ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

667 56 5
                                    

Chociaż wychodząc od Lilith Alison obiecywała sobie, że porozmawia z Severusem o swoim odejściu z Hogwartu, to nie udało jej się tego zrealizować. Przez kolejne dni Snape wyraźnie jej unikał i Ally nie miała okazji nawet się z nim zobaczyć. Nie znając przyczyn jego zachowania, zwyczajnie odpuściła to sobie i zajęła się domknięciem sprawy oraz procesem, który, dzięki wsparciu Lucjusza, został zorganizowany w błyskawicznym tempie. Malfoy przekupił prawie wszystkich prawników i oskarżeni nie mogli znaleźć nikogo, kto byłby w stanie ich wybronić.
A Severus unikał Alison z kilku powodów. Jednym z nich było to, że zaczął się przy niej czuć niepewnie. Pogubił się w swoich uczuciach. Z jednej strony czuł, że dawna miłość tkwi w nim gdzieś głęboko i wystarczy się do niej przyznać, żeby wszystko wróciło na właściwe tory. A z drugiej, nie wiedział, czy właśnie tego by chciał. Oboje mieli za sobą ciężkie doświadczenia i nie byli już tymi samymi ludźmi, co kiedyś. Jednak kiedy Ally była obok, zapomniał o tym wszystkim i nie panował nad swoimi odruchami. Wtedy wiedział, czego pragnie. Ale wystarczyło, że znikała na kilka godzin, by znowu czuł się zagubiony.
Kolejnym powodem było to, że eliksir, który miał dla niej zrobić, okazał się trudniejszy niż przypuszczał. Jego warzenie szło mu opornie i Snape czuł się sfrustrowany jak nigdy wcześniej. Nie chciał jej zawieść, ale coraz częściej łapał się na myśli, że chyba nigdy nie uda mu się jej pomóc. A wyjątkowo mu na tym zależało. To wszystko sprawiło, że miał chaos w głowie i nie chciał, żeby ktokolwiek to zauważył.
Alison przez większość czasu wydawała się być nieobecna myślami. W Hogwarcie w zasadzie przestała bywać, całe dnie spędzając na zmianę w Ministerstwie lub w domu. Nawet w święta musiała pracować, z czego akurat Snape się wyjątkowo ucieszył, bo zostawiła mu pod opieką Sama i Maggie.  Spędził z dziećmi cudowne dwa dni i pod koniec świąt doszedł do wniosku, że nie wyobraża już sobie życia bez nich.
I tak, niemalże niepostrzeżenie, minęły prawie dwa tygodnie, podczas których nie zamienili ze sobą ani słowa poza zdawkowymi grzecznościami. Okazja do rozmowy pojawiła się dopiero po przerwie świątecznej, podczas śniadania. Alison, wyjątkowo obecna w szkole, czytała Proroka Codziennego i na jej ustach błąkał się uśmiech, który tylko nieliczni mogli wziąć za przejaw wesołości.
Snape pożyczył sobie egzemplarz gazety od Quirrella i po chwili zadziwiająco upodobnił się do siedzącej obok niego kobiety. Przynajmniej pod względem mimiki.

„TRAGEDIA W AZKABANIE
Jak nieoficjalnie dowiedział się nasz reporter, w czarodziejskim więzieniu doszło do poważnego naruszenia regulaminu. Osądzeni w głośnej ostatnio sprawie Gwałciciele z Brighton, którzy zostali skazani na dożywocie w Azkabanie, nie musieli długo czekać na koniec swojego wyroku. W wyniku pomyłki – zamiast do pojedynczych cel – trafili do celi zbiorowej. Na tym ich pech się nie skończył. Okazało się, że zostali osadzeni razem z członkami rodziny jednej ze swoich ofiar. Aurorzy twierdzą, że byli bezsilni. Zanim dotarli pod drzwi celi i przebili się przez tłum dementorów, nie było już co zbierać... Tak więc sprawiedliwość dopadła oprawców, nawet wbrew wyrokowi sądu. Jednak to stawia przed nami szereg pytań: Jak do tego doszło? Kto zawinił?
Ministerstwo Magii milczy na ten temat. Nic dziwnego. To wśród pracowników podległych Ministrowi należy szukać osoby, która nie dopilnowała regulaminu...”

Snape spojrzał na Alison i lekki grymas, który miał być namiastką uśmiechu, wykrzywił mu usta.
– To twoja robota? – spytał ją szeptem, gdy już oddał Quirrellowi jego gazetę.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparła Alison lekkim tonem.
– Oczywiście – stwierdził. – Nic o tym nie wiedziałaś.
– I tej wersji będę się trzymać – szepnęła. – Snape, muszę ci coś powiedzieć.
– Teraz? – spytał udając, że jest zainteresowany wyłącznie swoim talerzem.
– Za pół godziny, w laboratorium – odparła i wstała od stołu.
Snape jeszcze został w Wielkiej Sali. Skoro nie chciała od razu wyjaśnić, o co chodzi, to nie zamierzał iść za nią. Nie chciał, żeby ktokolwiek się zorientował, że mu na tym zależy. Domyślał się, że to, co chciała mu powiedzieć, będzie miało związek z zakończoną sprawą i zastanawiał się, do czego jeszcze mógłby być jej potrzebny. Dojadł śniadanie i stwierdził, że wyznaczone pół godziny już chyba minęło.
Gdy wszedł do laboratorium Alison, już wiedział, że jego domysły były błędne. Z pomieszczenia zniknęły jej tablice, na których pracowała, nie było szafki z dokumentami, próbek zawalających blat i tym podobnych rzeczy świadczących o tym, że ktoś tam pracował. Alison porządkowała właśnie biurko. Segregowała jakieś papiery i ledwie zarejestrowała dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.
– Wyjeżdżasz – stwierdził Severus, czując, że myślowy chaos właśnie się uspokoił i że on już nie ma żadnych wątpliwości. Teraz, kiedy wiedział, że ona zaraz wyjedzie, chciał, żeby została. Na zawsze.
– Tak, właśnie o tym chciałam ci powiedzieć – odparła. Odłożyła papiery na biurko i przysiadła na jego skraju. – Paul Smith poprosił, żebym wróciła do MACUSA na jakiś czas... Potrzebuje mojej pomocy. Dostałam delegację i lecę.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – spytał cierpko.
– Uznałam, że powinieneś wiedzieć...
– Nie kręć, Stark, dlaczego dopiero teraz? – sprecyzował swoje pytanie. – Przecież nie dowiedziałaś się o tym przed chwilą.
– No nie... ale nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć – wyznała cicho.
Zarumieniła się i opuściła wzrok. Tak bardzo chciała, żeby zrozumiał, że nie chodzi tylko o jej wyjazd. Że nie chce tracić tego, co było między nimi. Nie umiała o tym powiedzieć wprost, więc liczyła na to, że on się domyśli. Nie do końca poszło to po jej myśli.
– To nie była odpowiedź na moje pytanie – powiedział Severus i oderwał plecy od drzwi, o które się do tej pory opierał.
– Była – mruknęła. Wyczuła jego ruch i spojrzała na niego uważnie. – Snape, bałam się, że pomyślisz, że uciekam... od ciebie.
Serce zabiło mu szybciej, gdy widział jej wpatrzone w niego oczy. Niemą prośbę o zrozumienie... i o potwierdzenie, że to nie jej wymysły, że ostatnio spędzony wspólnie czas to było coś... coś ważnego dla nich obojga. Zrozumiał. Uśmiechnął się lekko i usiadł obok niej.
– Ale nie uciekasz?
– Nie, nie uciekam. Już nie.
– I wrócisz...? – spytał czując nagłą suchość w ustach.
– Wrócę – odparła z przekonaniem.
– Do... do mnie? – dopytał jeszcze.
– A chciałbyś tego? – tym razem nie odpowiedziała od razu. Jej serce też biło w innym niż zwykle rytmie.
– Naprawdę musisz o to pytać? – szepnął jej do ucha.
Był tak blisko, promieniował subtelnym męskim zapachem i ciepłem, w które chciała się wtulić. Alison dotknęła dłońmi jego twarzy i spojrzała mu prosto w oczy.
– Wrócę do ciebie – powiedziała stanowczo. Tak, żeby nie miał żadnych wątpliwości. – Jeśli wciąż będziesz mnie chciał.
– Idiotka – szepnął i nachylił się do jej ust. – Jak możesz w to wątpić?
Alison objęła go za szyję i pocałowała. Ostrożnie, delikatnie, jakby bała się, że on się opamięta i wycofa. Snape przyciągnął ją bardzo blisko siebie i oplótł ją ramionami. Wiedział, że ta chwila zaraz się skończy, ale chciał, żeby wiedziała, że on też nie ma zamiaru uciekać. Już nie. Jej wargi paliły jego usta, kiedy ich pocałunek stał się bardziej namiętny. Snape zamruczał zmysłowo, gdy poczuł tak upragniony dreszcz podniecenia przebiegający po plecach. Alison drgnęła i przerwała pocałunek. Ona potrzebowała znacznie więcej czasu, żeby poczuć choć odrobinę pożądania, a tego czasu nie miała. Jednak nie odsuwała się od niego, tylko przytuliła się mocniej.
– Tak bardzo mi ciebie brakowało – szepnęła.
– Mi ciebie też – wydusił z siebie Severus. Musiał się opanować, żeby nie zrobić czegoś, co by ją zniechęciło. Nie mógł nic poradzić na to, że tak na niego działała.
– Nie przeprosiłam cię jeszcze za to, że wtedy posądziłam cię o romans z Narcyzą...
– Nie chcę tego słuchać – powiedział stanowczo i położył jej palec na ustach. – Nie dzisiaj.
Alison uśmiechnęła się i pokiwała głową. Snape cofnął dłoń i patrzył na nią bez słowa. Chciał wierzyć, że to, co się właśnie wydarzyło to nie sen. Że ona naprawdę do niego wróci, że będą razem... Co by się nie działo, to on miał zamiar walczyć o nią. Przywróciła mu wiarę i pewność siebie, o istnieniu których już dawno zapomniał.
– Cholera, muszę iść na lekcję – mruknął, gdy zegar ścienny wybił godzinę dziesiątą. – Nie będzie cię tu, kiedy skończę, prawda?
– Nie – odpowiedziała ze smutkiem. – Za dwie godziny mam samolot.
– Nie teleportujesz się? – zdziwił się.
– Maggie tego nie lubi, czemu akurat się nie dziwię – wyjaśniła mu. – Dlatego ostatnio głównie latamy.
– Będę mógł was odwiedzić? – spytał.
– Naprawdę musisz o to pytać? – odparła z szerokim uśmiechem na ustach.
– Wołałem się upewnić – mruknął. – I tak boję się, że jednak się rozmyślisz...
– Snape, ja też się tego boję – wyznała. – Ale chyba warto spróbować, co?
– Warto – szepnął. Wstał z biurka i ponownie ją przytulił. – Naprawdę muszę iść.
– Wiem – odszepnęła. – Do zobaczenia.
Pocałowała go w policzek i wysunęła się z jego objęć. Zrobiła to bardzo niechętnie, ale nie mogli przeciągać sceny pożegnania w nieskończoność. Snape spojrzał na nią jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy i uśmiechnął się smutno. Odwrócił się i szybko wyszedł z laboratorium.

Snape, after all this time? Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz