23

12.4K 835 781
                                    

Tristan Pov.

Umowa, którą sporządził Jorge była naprawdę dobra. Dawała nam obu dogodne warunki. Pytaniem było jednak czy dam radę?
Mężczyzna zapisał mnie do konkursu podrzędnego konkursu pianistycznego, ale jak to określił 'nie powinienem mieć problemu.'
Prawda była nieco inna.

Każdy płynnie sunął palcami po klawiszach fortepianu. Niektórzy ściśle trzymali się partytury idealnie odwzorowując melodię, a inni zaś niezgrabnie fałszowali próbując wygrać walkę z tremą.
Wszyscy jednak mieli ten sam wyraz twarzy. Wyrażający zdeterminowanie i po trochę zwycięstwa.
Ja czułem jedynie strach.
Co jeśli się pomylę? Zafałszuję? Zapomnę nut?
Wszystkie te możliwości wydawały się niezwykle realne. Byłem niemal pewny, że za przeproszeniem coś 'spiepszę' .

Siedziałem w poczekalni, gdy wezwano mnie na scenę.
- Teraz aranżacja 'Sonaty Księżycowej' wykonana przez...- mężczyzna zapowiadający zawodników zastanowił się chwilę.- bezimiennego pianistę. Chodziło o mnie. Jorge jak się okazało miał na tyle znajomości, abym mógł wystąpić anonimowo.

Zamarłem. Nogi się pode mną niemal ugięły. Było mi słabo. Nie mogłem postawić ani jednego kroku w przód. Bałem się.
- Zapraszamy na scenę!- powtórzyli. Ja dalej nie mogłem ruszyć z miejsca. Przez głowę przeleciały mi wszystkie żenujące chwile mojego życia.
- Jest obecny?! To żart!?- zapytali nerwowo. Zacisnąłem mocno powieki.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Spokojnie. Dasz radę. Musisz iść.- usłyszałem i otworzyłem oczy. Obok mnie stał uśmiechnięty Jorge. Odwzajemniłem słabo uśmiech i przy wsparciu chłopaka zrobiłem pierwsze kroki ku scenie. Przełknąłem ślinę i przeszedłem przez próg dzielący poczekalnię dla artystów od miejsca, w którym będę wystawiony na pośmiewisko. Co jeśli nie dam rady?
Nagle poczułem na sobie wzrok tych wszystkich ludzi. Oni wszyscy oczekiwali ode mnie czegoś więcej niż byle brzdąkania. Wtedy rozległ się dźwięk oklasków zachęcających mnie do gry.
Właśnie. Nie zapraszali mnie tylko kogoś zupełnie innego. Nie widzieli mojej twarzy, a czarną maskę zasłaniającą moje oblicze.
Z tą myślą było mi lżej. Z raźnym uśmiechem ukłoniłem się i zasiadłem na stołku.

Jorge Pov.

Gdy Tristan wszedł na scenę, na jego twarzy już po chwili rozkwitł uśmiech. Już wtedy wiedziałem, że to będzie coś niezwykłego.

Gdy dotknął klawiszy fortepianu przez widownie przeszła fala zimnego wiatru. Dźwięki mrocznej 'Sonaty Księżycowej' wprawiały wszystkich w melancholijny nastrój.
Nie był to taki utwór jaki wszyscy znamy. Przywłaszczył sobie tą muzykę. Pokazywał ją całym sobą.
Gdy to usłyszałem, po moich plecach przeszły ciarki.
Miałem wrażenie jakbym stał w ciemnym lesie, w jedynym miejscu oświetlonym przez księżyc. Wokół panował mrok i tylko migały świecące oczy drapieżników. Ja byłem bezpieczny. W małej smudze zimnego światła księżyca schroniłem się przed światem. Przed wszystkim co mogłoby mnie skrzywdzić. Mimo to, dalej czułem lęk. Lęk przed tym co mnie otaczało.

Potrząsnąłem lekko głową, aby wyrwać się z marzenia.
Spojrzałem na tłum. Wszyscy oczarowani słuchali muzyki Tristana. Na ich twarzach malował się zarówno strach, jaki i zachwyt. Od początku widziałem w jego umiejętnościach 'coś więcej'.

Na scenie natomiast siedział mroczny, tajemniczy pianista przesuwając swoimi zgrabnymi, długimi palcami po klawiszach.
Jego skóra z natury była blada, a czarny garnitur wyraźnie to podkreślał. Nie wspominając już o masce, która zasłaniała jego twarz.
Wyglądał wtedy jak wampir, demon. Stwór wyłoniony z ciemności o niesamowitej sile i potędze, którą okazywał w grze na instrumencie.

Cudowne.

Wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł... Co gdyby całkowicie zmienić jego wizerunek?

Chłopak z gitarą |YAOI|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz