Gdy przebrzmiał dzwonek na zakończenie dnia, wszyscy uczniowie opuścili szkołę. Czesiek i koledzy zeszli po schodach i skierowali się w stronę dzielnicy, w której we trzech mieszkali.
- Hej, Czesiek! - usłyszeli za sobą damski głos.
Wszyscy trzej się odwrócili. Za nimi zjawiła się znikąd Karolina.
- O, Karolina, cześć - odpowiedział zmieszany chłopak, zaś w jego głowie zaczęła się rozpaczliwa gonitwa myśli.
- Mogłabym na chwilę waszego kolegę? - zapytała Fausta i Kapciucha. Obaj spojrzeli na siebie porozumiewawczo z wariackimi uśmiechami, a potem rzucili okiem na zmieszanego czarnowłosego, na którego twarzy pojawił się kolor gruntownie dojrzałego buraka.
- No okej, nie mamy nic przeciwko - powiedział po chwili Johannes.
- Ej, chwila... - próbował protestować Czesiek.
- Stary, wyluzuj, damy radę - wyciągnął uspokajająco ręce Zdzisław. - No to do jutra! - pomachał ręką i obaj chłopcy odeszli, zostawiając czarnowłosego sam na sam z dziewczyną, który spojrzał na nią z mieszaniną dezorientacji oraz jakiegoś niepokoju, jakby podświadomie obawiając się, że to, co się za tycią chwilkę stanie, może zaważyć na jego dalszych czynach i wyczynach.
- No to - zaczął, drapiąc się po karku. - Słucham? - zapytał z rozmysłem.
- Może nie tu, co? - zaproponowała Karolina. - Chodźmy gdzieś indziej.
W głowie Czesława, skrytej pod czupryną koloru skały osadowej pochodzenia roślinnego, powstałej w paleozoiku ze szczątków wspomnianych organizmów, wydobywanej w celach opałowych - znaczy się czarnej jak jasny gwint, zaczęły kłębić się różnorakie myśli, obrazujące coraz to bardziej pogmatwane sposoby wyjścia z sytuacji.
- Co byś powiedziała na loda? - zapytał.
Karolina spojrzała na niego z oburzeniem.
- Oszalałeś?! Takie rzeczy mi w miejscu publicznym proponujesz?!
- Nie o takiego loda mi chodziło - przewrócił oczami chłopak. - Miałem na myśli zwykłego loda, w wafelku - stwierdził, po czym widząc zawstydzoną minę dziewczyny dodał: - Ale podoba mi się twój tok myślenia.
Albinoska zaczerwieniła się jak piwonia, co w połączeniu z jej białymi włosami dało efekt taki, że wyglądała jak flaga narodowa.
- Heh, sorki. No cóż, dobry pomysł. Tym bardziej, że pomimo wrześniowego miesiąca mamy wciąż lato. A przy tym jest dość ciepło.
Oboje skierowali się do najbliższej lodziarni. Każde z nich zamówiło taki smak gałki, jakie chciało, po czym opuścili lodziarnię i udali się na spacer po miasteczku.
- A więc, o czym w takim bądź razie chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytał z naciskiem Czesław.
Karolina spojrzała w bok.
- No, tego... - zaczęła niepewnie.
- Hej, Lola, a co to za fagas? - usłyszeli głos za nimi.
Odwrócili się. W ich kierunku dziarsko zmierzały dwie postacie. Jedna z nich była ewidentnie kobietą w wieku lat na oko osiemnastu o dość kobiecej sylwetce. Miała potargane, ciemne włosy, grube i błyszczące. Spod ciężkich powiek i wachlarza długich rzęs patrzyły bystro zielone oczy, w których tańczyły zwariowane iskierki. W sumie całkiem ładną buzię o wystających nieco kościach jarzmowych zdobił wredny uśmieszek, ukazujący perfekcyjnie białe zęby. Nosiła ona spodnie z dziurami na kolanach, fioletowy T-shirt oraz trampki w czerwone, żółte i pomarańczowe kwadraty. Była bardzo podobna do Karoliny. Obok niej szedł sprężyście dziewiętnastoletni chłopak o portugalskiej urodzie, kruczoczarnych włosach i podkrążonych oczach barwy czekoladowego brązu oraz oliwkowej cerze. Wzrostem niewiele przewyższał ciemnowłosą. Ubrany był w jednolicie kirowy strój, składający się z glanów, skórzanej kurtki (którą miał obwiązaną wokół pasa), dżinsów i bluzy z krótkim rękawem.
- Viva, a ty tu skąd się wzięłaś? - zapytała ze zdziwieniem albinoska.
- Jak to skąd? Z domu! - odparła z godnością dziewczyna. - W końcu, jestem przecież na randce, nie?
- Emm... - Karolina zaczerwieniła się.
- No więc, siostra? Co to za fagas? - wskazała na Cześka.
- Jestem Czesław, kolega z klasy Karoliny - uratował sytuację tamten.
- Kolega - zaśmiała się ironicznie zielonooka. - Tylko tak mówisz, a za jakiś czas tylko patrzeć, jak...
- Viviane - usłyszeli melodyjny, aczkolwiek stanowczy głos czarnowłosego towarzysza siostry albinoski. - Spokojnie.
Słysząc to, osiemnastolatka nagle spokorniała.
- Y, tak, racja - uśmiechnęła się nerwowo. - Chyba przegięłam. Viviane, siostra Karoliny - wyciągnęła rękę do czarnowłosego, który ją uścisnął lekko.
- Tomek - przedstawił się chłopak o portugalskiej urodzie. - Przepraszam za zachowanie mojej dziewczyny. Czasem po prostu przegina.
- Nie szkodzi - na twarz Cześka wpłynął lekki uśmiech. - Miło poznać.
Bądź co bądź, Tomek i Viviane wydali się mu całkiem dobraną parą. Ona, głośna i hałaśliwa diablica z ironicznym poczuciem humoru, on - spokojny, łagodny dyplomata, potrafiący uspokoić "pełnym miłości pocałunkiem" Bestię. Jakby nie patrzeć, pasowali do siebie jak szkarłat do antracytu. Nasunęło mu się na myśl porównanie ich do słońca i księżyca. Zastanawiał się, jak wielka musi być siła miłości tych dwojga, żeby on wytrzymywał z jej narowistym jak mustang charakterem. Byli jak ogień i woda, a mimo to komponowali się niczym najpiękniejsze na świecie kwiaty.
- Gdzie idziecie? - zapytała ciemnowłosa.
- Gdzie zechcemy - stwierdził żartobliwie Czesiek, a widząc ironiczne spojrzenie Viviane, dodał: - Nie mamy jasno ustalonego kierunku.
- A, no chyba że tak - po czym nachyliła się konspiracyjnie. - Wiesz, nie radziłabym ci zarywać do mojej siostry. Ona nie leci na taki sok pomarańczowy, za jaki postronni mogliby cię wziąć - i puściła do niego łobuzersko oko.
Czarnowłosy spojrzał na nią pobłażliwie.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...