ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI

490 45 12
                                    

– Może mi pan wyjaśnić, panie Potter, czemu zawdzięczam pańską wizytę? – spytał Severus cichym, zimnym głosem, który miał ostudzić temperament chłopaka.
– Muszę pana o coś spytać – odparł hardo Harry, któremu złość zdecydowanie dodawała odwagi.
– I, jak rozumiem, to nie może zaczekać do następnej lekcji?
– Nie. Chodzi o Blacka.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami i w momencie, gdy Harry chciał się już wycofać, Severus skinął głową.
– Usiądź i pytaj – powiedział wskazując chłopakowi jeden z foteli stojących w gabinecie.
Harry posłuchał. Zapadł się w miękki fotel i próbował zdecydować, od czego zacząć. Tymczasem Severus zastanawiał się, ile prawdy może mu wyjawić. Usiadł na drugim fotelu i przywołał na stół dwie filiżanki herbaty.
– Znał go pan, prawda? – zaczął w miarę spokojnie Harry.
– Tak, byliśmy na jednym roku w Hogwarcie.
– Czy to... czy to prawda, że on i mój tata przyjaźnili się?
– Mało powiedziane – mruknął Snape. – Byli niemalże nierozłączni. Także po ukończeniu szkoły.
– I... słyszałem, że on jest moim ojcem chrzestnym... Co to dla mnie oznacza?
– To, że Black jest twoim prawnym opiekunem i że po śmierci twoich rodziców powinien się tobą zająć. Na twoje szczęście Dumbledore zadecydował inaczej.
– A czy to prawda, że przez niego moi rodzice nie żyją? – wydusił z siebie Harry, a Severus ucieszył się z tak sformułowanego pytania.
– Nawet jeśli nie zabił ich osobiście, to w jakimś stopniu jest temu winny – odpowiedział nie wprost, ale Potterowi to wystarczyło.
Myślał gorączkowo, coraz mocniej zaciskając dłonie na oparciach fotela. A więc to wszystko prawda! Black przyczynił się do śmierci jego rodziców i teraz chce go dopaść! Sammy miał rację mówiąc, że Harry będzie chciał się mścić. Chciał tego. Pragnął zacisnąć dłonie na szyi Blacka i wydusić z niego życie.
– Wiem, o czym myślisz, Potter – Snape uważnie przyglądał się chłopcu, który spojrzał na niego zaskoczony – Chcesz dorwać go pierwszy.
– Skąd pan to wie?
– Masz to wypisane na twarzy.
– I pewnie będzie mnie pan przekonywał, że nie powinienem tego robić? – chłopak zerwał się z fotela.
– A co byś zrobił, gdybyś już stanął z nim twarzą w twarz? – spytał spokojnie Snape i także wstał z fotela.
Wolno podszedł do Harry’ego wyciągając przed siebie różdżkę. Górował nad chłopakiem, któremu nagle zaczęły drżeć ze strachu kolana. Snape pochylił się nad nim i ponowił pytanie:
– Co byś zrobił? – nie doczekawszy się odpowiedzi podszedł jeszcze bliżej a Harry cofnął się przestraszony. – W jaki sposób chciałbyś walczyć z dorosłym, wyszkolonym czarodziejem?
Potter zebrał się w sobie i wyciągnął różdżkę, ale nie umiał sobie przypomnieć żadnego przydatnego zaklęcia. Nie chciał się przyznać, że poczuł się całkowicie bezradny.
– Wyobraź sobie, że jestem Blackiem. Masz ułamki sekund, żeby zareagować, zanim cię zaatakuję. Co zrobisz?
– Nie wiem! – krzyknął Harry w bezsilnej złości. – Coś na pewno.
– Coś to trochę za mało, żeby mierzyć się z Blackiem – odparł cicho Severus. – Widzisz, Potter, przy spotkaniu z Czarnym Panem dopisało ci szczęście. To nie twoje wrodzone zdolności pozwoliły ci przeżyć, tylko ochrona, jaką zapewniła ci matka. Tym razem nie możesz liczyć na tyle szczęścia.
Harry patrzył na Snape’a wyzywająco, ale jednocześnie wiedział, że profesor ma rację – w starciu z dorosłym czarodziejem nie będzie miał żadnych szans. Nie opuszczając wzroku, zapytał:
– Mógłby pan nauczyć mnie walczyć?
– Jesteś tego pewien, Potter? To nie będzie przyjemne doświadczenie w stylu klubu pojedynków Lockharta.
– Jestem pewien, panie profesorze – oświadczył stanowczo Harry. – Wciąż chcę dopaść Blacka, ale nie chcę być przy tym bezbronny.
– Dobrze. Mogę cię uczyć – zgodził się Snape.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. To była Alison, która nie mogła się doczekać, aż Severus wróci do mieszkania. Zobaczywszy, że uczniem, który zajął mu tyle czasu jest Harry, odetchnęła z ulgą. Nie musiała szukać głupich wymówek, by usprawiedliwić swoją obecność w gabinecie Mistrza Eliksirów.
– Cześć, Harry – przywitała się z nim.
– Dzień dobry – mruknął chłopak, starając się na nią nie patrzeć.
– Czy coś się stało? – spytała Ally, zaskoczona zachowaniem Pottera.
– Nie... A właściwie to tak – wypalił chłopak. – Dlaczego mi pani nie powiedziała, że Black uciekł z więzienia, żeby mnie zabić? Że zdradził moich rodziców i wydał ich Voldemortowi?
– Uznałam, że dowiesz się prawdy w swoim czasie – odparła ostrożnie.
– Ale ja powinienem o tym wiedzieć! To dotyczy mnie i mojego życia!
Krzyczał na nią jeszcze przez kilka minut, a ona stała przed nim niewzruszona, pozwalając mu się wyładować. Kiedy skończył, powiedziała:
– Harry, z nas dwojga, to ja wiem, ile tajemnic śledztwa mogę ci zdradzić.
– Ale... – zaczął Potter, jednak tym razem cierpliwość Alison się skończyła.
– Żadnych “ale”! Masz dopiero trzynaście lat, Harry. Nie powinieneś wiedzieć o takich sprawach ani tym bardziej myśleć o zemście.
– Nie jestem dzieckiem! – przerwał jej Potter.
– Twoje zachowanie temu przeczy – skwitowała. – Zaufaj mi. Nie chciałam, żebyś wiedział o tym, czemu Syriusz Black uciekł z Azkabanu. Chciałam cię chronić przed tą wiedzą tak długo, jak tylko się da.
– Czemu? – spytał chłopak siląc się na spokój.
– Bo troszczę się o ciebie – odparła. – A także o Sama, Rona, Hermionę, Neville’a, Ginny i Alice.
Wspomnienie przyjaciół sprawiło, że Harry’emu zrobiło się głupio. Jakże łatwo było mu planować zemstę, choć wiedział, że oni pójdą za nim. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że narazi nie tylko siebie, ale też innych, najbliższych mu ludzi. Gdy to do niego dotarło, poczuł wstyd i zrozumiał punkt widzenia panny Stark. I zrobiło mu się żal, że nie ma nikogo, kto mógłby go powstrzymać przed każdą głupotą, która mu przyjdzie do głowy.
Zerknął na profesora Snape’a, ale nie znalazł u niego poparcia. Może i Mistrz Eliksirów zaproponował mu korepetycje z samoobrony, ale na pewno nie zamierzał go wspierać w żadnym przedsięwzięciu, które mogłoby narazić Sama na niebezpieczeństwo. Przez chwilę błądził spojrzeniem pomiędzy dwójką dorosłych czarodziejów, aż w końcu opuścił głowę i westchnął cicho. Może powinien posłuchać starszych i bardziej doświadczonych od siebie osób? W końcu chcieli dla niego dobrze. Postanowił nie szukać kłopotów, chociaż dobrze wiedział, że one i tak go znajdą.
– Możliwe, że ma pani rację – mruknął.
– Wiem, że ciężko ci się z tym pogodzić – Alison złagodniała. – Ale pielęgnowanie w sobie nienawiści i szukanie zemsty, to nie jest dobry pomysł. Te uczucia zawładną tobą i popchną cię w kierunku, w którym nie chciałbyś pójść.
– Skąd pani może to wiedzieć? – oburzył się chłopak, choć poczuł się też zaintrygowany.
– Bo byłam na twoim miejscu – wyznała Ally. – Miałam dziesięć lat, gdy moi rodzice zostali zamordowani. I od tamtej pory myśl o tych, którzy mi ich odebrali, nie daje mi spokoju.
– I co pani zrobiła? – spytał Harry.
– Skonfrontowałam się z nimi – kobieta uśmiechnęła się na wspomnienie Balu Debiutantek. – A później obiecałam sobie, że wsadzę ich do więzienia.
– Nie chciała pani, żeby spotkało ich to samo, co pani rodziców? – zdziwił się chłopak.
– Chciałam, czasami nadal chcę, ale lubię ten moment, gdy mogę spojrzeć im w oczy tuż przed tym, jak przełamuję ich różdżki i zamykam za nimi drzwi celi. Ten moment, gdy zdają sobie sprawę, że resztę życia spędzą w otoczeniu stworzeń, które wyzwolą w nich ich najgorsze wspomnienia – wyjaśniła mu cichym, spokojnym tonem, ale on poczuł, jak przechodzą go dreszcze. Alison Stark potrafiła być przerażająca w swojej zemście, nawet wtedy, gdy działała w świetle prawa. W pełni zrozumiał jej słowa o drodze, której nie chciałby wybrać. I to, że nie chciałby jej podpaść.
– Rozumiem – skinął poważnie głową. – To ja już pójdę.
– Nie zapominaj, Potter, że to ty chciałeś mieć ze mną dodatkowe lekcje. W czwartek po kolacji chcę cię widzieć w moim gabinecie – wtrącił się milczący od dłuższego czasu Snape.
– Będę na pewno, panie profesorze – obiecał Harry i wyszedł z gabinetu.
– To było mistrzostwo, Stark – odezwał się Severus, gdy za Potterem zamknęły się drzwi. – Powiedziałaś mu to, co powinien usłyszeć. Wzbudziłaś w nim poczucie winy i w dodatku, nawet gdy już pozna prawdę, ty będziesz mogła twierdzić, że o niczym nie wiedziałaś.
– Zawsze mogę się zasłaniać dobrem śledztwa – uśmiechnęła się przebiegle. – Za to ty... Naprawdę chcesz go uczyć walczyć?
– Nie powiedziałem tego...
– Och, daj spokój, przecież to było oczywiste – żachnęła się. – Poza tym... dodatkowe lekcje eliksirów miał już wcześniej.
– Ty nie bądź taka mądra – mruknął. – A umiejętności walki i obrony na pewno mu się przydadzą. Jakkolwiek nie rozwinie się sytuacja w nadchodzącej wojnie, to Potter i tak będzie w samym jej centrum.
– Wiem – westchnęła ciężko. – Wojna nie powinna być zmartwieniem dzieci.
– Na to już nie mamy wpływu – skwitował cierpko Snape.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Jeśli Harry znajdzie się w samym centrum wydarzeń, to ich syn również. Będą musieli tak pokierować losem wojny, by żaden z chłopców nie ucierpiał.
*
Po rozmowie z Alison Stark, Harry nie mógł się uspokoić, więc zamiast pójść do swojej wieży, włóczył się bez celu po korytarzach. Zatopiony we własnych, niewesołych, myślach. Nie zauważył, że jedne z drzwi uchyliły się. Podskoczył jak oparzony, gdy usłyszał głos profesora Lupina:
– Czy coś się stało, Harry?
– Nie... wszystko w porządku, panie profesorze – mruknął chłopak, ale Remus mu nie uwierzył.
– A może byś do mnie wpadł? – zagadnął, by jakoś skłonić chłopca do zwierzeń. – Właśnie przysłali mi druzgotka. Na naszą następną lekcję.
– Co to takiego? – zainteresował się mimo woli Potter.
Wszedł za Lupinem do gabinetu. W kącie stało wielkie akwarium. Do ścianki przywarło pyskiem jadowicie zielone stworzenie z ostrymi różkami, które robiło do nich złośliwe miny i na przemian kurczyło i rozkurczało długie, wrzecionowate palce.
– Demon wodny – wyjaśnił Lupin, przyglądając się z namysłem druzgotkowi. – Nie powinniśmy mieć z nim kłopotów, skoro przerabialiśmy już wodniki kappa. Sztuka polega na pokonaniu jego uścisku. Zauważyłeś, jakie ma wyjątkowo długie palce? Są silne, ale bardzo kruche.
Druzgotek obnażył zęby, po czym ukrył się w wodorostach w rogu pojemnika.
– Napijesz się herbaty? – zapytał Lupin, rozglądając się za czajnikiem. –
Właśnie miałem sobie zrobić.
– Chętnie – odrzekł nieśmiało Harry. Lupin stuknął różdżką w czajnik i z dziobka buchnął pióropusz pary.
– Siadaj – rzekł Lupin, zdejmując pokrywkę z zakurzonej puszki. – Mam tylko herbatę w torebkach, ale... chyba masz już dość herbacianych fusów?
Harry spojrzał na niego. Lupin mrugał powiekami.
– Skąd pan o tym wie? – zapytał Harry.
– Od profesor McGonagall – odpowiedział Lupin, podając mu wyszczerbiony kubek z herbatą. – Ale nie przejmujesz się tym, co?
– Nie.
Przyszło mu na myśl, żeby powiedzieć Lupinowi o psie, którego zobaczył na ostatnim meczu, ale szybko z tego zrezygnował. Nie chciał zostać uznany za tchórza, zwłaszcza odkąd Lupin dał mu do zrozumienia, iż uważa, że Harry nie da sobie rady z boginem.
Coś z tych myśli musiało się odbić na jego twarzy, bo Lupin zapytał:
– Czymś się martwisz, Harry?
– Nie – skłamał Harry, który miał tyle zmartwień, że sam już nie wiedział, które z nich są naprawdę istotne. Wypił łyk herbaty i obserwował druzgotka, który wygrażał mu pięścią. – Tak – powiedział nagle, stawiając kubek na biurku Lupina. – Pamięta pan ten dzień, w którym walczyliśmy z boginem?
– Taak – odpowiedział Lupin.
– Dlaczego pan profesor nie pozwolił mi z nim walczyć?
Lupin uniósł brwi.
– Myślałem, że to oczywiste, Harry – rzekł, wyraźnie zaskoczony.
Harry, który spodziewał się raczej, iż Lupin będzie próbował twierdzić, że nie miał takiego zamiaru, spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Dlaczego? – powtórzył.
– No cóż – powiedział Lupin, lekko marszcząc czoło – byłem pewny, że kiedy bogin stanie przed tobą, przybierze postać Lorda Voldemorta.
Harry wytrzeszczył oczy. Takiej odpowiedzi najmniej się spodziewał, a w dodatku Lupin wypowiedział imię Voldemorta. Jak dotąd jedyną osobą, która w jego obecności głośno wypowiedziała to imię, był profesor Dumbledore.
– Najwyraźniej się myliłem – rzekł Lupin, wciąż marszcząc czoło. – Uważałem jednak, że to nie jest dobry pomysł, aby Voldemort zmaterializował się w pokoju nauczycielskim. Wyobrażałem sobie, że wybuchnie panika.
– Rzeczywiście najpierw pomyślałem o Voldemorcie – przyznał Harry. – Ale potem... przypomniałem sobie o tych dementorach.
– Rozumiem – powiedział powoli Lupin. – No, no... jestem pod wrażeniem. – Uśmiechnął się na widok zaskoczenia na twarzy Harry’ego. – To by znaczyło, że tym, czego się boisz najbardziej, jest... strach. To bardzo mądre, Harry.
Harry nie wiedział, co na to powiedzieć, więc napił się herbaty.
– A więc pomyślałeś, że uważam cię za niezdolnego do walki z boginem? – zapytał Lupin.
– No... tak – powiedział Harry. Nagle poczuł się o wiele lepiej. – Panie profesorze, pan wie, że dementorzy...
Przerwało mu pukanie do drzwi.
– Proszę wejść! – zawołał Lupin.
Drzwi się otworzyły i wszedł Snape. Trzymał wielki kufel, z którego lekko się dymiło. Na widok Harry’ego zatrzymał się, mrużąc czarne oczy.
– Ach, to ty, Severusie – rzekł Lupin z uśmiechem. – Dzięki. Mógłbyś to postawić na biurku?
Snape postawił przed nim dymiący kufel, spoglądając to na Lupina, to na Harry’ego.
– Właśnie oglądaliśmy z Harrym druzgotka – powiedział Lupin beztrosko, wskazując na szklany pojemnik.
– Fascynujące – rzekł Snape, nie patrząc w tamtą stronę. – Powinieneś to od razu wypić.
– Tak, tak, wypiję.
– Zrobiłem cały kociołek – ciągnął Snape. – Gdybyś potrzebował więcej...
– Chętnie wezmę trochę jutro. Dziękuję ci bardzo, Severusie.
– Nie ma za co – odpowiedział Snape ponownie uważnie lustrując twarze Lupina i Harry’ego. Czyżby Potter zwierzał się ze swoich mrocznych pragnień kolejnemu nauczycielowi?
Kiedy Snape wyszedł z pokoju, Harry spojrzał z zaciekawieniem na kufel.
Lupin uśmiechnął się.
– Profesor Snape był łaskaw przyrządzić mi wywar. Nigdy nie byłem zbyt dobry w eliksirach, a ten jest wyjątkowo złożony. – Podniósł kufel i powąchał jego zawartość. – Szkoda, że cukier niszczy jego moc – dodał, po czym wypił łyk i wzdrygnął się.
– Dlaczego... – zaczął Harry. Lupin spojrzał na niego i odpowiedział na niedokończone pytanie.
– Nie najlepiej się czuję. Ten wywar to jedyna rzecz, która może mi pomóc. Mam szczęście, że pracuję razem z profesorem Snape’em; niewielu jest czarodziejów, którzy potrafią to uwarzyć.
Wypił następny łyk, starając się przełknąć go za jednym razem. Eliksir był wyjątkowo niesmaczny.
Harry patrzył na niego mając na końcu języka pytanie o to, co mu dolega, ale powstrzymał się przed jego zadaniem. Takie pytanie byłoby nie na miejscu.
– Zanim przerwał nam profesor Snape, zacząłeś coś mówić... – Remus spróbował odwrócić uwagę od swojej dolegliwości.
– Chodziło mi o dementorów i o to, jak na mnie działają... Ostatnio... – Harry zawahał się zanim dokończył.
– Tak, wiem, słyszałem już o tym, co się wydarzyło podczas meczu – rzekł Lupin i wiedząc, jakie są priorytety młodych chłopców, dodał: – I bardzo mi przykro z powodu twojej miotły. Nie da się jej naprawić?
– Nie – powiedział Harry. – To drzewo roztrzaskało ją w drzazgi.
Lupin westchnął.
– Wierzbę bijącą zasadzono w tym samym roku, w którym przybyłem do Hogwartu. Mieliśmy świetną zabawę, polegającą na tym, żeby podejść tak blisko, by dotknąć pnia. W końcu jeden chłopak, Davey Gudgeon, prawie stracił oko i zakazano nam zbliżać się do drzewa. Żadna miotła nie ma z nim szans.
– A słyszał pan też o dementorach? – zapytał z trudem Harry.
Lupin spojrzał na niego.
– Tak. Słyszałem. Chyba jeszcze nikt z nas nie widział profesora Dumbledore’a w takim stanie. Od jakiegoś czasu stawali się coraz bardziej niespokojni... wściekali się, bo nie pozwolił im wchodzić na teren szkoły... Spadłeś, bo ich zobaczyłeś, Harry, tak?
– Tak – przyznał Harry. Znów się zawahał się i nagle wyrwało mu się pytanie, które musiał zadać: – Dlaczego? Dlaczego oni na mnie tak działają? Czy jestem po prostu...
– To nie ma nic wspólnego ze słabością – przerwał mu ostro profesor Lupin, jakby czytał w jego myślach. – Dementorzy działają na ciebie o wiele silniej niż na innych ludzi, ponieważ przeżyłeś okropieństwa, których inni nie przeżyli.
Promień zimowego słońca wpadł do klasy, o oświetlając szare włosy Lupina i zmarszczki na jego młodej twarzy.
– Dementorzy to jedne z najbardziej obrzydliwych stworzeń, jakie żyją na ziemi. Lubują się w najciemniejszych, najbardziej plugawych miejscach, rozkoszują rozkładem i rozpaczą, wysysają spokój, nadzieję i szczęście z powietrza wokół siebie. Nawet mugole wyczuwają ich obecność, chociaż ich nie widzą. Wystarczy zbliżyć się do dementora, a ginie nasze dobre samopoczucie, giną wszelkie szczęśliwe wspomnienia. Dementor to pasożyt, który gdyby tylko mógł, wyssałby z ciebie wszystko, co dobre, pozostawiając coś, co byłoby podobne do niego. Pozostawiłby w tobie jedynie najgorsze wspomnienia z całego życia. A twoje najgorsze wspomnienia, Harry, wystarczą, żeby spaść z miotły. Każdemu by się to przydarzyło, gdyby miał takie przeżycia. Nie musisz się niczego wstydzić.
– Kiedy się do mnie zbliżają – Harry wlepił wzrok w biurko, czując, że w gardle coś go ściska – słyszę, jak Voldemort morduje moją mamę.
Lupin zrobił taki ruch, jakby chciał złapać go za ramię, ale się rozmyślił. Na chwilę zapanowało milczenie, a potem...
– Dlaczego przyszli na mecz? – zapytał Harry.
– Zgłodnieli – powiedział chłodno Lupin. – Dumbledore nie pozwala im wchodzić na teren szkoły, więc brakuje im tego, czym się żywią... Po prostu nie mogli się oprzeć, czując taki tłum wokół boiska. To podniecenie... silne emocje... Dla nich to jak obietnica uczty.
– Azkaban musi być strasznym miejscem – mruknął Harry, a Lupin ponuro pokiwał głową.
– Twierdza jest na maleńkiej wysepce z dala od lądu, ale i tak nie trzeba murów ani wody, żeby udaremnić więźniom ucieczkę, bo uwięzieni są we własnych głowach, niezdolni do żadnej myśli rodzącej otuchę. Większość popada w szaleństwo po paru tygodniach.
– A jednak Syriusz Black zdołał się przed nimi obronić – powiedział z namysłem Harry. – Uciekł...
– Tak – Lupin wyraźnie drgnął, chociaż próbował udawać, że ten temat w ogóle go nie dotyczy. – Black musiał znaleźć jakiś sposób, żeby nie wyssali z niego życia. Nie sądziłem, że to możliwe... Mówią, że dementorzy pozbawiają czarodzieja wszelkiej mocy, jeśli przebywa zbyt długo blisko nich...
– Ale pan sprawił, że ten dementor w pociągu wycofał się – wypalił Harry.
– Istnieją pewne... pewne sposoby obrony – rzekł Lupin. – Pamiętaj jednak, że w pociągu był tylko jeden dementor. Im jest ich więcej, tym trudniej im się oprzeć.
– Jakie sposoby? – zapytał natychmiast Harry. – Może mnie pan ich nauczyć?
– Nie zamierzam uchodzić za specjalistę od zwalczania dementorów, Harry... przeciwnie...
– Ale jeśli dementorzy jeszcze raz pojawią się na meczu, muszę się jakoś bronić...
Lupin spojrzał mu w oczy, zawahał się, a potem powiedział:
– No... no dobrze. Spróbuję ci pomóc. Ale musisz poczekać do przyszłego semestru. Mam mnóstwo roboty przed feriami zimowymi. Wybrałem sobie najgorszy czas na chorowanie.
Harry skinął mu poważnie głową i pożegnał się, żeby w końcu spokojnie przemyśleć sobie wszystko, czego się tego dnia dowiedział. A było tego aż za dużo.
*
Następnego dnia podczas śniadania, Sammy niespokojnie zerkał na Harry’ego i zastanawiał się, czy w ogóle powinien pytać o jego rozmowę ze Snape'em. Ojciec nic mu nie powiedział, mama także milczała, chociaż Sam wiedział, że też rozmawiała z Harrym, a jego zżerała ciekawość. W końcu podjął decyzję.
– Idę do biblioteki, idziesz ze mną? – spytał jak gdyby nigdy nic.
– Jasne – odparł szybko Harry, który bardzo chciał powiedzieć Sammy'emu, w co się wpakował.
Nie poszli jednak do biblioteki. To był blef, żeby pozbyć się Rona i Neville'a. Może nawet udali by się w tamtym kierunku, ale wtedy na pewno wpadliby na Hermionę, a jej także nie chcieli się zwierzać. Jeszcze nie.
Harry wyciągnął swoją magiczną mapę i pokazał Samowi nieużywaną salę zaklęć na pierwszym piętrze. Stark skinął głową.
– Co mój tata powiedział ci o Blacku? – spytał, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
– Nic nowego... Poza tym, że Black jest moim opiekunem prawnym – wyszeptał przejęty Harry. – Ale odgadł, że chciałbym dorwać Blacka za to, co zrobił moim rodzicom i... będzie mnie uczył pojedynków.
– Żartujesz? – wykrzyknął Sam i zaraz zatkał sobie usta dłonią.
– Ciii – upomniał go Potter. – Nie żartuję. I obawiam się, że będę tego żałował. Do tego jeszcze Lupin obiecał, że pokaże mi, jak się bronić przed dementorami... I nie wiem, jak pogodzę to wszystko z nauką i treningami quidditcha.
– Dasz radę – zapewnił go Sam. – Trochę ci tego zazdroszczę... Z tego co wiem, to zaklęcie, które działa na dementorów, to bardzo zaawansowana magia.
– A wiesz o nim coś więcej? – spytał Harry.
– Tylko tyle, że jest zależne od tego, jak silny jest dany czarodziej. To coś w rodzaju projekcji tej siły... Więcej nie wiem, bo nie mogłem znaleźć żadnych informacji w bibliotece. Pewnie Dumbledore usunął je, by żaden uczeń nie próbował się przemknąć koło dementorów.
– To możliwe. A twoja mama nie zna tego zaklęcia?
– Oczywiście, że je zna, ale mogę się założyć o co chcesz, że nic mi o nim nie powie. Bo od razu będzie podejrzewać, że zechcę je wypróbować.
– Bo pewnie byś to zrobił – uśmiechnął się Potter, który dobrze znał przyjaciela.
– Lubię wiedzieć, czy dobrze opanowałem teorię – odparł Sammy z miną niewiniątka. – Ale w tym wypadku nie mam do niej dostępu.
– Obiecuję, że spróbuję przekazać ci wszystko to, czego nauczy mnie Lupin – obiecał Harry. – O ile cokolwiek z tego zrozumiem.
– Dzięki – uśmiechnął się Sam. – Podobno rozmawiałeś też z moją mamą?
– Tak... Chyba byłem trochę... rozgoryczony i nieuprzejmy... ale byłem wściekły, że nic mi wcześniej nie powiedziała – przyznał niechętnie Potter. – Mam nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe.
– Na pewno nie... Mama rozumie, że to dla ciebie trudne.
– Tak, wiem... Opowiedziała mi o twoich dziadkach... Nie wiedziałem, że zginęli.
– Mama wciąż nie potrafi o tym zapomnieć – mruknął Sam. – To... to ją dręczy. I myślę, że nawet gdy już wsadzi ostatniego z tych morderców, to wcale o tym nie zapomni.
– Ja też odniosłem takie wrażenie.
– I co? Mimo wszystko chcesz się mścić na Blacku?
– Nie wiem... Nie będę go szukał. Ale kiedy on mnie w końcu znajdzie, chcę być gotowy – oświadczył Harry z mocą.
Sammy pokiwał głową ze zrozumieniem. On na miejscu przyjaciela zrobiłby dokładnie tak samo. I na wszelki wypadek postanowił, że również zacznie uczyć się walczyć. Gdyby Harry wpadł w tarapaty, to zawsze będzie mógł mu pomóc.


Snape, after all this time? Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz