Tony Pov.
Stałem na scenie grając jedną z naszych piosenek. Tłum jak to tłum piszczał i unosił się. Fani śpiewali razem ze mną. Byłem im za to naprawdę wdzięczny.
Traktowałem ten występ w wyjątkowy sposób jako, że oglądał mnie Tristan. Z resztą nie tylko dlatego. Wiedziałem, że Javier zabije mnie jak najszybciej. Domyślałem się, że był to mój ostatni koncert. Pragnąłem stać w świetle reflektorów i pokazywać wszystko, na co mnie stać. Chciałem zostawić po sobie jakiś ślad. Zapisać się w historii jak Michael Jackson czy Elvis Presley. Być jednym z tych, o których słuch nigdy nie zaginie a ich płyty zawsze będą gościły na półkach melomanów.
Krople potu spływały po moim czole, ale ja nie odpuszczałem. Moje palce szalały na gryfie gitary. Udało mi się uzyskać upragniony efekt. Wplatałem w utwory swoje solówki, aby zostać dłużej na scenie. Łaknąłem muzyki bardziej niż kiedykolwiek.
Jak wygłodzony wilk chciałem więcej. Walczyłem na scenie o pamięć. O to, aby za nawet stulecia ludzie pamiętali, że był taki ktoś jak Tony Andrews, który potrafił urzec tłumy.
Chciałem wygrać grę zwaną życiem.
Miałem sławę, pieniądze, kochającą rodzinę i cudownego chłopaka. Czego chcieć więcej?
Wiedziałem, że to wszystko nie potrwa już długo. W młodym wieku udało mi się osiągnąć szczyt. Czy dobrze było skończyć to wszystko teraz? Znowu zostawić Tristana?
Nie chciałem się poddać, ale nie mogłem już nic zrobić. Po prostu musiałem wykorzystać pozostały mi czas.Nagle poczułem pchnięcie na prawym boku a chwilę później moją dłoń, którą trzymałem na gryfie przeszył ostry ból. Z impentem upadłem na ziemię. Zacisnąłem powieki i zakląłem pod nosem. Wtedy rozległy się dwa kolejne strzały. Napiąłem wszystkie mięśnie pewien, że jeszcze oberwę. Nic jednak nie poczułem. Zdziwiony ostrożnie otworzyłem oczy, a przed sobą napotkałem uśmiechniętą twarz Tristana. Jego uśmiech był smutny i niewyraźny.
- Bałem się.- szepnął płacząc i przytulił mnie mocno. Zaniemówiłem i poprostu odwzajemniłem uścisk. Pogłaskałem go zdrową ręką po głowie, ale wtedy poczułem jak chłopak opada z sił. Jego dłonie bezwładnie opadły wzdłuż tułowia. Poczułem, że moja koszula nasiąknęła czymś mokrym.
- Tristan! Ej! Wstawaj!- krzyknąłem, gdy zobaczyłem rozprzestrzeniającą się czerwoną plamę. Szukałem ratunku. Nie miałem pojęcia co zrobić.
Nie słyszałem własnych myśli. Na sali panowała panika. Ludzie biegli do wyjścia nie zważając na innych. 'Po trupach do celu'. Deptali się i przepychali nawzajem. Strzały ustały, a ja zostałem ze zranionym Tristanem na scenie. Nikt już nie zważał na nas. Każdy dbał o siebie. Nie dziwiłem się im. Sam prawdopodobnie postąpiłbym tak samo. Gdybym tylko miał szanse. Szkoda, że takowej nie miałem.
Pozostało mi tylko zostać przy Tristanie. Zadbać o jego dalsze bezpieczeństwo.-Zabierz mnie do domu.- wykrztusił z siebie ostatkiem sił.
- Jasne. Zbada cię lekarz, a potem razem wrócimy i już nigdy nie odstąpię cię na krok. - pogłaskałem go po policzku, a on zaczął płakać jednocześnie krzywiąc się z bólu. Był przytomny, ale tak słaby, że niemal niezdolny do ruchu. Czerwona plama krwi zwiększała się w zastraszającym tempie.
Ochroniarze, którzy w obowiązku mieli nasze bezpieczeństwo przeciskał się między ludźmi, którzy w akcie paniki znaleźli się nawet w miejscach, w których nie powinni. Nawet nasza ochrona nie była przygotowana to co się stało. W sumie akcja trwała niecałe pare mimut, ale dla.mnie wydawała się wiecznością.- Jak coś to cię kocham.- powiedział zachrypniętym głosem, gdy podeszło do nas dwóch ochroniarzy. Jeden tęgi, lecz umięśniomy wziął chłopaka na ręce a drugi, Dobrze zbudowany mężczyzna z włosami przypruszonymi siwizną wyprowadził mnie ze sceny. Obydwaj byli bladzi i wystrzaszeni. Wiedzieli już, że to właśnie im oberwie się za niedopatrzenie.
- Spokojnie, to moja wina, wezmę na siebie odpowiedzialność.- powiedziałem do mężczyzny, który zajął się moim bezpieczeństwem. Musiałem zachować zimną krew choć słychsząc syreny pogotowia i policji nie było to łatwe.
- To naszym obowiązkiem była ochrona.- mówił idąc przed siebie. Wolałem nie robić zamieszania. Nie miałem siły na niepotrzebne uprzejmości. Wręcz mdliło mnie od czegoś takiego. Wiedziałem, że on chciał żebym się za nim wstawił, jednak nie miał odwagi powiedzieć tego wprost. Szkoda, że nie wziął pod uwagę mnie i mojej sytuacji. Bo przecież wręcz skakałem z radości z moją postrzeloną ręką i rannym chłopakiem.
Zawsze tacy ludzie patrzyli się na mnie jak na rozpuszczonego bachora trwoniącego hajs na byle gówno.
Nie potrafili znieść tego, że ktoś w moim wieku zarabia więcej niż oni po wieloletnim doświadczeniu. Nie miałem im tego za złe. Każdy miał swoje priorytety.
Jedynym co w tym wszystkim mnie bolało było ciągłe odrzucenie. Proste i logiczne. Masz hajs a go nie wykładasz to wszyscy mają cię gdzieś. I tak cały czas. Nie traktowały mnie tak osoby bogatsze i szczególne w moim życiu. Ci pierwsi uważali się za bogów, a drugich było niewiele.
Domyślałem się, że jeśli Tristan zostanie gwiazdą, zaczną pojawiać się przy nim fałszywe znajomości. Chciałem go od nich bronić. Żeby nie cierpiał jak ja kiedyś. Zamiast tego to on uratował mnie. Pierwszy raz ktoś przypłacił moje zdrowie tak wysokim kosztem.- Co z nim będzie?- podbiegłem do jednego z ratowników, który właśnie zamykał drzwi karetki, w której leżał już Tristan.
- Podłączyliśmy go do aparatury i opatrzyliśmy, ale teraz ważne jest żeby dowieźć go do szpitala zanim będzie za późno.- oznajmił prosto z mostu.
- Jak to 'za poźno'!? - byłem przerażony. Dalej jednak starałem się zapanować nad emocjami, które z sekundy na sekundę ciężej było znieść.
- Odniósł poważne obrażenia wewnętrzne. Nie wiemy jak długo uda nam się go utrzymać przy życiu w karetce. - wyjaśnił, a ja uderzyłem zdrową pięścią w auto.- Zrobimy wszystko co w naszej mocy.- wtedy spojrzał na moją rękę.- Ty też powinieneś jechać. Taka rana też może doprowadzić do śmierci. Jak każda z resztą.
Tak więc wsiadłem do karetki z moim chłopakiem. Jeden z ratowników opatrzył mi rękę. Był on o wiele milszy i starał się podtrzymać mnie na duchu.
- Nasi lekarze napewno dobrze się nim zajmą.- powiedział spoglądając na Tristana. Widział mój zatroskany wzrok wodzący po bezwładnym ciele bruneta.
Leżał jakby pogrążony we śnie. Niestety bardzo drastycznym. Marszczył czoło, jakby powstrzymując się od krzyku. Miał podkrążone oczy, pod którymi widać było wilgotne ślady po łzach.
Postrzelono go w klatę i brzuch tam też krwi
było najwięcej. Z resztą była ona już prawie wszędzie.
Z jego lekko rozchylonych warg wydobywał się płytki oddech będący ostatnią oznaką życia.- Jeśli mógłby pan być ze mną szczery...- zacząłem smutno.- Jakie ma szanse?
Mężczyzna westchnął i spuścił wzrok. Przez dłuższy czas panowała cisza zakłócana syreną i dźwiękami aparatury. Przy każdym sygnale moje serce zatrzymywało się w strachu, że może on się przedłużyć, a na ekranie pojawi się prosta linia ciągła.
Piknięcie za piknięciem. W każdej chwili mógł nastąpić koniec.- Szczerze... to małe.
_____________________________________________
Spiepszyłam całą swoją systematyczność :)
Kazałam wam 2 tygodnie czekać, przepraszaam😭Jako autorka mogę stwierdzić, że jakoś tak nie podoba mi się ten rozdział... ale coż, to już drugie podejście :)
Pozdrawiam ~korektorka~❤️
![](https://img.wattpad.com/cover/147160009-288-k352546.jpg)
CZYTASZ
Chłopak z gitarą |YAOI|
RomanceTony to utalentowany gitarzysta jednego z najsłynniejszych zespołów świata. Gwiazda każdej sceny. Tristan natomiast jest zwykłym chłopakiem. Szarą twarzą w szarym tłumie. Co połączy tę dwójkę? To opowiadanie jest yaoi (boy x boy) nie lubisz nie czyt...