31 sierpnia 1991
Alison rozejrzała się po swoim gabinecie i skrzywiła się lekko. Jako przykrywka dla jej prawdziwego zadania był idealny. Ciepły, przytulny, dziewczęcy. Idealne miejsce do plotek i zwierzeń. O taki efekt jej chodziło. Uczniowie mieli czuć się tam swobodnie i bezpiecznie, kiedy będzie z nimi rozmawiać. Zamknęła drzwi z tabliczką z napisem „Pedagog Szkolny” i zeszła do lochów, do swojego laboratorium.
To było jej prawdziwe miejsce pracy. Stół sekcyjny został odsunięty pod ścianę. Natomiast na blacie roboczym pojawiło się mnóstwo próbek i fiolek z materiałem genetycznym pobranym od wszystkich sześciu ofiar i ich dzieci. Miała zamiar porównać je ze sobą. Do tej pory nie miała możliwości, bo szpital nie dysponował potrzebnym sprzętem. Teraz miała do dyspozycji wszystko, o czym tylko mogła zamarzyć. Jednak na razie jeszcze nie zaczynała badań.
Rozstawiła tablicę, na której przypięte były zdjęcia dziewcząt i krótkie notatki dotyczące znalezionych przy nich dowodów. Później drugą, z wypisanym na górze hasłem „Rzeź Niewiniątek”. Tę tablicę miała zamiar dopiero zapełnić znalezionymi informacjami. Trzecią planszę ustawiła trochę bardziej z boku, bliżej biurka i zatytułowała ją „Syriusz Black”. Wypisała na niej kilka haseł i jedno nazwisko, Lupin. Wiedziała, że będzie musiała przesłuchać przyjaciela, ale wcale jej się to nie uśmiechało. Jednak tylko on mógł mieć więcej informacji o Syriuszu. Alison naprawdę przejęła się sytuacją Blacka i postanowiła mu pomóc. Nawet jeśli miałaby to być walka z wiatrakami.
Przygotowała sobie wszystko, żeby od razu móc zacząć pracę i zamknęła laboratorium na cztery spusty. Musiała zrobić jeszcze tylko jedną rzecz przed powrotem do Londynu, gdzie czekały na nią dzieci. Poszła do Wielkiej Sali i czekała. Osoby, które zaprosiła na spotkanie, przybyły tam chwilę po niej.
– O co chodzi, Alison, czy coś się stało? – spytała zaniepokojona McGonagall, gdy zobaczyła wśród zebranych również panią Pomfrey.
– Jeszcze pytasz? – zakpiła Ally. – Przypominam wam, że nie żyje uczennica. A dokładniej mówiąc, sześć dziewcząt, które uczyły się w tej szkole.
– Dlaczego konkretnie nas tu wezwałaś? – spytał rzeczowo Dumbledore.
– Zanim znajdę bezpośrednich sprawców, chciałabym ustalić, kto zawinił pośrednio – odparła i od razu przeszła do rzeczy: – Na początku dziwiłam się, czemu te dziewczyny nie zwróciły się z problemem do swojego wychowawcy, ale już zostałam uświadomiona, że o niektórych sprawach nie chciały rozmawiać z mężczyzną...
Snape, który spiął się na początku jej przemowy, teraz odrobinę się rozluźnił. Nie obwiniała go, chociaż on i tak czuł się winny. Jednak jej kolejne słowa podziałały na niego jak kubeł zimnej wody.
– ...co nie zmienia faktu, że ich opiekun powinien był zwrócić uwagę na to, że były w dość zaawansowanej ciąży. Jednak niczego nie zauważył – powiedziała bezlitośnie i zwróciła się do Minerwy: – Dowiedziałam się też, że nie zwróciły się do ciebie, bo twój sposób bycia nie zachęcał ich do zwierzeń. Jako zastępca dyrektora powinnaś być pierwszą osobą, której młoda dziewczyna ze wstydliwym problemem chciałaby się zwierzyć. I kiedyś tak było. Ja się nie zastanawiałam, tylko od razu poszłam do ciebie. A teraz okazuje się, że jedyną osobą, której zaufała Miriam, i jak przypuszczam pozostałe ofiary, była szkolna pielęgniarka, która obiecała, że nikomu nic nie powie i jak na złość dotrzymała słowa.
Obie kobiety stały skruszone, z opuszczonymi głowami i analizowały jej słowa. Alison nie zamierzała na tym poprzestać.
– Cała wasza czwórka zawiniła – wytknęła im. – Nikt nie zauważył, jaki horror przeżywały te dziewczyny. Były spokojne, grzeczne, więc nie zwracaliście na nie uwagi. I nie zrobiliście nic, żeby im pomóc! Większość z was wiedziała, że ten problem istniał!
– Alison, przestań nas obwiniać, tylko powiedz, jak możemy naprawić ten błąd – wtrącił się Dumbledore.
– Błąd! – prychnęła rozzłoszczona. – Obserwujcie uczennice i jeśli cokolwiek was zaniepokoi, to przysyłajcie je do mnie. Nie tylko te ze Slytherinu. Dumbledore, postaraj się ustalić, co się dzieje z uczennicami, które w ciągu ostatnich pięciu lat ukończyły szkołę. A pani – Alison nieżyczliwie spojrzała na pielęgniarkę – niech zgłasza mi pani każdy przypadek, kiedy uczennica będzie w ciąży.
– Ale tajemnica zawodowa... – odezwała się wstrząśnięta Poppy.
– Przecież ja im nie powiem, skąd mam takie informacje! – zirytowała się Alison. – Nikt sięnie dowie, że pani mi cokolwiek powtórzyła.
– Dobrze, tak zrobię – zgodziła się pani Pomfrey. – Mówiłam im, żeby się do ciebie zwróciły, że ty im pomożesz...
– Tak, wiem – Alison nagle złagodniała słysząc ból w głosie pielęgniarki. – Szkoda tylko, że żadna z nich pani nie posłuchała.
– Tak, to rzeczywiście wielka szkoda – ponownie wtrącił się Dumbledore, a widząc, że jej nastrój uległ zmianie, powiedział: – Wszyscy zrobimy co w naszej mocy, żeby to się nigdy nie powtórzyło.
– Na to właśnie liczę – odparła spokojnie. – Tym razem będę na miejscu, żeby uczennice nie musiały się zastanawiać, jak mnie znaleźć.
– Czy to już wszystko, co chciałaś nam przekazać? – spytała McGonagall, jakby się nad czymś zastanawiała.
– Tak, na chwilę obecną to wszystko. Jeśli będę miała jakieś uwagi, to dam wam znać – stwierdziła Stark bardzo suchym i rzeczowym tonem.
Chciała pożegnać się i odejść. Powiedziała im już wszystko to, co leżało jej na sercu. Może trochę zbyt ostro, ale chciała, żeby dotarło do nich, że to na nich spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo uczniów. Że mury zamku nie są w stanie ochronić ich niewinności. Chyba zrozumieli i nawet nie mieli do niej pretensji. Pani Pomfrey szeptała coś gorączkowo do Dumbledore’a, jakby się przed nim tłumaczyła, a McGonagall poklepywała ją uspokajająco po plecach. Alison zostawiła ich samym sobie i wyszła z Sali.
– A sobie nie masz nic do zarzucenia? – usłyszała cichy, pełen jadu głos tuż obok siebie.
– Nawet sporo, ale nie będę się z tego przed tobą tłumaczyć – odparła z godnością.
– Myślisz, że to coś zmieni? Że tobie uczennice zaufają? – spytał Snape, całkowicie ignorując jej odpowiedź.
– Mam nadzieję – powiedziała cicho. – Zwłaszcza, że chwilowo nie mam innego pomysłu.
– Słuchaj, ta twoja przemowa nie była potrzebna, i tak wszyscy czujemy się winni – stwierdził nieoczekiwanie Severus. – Dlatego chciałbym coś zrobić...
– Chcesz mi pomóc? – spytała wprost.
– Właśnie to powiedziałem.
– Na moich warunkach?
– Jeśli inaczej się nie da – mruknął.
– Dobrze – powiedziała Alison. – Skoro tego właśnie chcesz, to wprowadzę cię w szczegóły. Ale najwcześniej jutro. Teraz muszę wracać...
– Stark, kto odprowadzi jutro Sammy'ego na pociąg? – spytał jeszcze zanim odeszła.
– Ja, a co?
– Chciałbym tam być – powiedział tylko.
– Jeśli potrafisz zmienić wygląd tak, żeby nikt cię nie rozpoznał, to myślę, że nie będzie z tym problemu – podpowiedziała mu.
CZYTASZ
Snape, after all this time? Część II
أدب الهواةHistoria dalszych losów Severusa Snape'a i Alison Stark. Jaki błąd popełnił Severus? Czy rzeczywiście miało to aż tak poważne skutki, by nazwać go największą porażką w jego życiu? Co takiego chciała powiedzieć mu Alison i dlaczego tego nie zrobiła...