Minęły trzy tygodnie, a Mark dalej się nie wybudził. Lena codziennie odwiedzała chłopaka, mimo że była wykończona po lekcjach. Dziewczyna właśnie siedziała w sali, w której leżał brunet i jak zawsze, opowiadała mu, co się dzieje w szkole, nawet jeśli nic nie słyszał. -Nie wiesz, jak nam ciebie brakuje. Dzisiaj widziałam płaczącego Haechana. Próbowałam go pocieszyć. Pierwszy raz go takiego widziałam. Też chciało mi się płakać, ale powstrzymuję się. Z trudem, ale powstrzymuję. Jednak już nie daję rady.-Przez cały monolog próbowała nie rozpłakać się, jednak po ostatnim zdaniu nie wytrzymała. Schowała twarz w miękkiej kołdrze, ściskając ją jedną dłonią. Drugą natomiast, trzymała dłoń chłopaka. -Przepraszam, Mark. Przepraszam. Miałam być silna i nie płakać.-Wyszeptała i znów ukryła twarz w kołdrze. Nagle poczuła dotyk na swoich włosach. Z początku sądziła, że to się jej tylko wydawało. -Nie płacz, wolę twój uśmiech.-Usłyszała cichy głos i zdała sobie sprawę, że się jej nie wydaje. * Ten dzień nie był udany dla Haechana. Cholernie tęsknił za przyjacielem. Tak bardzo chciał, by to wszystko okazało się tylko złym snem i się skończył. No niestety, ale to nie był zły sen. Chłopak szedł przez miasto z resztą przyjaciół(tak naprawdę wyciągneli go z domu). Hae nie miał ochoty na żadne dokuczanie Jeno czy jakiekolwiek rozmowy. Był cicho i wpatrzony w chodnik. - Haechan, przestań się tak zamartwiać. Mark się wybudzi.-Odezwał się Renjun do niego. -A co, jeśli nie?-Mruknął, nie podnosząc wzroku. -Nawet tak nie myśl!-Wyskoczył Chenle.-Mark jest silny i napewno wstanie! -Chenle ma rację.-Rzekł Jeno. -Będzie dobrze.-Powiedział Jeamin, który położył dłoń na jego ramieniu. Haechan miał już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwoniący telefon. -Lena? Stało się coś? -Haechan? Musisz natychmiast przyjść do szpitala.-Dziewczyna wyraźnie czymś przejęta. -Co się dzieje?-Chłopak przeraził się. -To nie jest rozmowa na telefon. Musisz przyjść.-Blondynka rozłączyła się. -Co się stało, Haechan?-Spytał Jisung. -Lena dzwoniła. Mówiła, że muszę natychmiast pojawić się w szpitalu.-Zdał sobie sprawę z tego i zaczął biec. -Ej, czekaj na nas!-Krzyknął Chenle i pognali za tamtym. * Zdyszany Haechan wleciał do sali, gdzie były już dziewczyny, a zaraz za nim reszta chłopaków. Spojrzał na łóżko, na którym siedział uśmiechnięty Mark. Hae bez chwili namysłu rzucił się w stronę przyjaciela. -TY IDIOTO, JUŻ MYŚLAŁEM, ŻE MNIE ZOSTAWISZ!!-Wydarł się na cały głos. -Głośniej, bo cię na Syberii nie słyszeli.-Powiedział Jeno. -Jak mógłbym zostawić najlepszego przyjaciela?-Zaśmiał się Mark. -Może i czasami denerwujesz wszystkich dookoła.-Dodał po chwili, na co wszyscy się zaśmiali. Haechan puścił przyjaciela i stanął obok. Po kilku minutach wszedł mężczyzna w białym kitlu. -Ale was tu dużo.-Uśmiechnął się, po czym zwrócił się do bruneta-Jak się czujesz, Mark? -Jest dobrze. -W porządku. Teraz zrobimy ci kilka badań i niestety, ale twoi przyjaciele muszą wyjść. Więc cała dziesiątka szła ku wyjściu z sali. Lena była na samym końcu. A przed wyjściem zatrzymał ją jeszcze Mark. -Dziękuję, że byłaś ze mną cały czas. -Jesteśmy razem, musimy się wspierać nawzajem.-Posłała mu delikatny uśmiech i wyszła. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Szczerze, to myślałam, by uśmiercić Marka, a potem, żeby on i Lena mieli razem wypadek, albo żeby razem nie przeżyli, ale ja takich rzeczy pisać nie umiem.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.