ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

683 50 5
                                    

Zawiera obszerne fragmenty książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Wtorek, 23 lipca 1991
Alison zielonym atramentem wypisała adres na kopercie, wsunęła do niej list i uśmiechnęła się złośliwie do siedzącego obok niej Lupina. Remus wylał odrobinę wosku na kopertę i odcisnął w nim pieczęć Hogwartu.
– Zaraz się zacznie – powiedziała Stark i różdżką posłała list prosto do torby nadchodzącego listonosza.
– Jakby nie można było po prostu tam wejść i wszystko mu wyjaśnić – stwierdził Remus z goryczą. Odkręcił piersiówkę, upił łyk płynu i skrzywił się.
– Jasne, wparowanie tam kilka dni przed pełnią, to, w twoim przypadku, świetny pomysł – odparła Alison z odrobiną współczucia. – Widziałeś się w lustrze?
– Dzięki, Ally, właśnie to chciałem usłyszeć – mruknął Lupin w pełni świadomy tego, że kobieta ma rację. Nikt nie powinien go teraz oglądać.
– Nie martw się – powiedziała pocieszająco. – Jeszcze kilka dni i będzie po wszystkim.
– Masz na myśli... mój problem czy Harry'ego? – spytał wskazując na drzwi domku z numerem cztery, do którego właśnie podszedł listonosz.
– Oba problemy – mruknęła i utkwiła wzrok na obserwowanym obiekcie.

~*~

Dudley Dursley, jego ojciec Vernon i kuzyn, Harry Potter siedzieli we trzech w pokoju, gdzie uciekli przed okropnym zapachem, który wydobywał się z kotła w kuchni. Petunia, pod wpływem sugestii męża, farbowała stare ubrania Dudleya, żeby mogły imitować mundurek szkolny. Miała zamiar poprosić Alison o dopasowanie ich do wymiarów Harry'ego, żeby chłopak jakoś się prezentował w nowej szkole. Nie zorientowała się w porę, że przyszedł listonosz. Jednak tamci trzej usłyszeli szczęk klapki osłaniającej szczelinę w drzwiach i pacnięcia listów spadających na matę.
– Przynieś pocztę, Dudley – powiedział wuj Vernon znad gazety.
– Niech Harry przyniesie.
– Przynieś pocztę, Harry.
– Niech Dudley przyniesie.
– Dudley, przyłóż mu smeltingiem.
Harry umknął przed smeltingiem i poszedł do drzwi. Na macie leżały trzy przesyłki: pocztówka od siostry wuja Vernona, Marge, która wyjechała na urlop na wyspę Wight, brązowa koperta, wyglądająca na rachunek, i – list do Harry’ego.
Harry podniósł go, czując, że serce zadygotało mu jak gigantyczna gumowa taśma. Jeszcze nigdy nie otrzymał listu. Bo i od kogo? Nie miał przyjaciół, nie miał innych krewnych, nie był zapisany do żadnej biblioteki, więc nigdy nie otrzymywał nawet zwykłych ponagleń, by oddać książki. A jednak ta koperta była zaadresowana tak wyraźnie, że nie było mowy o pomyłce:
   „Pan H. Potter
    Komórka pod Schodami
    Privet Drive 4
    Little Whinging
    Surrey
Koperta była gruba i ciężka, z żółtawego pergaminu, a adres wypisano szmaragdowozielonym atramentem. Nie było żadnego znaczka.
Odwróciwszy kopertę drżącą ręką, Harry dostrzegł woskową pieczęć z herbem: lew, łabędź, borsuk i wąż wokół dużej litery H.
– Pospiesz się, chłopcze! – krzyknął z kuchni wuj Vernon. – Co ty tam robisz? Sprawdzasz, czy w listach nie ma bomby? – Zachichotał z własnego dowcipu.
Harry wrócił do kuchni, wciąż wpatrując się w swój list. Wręczył wujowi Vernonowi rachunek i pocztówkę, usiadł i zaczął powoli otwierać żółtą kopertę.
Wuj Vernon rozerwał rachunek, chrząknął z niesmakiem i rzucił okiem na pocztówkę.
– Marge jest chora – poinformował ciotkę Petunię. – Jadła jakieś trąbiki...
– Tato! – zawołał Dudley. – Tato, Harry coś dostał!
Harry rozkładał już list, napisany na takim samym grubym pergaminie, kiedy mu go wyrwała ręka wuja Vernona.
– To do mnie! – powiedział Harry, próbując odzyskać list.
– Tak? A niby kto miałby do ciebie napisać? – zarechotał wuj Vernon, otwierając list jednym ruchem.
Jego twarz zmieniła się z czerwonej na zieloną szybciej niż światła na rogu ulicy. A na tym się nie skończyło. Po kilku sekundach poszarzała już jak stara owsianka.
– P–P–Petunio! – wyrzucił z siebie wraz z oddechem.
Dudley próbował złapać list, żeby go przeczytać, ale wuj Vernon trzymał kartkę z dala od niego. Ciotka Petunia łapczywie chwyciła ją i przeczytała pierwszą linijkę. Przez chwilę wyglądała tak, jakby miała zemdleć. Spodziewała się, że Harry lada dzień dostanie list, ale liczyła na to, że nie przyjdzie on wraz z poranną pocztą, tylko dopiero wtedy, gdy Vernon będzie w pracy. Jednak teraz nie mogła wyjść ze swojej roli. Czując obrzydzenie do siebie złapała się za szyję i wydała kilka dźwięków charakterystycznych dla osób, które się krztuszą.
– Vernon! O Boże... Vernon!
Wpatrywali się w siebie, jakby zapomnieli, że Harry i Dudley są nadal w kuchni. Dudley nie był do tego przyzwyczajony. Pacnął ojca smeltingiem w głowę.
– Chcę to przeczytać – oznajmił głośno.
– Nie, ja chcę to przeczytać – krzyknął Harry – bo to list do mnie!
– Wynoście się obaj – zaskrzeczał wuj Vernon, wsuwając list do koperty.
Harry nie drgnął.
– CHCĘ MÓJ LIST! – krzyknął.
– Muszę go zobaczyć! – wrzasnął Dudley.
– WYNOCHA! – ryknął wuj Vernon, po czym chwycił Harry’ego i Dudleya za karki i wyrzucił ich do przedpokoju, zatrzaskując za nimi drzwi do kuchni.

Snape, after all this time? Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz