EPILOG

733 48 45
                                    

Glizdogon biegł, ile sił w krótkich, szczurzych łapkach. Biegł bez wytchnienia od wielu dni. Bał się, ale ten strach dodawał mu sił. To on pomógł mu przeżyć w Zakazanym Lesie po ucieczce spod Wierzby Bijącej. I to on kazał mu dążyć tam, gdzie zalęgło się zło. Jego Pan żył, a on, zwykły, nic nieznaczący szczur, zamierzał go odnaleźć i pomóc mu wrócić do pełni sił. Wiedział, jak to zrobić. Gdyby mógł, śmiałby się w głos z głupoty Snape’a, Blacka i całej reszty. Och, Czarny Pan na pewno go wynagrodzi, kiedy go wysłucha. A przynajmniej wybaczy mu błąd sprzed lat.
Szczur bał się przemieniać w człowieka. Bał się, że ktoś go rozpozna. Jednak musiał po drodze odwiedzić jeszcze jedno miejsce. W dniu, gdy udał własną śmierć, ukrył w kanałach swoją różdżkę. Teraz chciał ją odzyskać, żeby swobodnie się zmieniać. Lecz pozostał przy swojej zwierzęcej postaci, w której łatwiej mu było się ukryć i podróżować mugolskimi środkami transportu.
W ten sposób dotarł do Albanii, gdzie, jak podejrzewał, ukrył się jego pognębiony Pan.
Inne zwierzęta traktowały go podejrzliwie. Nie ufały przybyszowi, który był jakiś dziwny i w dodatku pchał się w głąb puszczy, choć wszystkie inne szczury raczej stamtąd uciekały.
Glizdogon nie od razu przekroczył linię drzew, która stanowiła granicę, poza którą zwierzęta starały się nie zapuszczać. Skoncentrowany na celu, jakim było dotarcie do tego lasu, nie zaprzątał sobie głowy tym, co dokładnie powie swojemu Panu. Musiał to dobrze zaplanować, bo wiedział, że będzie miał tylko jedną szansę. Przypuszczał, że nawet osłabiony czarnoksiężnik, jest i tak o wiele potężniejszy od niego.
W końcu zdecydował, że nie może dłużej zwlekać. Zmienił się w człowieka i ruszył prosto przed siebie.
Nie musiał długo czekać, by wiedzieć, jaki kierunek obrać. Moc Lorda Voldemorta była aż za dobrze wyczuwalna w całym lesie. Przyzywała go do siebie. Wabiła i mamiła obietnicą wielkości w zamian za drobną pomoc.
Glizdogon nie wiedział, że w ten sposób Voldemort zwabiał w pułapkę słabe zwierzęta, by następnie zabijać je i posilać się nimi. Myślał, że odebrał jakiś tajny sygnał, przeznaczony tylko dla najwierniejszych sług Czarnego Pana.
Kości drobnych ssaków zachrzęściły mu pod stopami i głośno przełknął ślinę, gdy pojął, że pewnie taki los spotkał by też jego, gdyby postanowił do końca pozostać w ciele szczura. Chwaląc się w duchu za swoją przezorność, dzielnie maszerował dalej.
Dotarł do celu i gwałtownie zapragnął zawrócić. Zrozumiał, że dotychczasowy strach był niczym w porównaniu z przerażeniem, które teraz odczuwał. Ale już było za późno na odwrót. Pokłonił się temu, co zostało z jego pana i mistrza i wyszeptał:
– Jestem na twoje rozkazy, mój panie.
Pomarszczone stworzenie, przypominające karykaturalnie powykręcanego noworodka, przeniosło na niego spojrzenie swoich czerwonych oczu. Upiorny uśmiech odsłonił ostre ząbki, a dźwięk, który wydobył się z ust stworzenia, sprawił, że przerażony Glizdogon padł na ziemię.
– Czyżby szczury uciekały z tonącego okrętu? – piskliwy, a jednocześnie skrzeczący śmiech Voldemorta potoczył się po okolicy. – Przyszedłeś mnie dobić, Glizdogonie?
– Przyszedłem, żeby ci służyć – wyjęczał mężczyzna. – Znam sposób, by przywrócić ci siły, panie.
– Spójrz na mnie – padł krótki, piskliwy rozkaz.
Stworzenie wpatrywało się uważnie w szeroko otwarte oczy Glizdogona. Mężczyzna zaczął się trząść, po jego policzkach płynęły łzy, ale sparaliżowany strachem nawet nie pomyślał, by zamknąć oczy czy odwrócić głowę.
Lord Voldemort był zadowolony. Co prawda większość wspomnień Glizdogona okazywała się całkowicie bezwartościowa, ale rzeczywiście odnalazł tam wskazówki, jak odzyskać dawną potęgę. I swojego wiernego sługę, który najwyraźniej szukał sposobów, by pomóc swemu panu. Och tak, gdyby tylko udało mu się dotrzeć do Severusa... Jednak na razie musiał zadowolić się tym, kogo zesłał mu los. Nie zamierzał zapomnieć Glizdogonowi tego, że to po jego informacjach stracił wszystko, co miał. I nie zamierzał mu tego wybaczyć. Ale dopóki ten mizerota będzie użyteczny, pozwoli mu żyć.
– Zaczynajmy... – rzekł nieco raźniejszym głosem. – Przyprowadź mi największego węża, jakiego zdołasz schwytać.



Snape, after all this time? Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz