z ulgą. Po wyjściu z hamera zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam za żołnierzem, który prowadził mnie do mojej kwatery. Idąc za nim odruchowo rozglądałam się po bazie, przyglądałam się każdemu mijanemu żołnierzowi. Chyba podświadomie szukałam Ryana. Sama nie wiem czemu, przecież wiedziałam, że go tu nie ma, że jest w zupełnie innym miejscu.

Mieszkałam z dwiema innymi kobietami. Jak się później dowiedziałam jedna była wojskowym lekarzem, druga również była wojskowym ale już nie medykiem a szeregowcem. Podziwiałam ją za odwagę jaką miała, żeby iść świadomie w takie piekło i walczyć.

Po zakwaterowaniu ten sam żołnierz, który przyprowadził mnie do kwatery, oprowadził mnie po bazie pokazując najważniejsze miejsca. Dał mi również mundur wojskowy. Byłam cywilnym lekarzem, ale nie mogłam się odróżniać od żołnierzy, bo rebelianci by na mnie polowali jak tylko by mnie zobaczyli. Jedyne co się różniło się na moim mundurze to, to że ja miałam napisane "doctor" w miejscu gdzie oni mieli symbole armii. Do końca dnia dostałam wolne, żeby się zaaklimatyzować i zapoznać ze wszystkim. Moja współlokatorka wprowadziła mnie we wszystko w szpitalu polowym i pomogła się odnaleźć na nowym miejscu. Druga współlokatorka przynosiła nam wieści z frontu i ciekawe i śmieszne sytuacje z bazy.

Polubiłyśmy się nawzajem, dużo ze sobą rozmawiałyśmy i dzieliłyśmy się swoimi problemami i nie tylko.
Praca w szpitalu była ciężka ale w porównaniu do pracy tutaj w wojskowym polowym szpitalu była niczym. W kraju mamy sprzęt o jakim tutaj można tylko pomarzyć a przypadki z jakimi musimy się zmierzyć o wiele łatwiejsze. Myślałam, że tam panuje ogromny stres ale wcale nie. To tutaj pojawia się ogromny stres. Przyjeżdżają ciężko ranni, przeważnie ich stan jest krytyczny ponieważ nie zawsze od razu mogą być przetransportowani do bazy a poza tym sam transport też trochę czasu trwa. Do tego musisz działać szybko i kreatywnie z uwagi na brak tak zróżnicowanych i zaawansowanych sprzętów jak w szpitalach w kraju. Ale to właśnie dopiero tutaj poczułam, że naprawdę pomagam i odwdzięczam się za ratunek z piekła w jakim się znalazłam.

Żołnierz - wystarczy chwilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz