- No ja ci mówię, bałwanie, że to powinno być to! - krzyczała Viva.
- A ja ci mówię, bałwanico, że nie! - żachnął się Adam.
- Nie kłóć się ze mną, idioto skończony, tylko rób co mówię! Chyba już kiedyś wspominałam, że będziesz tańczyć, jak mi, znaczy się, jak ja ci zagram, ośle skończony! Więc jak ci mówię, że to ma być odpowiedź B, to jest to odpowiedź B i koniec!
- Nie, ja myślę, że to odpowiedź C - odparował. - Spójrz, przecież to wynika ze wzoru!
Alicja spojrzała z politowaniem na nich oboje.
- Jak nie przestaniecie się kłócić o to bałwaństwo, to nie wiem, co wam zrobię - stwierdziła ze stoickim spokojem. - Niedawno pogodziłaś się z Tomkiem, a teraz drzecie koty z Adamem i ogółem nie zdziwię się, jeżeli zostaniecie do końca roku szkolnego parą.
- No jeszcze czego - prychnęła Viviane, falując biustem.
- Ja myślę, że będzie z tego bałwaniątko - uśmiechnął się złośliwie Jeremiasz. - Bałwan do bałwanicy i mamy ich troje.
- Albo ich czworo - dodała srebrnowłosa.
- Bałwany w tej grupie - sarknęła Viviane, odwracając się od Alicji w kierunku Weroniki. Po chwili jednak się zreflektowała.
- W tej klasie jednak przede wszystkim - wzruszył ramionami Adam. - Dlatego też panuje u nas wieczna zima.
- Tu się wyjątkowo z tobą zgodzę. Aczkolwiek to ty jesteś największym z nich wszystkich - wyszczerzyła się złośliwie ciemnowłosa.
- Nie, bo ty - odpyskował Słowacki.
I znowu zaczęli żarliwie wymieniać zdania na zimny temat. Alicja spojrzała na Jeremiasza, dłubiącego zadania z matematyki, zadane im przez panią Eulalię Kierowską. Westchnęła.
- Co ci wyszło? - zapytała.
- Mi? A - odparł czarnowłosy.
- Oboje nie mieliście racji - wtrąciła się do kłótni obojga młodych ludzi. - Poprawna odpowiedź to A.
- No i co ty pieprzysz, głupku? - żachnęła się Viviane. - Jest B i nie pieprz mi tu głupot!
W Alicji zawrzało momentalnie. Nie lubiła, jak ją wyzywano od głupich.
- Sama jesteś głupia! - warknęła, czerwieniejąc.
- Chyba ty!
- Nie potrzebuję skomplikowanej wiedzy matematycznej, żeby ci przywalić! Przecież ty nawet nie wiesz, jakie "u" występuje w słowie "wkurwiać"!
- Mam ci powiedzieć, ile raz "e" występuje w słowie "pierdolenie"?
I tym samym rozpoczęła się gorączkowa wymiana kopniaków pod stołem. Tego było dla Jeremiasza za wiele.
- Albo się obie uspokoicie, albo was zerżnę, i to tak, że wszystkich świętych i patriarchów zobaczycie! - wysyczał.
- Nie wtrącaj się, pacanie! - zawarczały obie dziewczyny. Viva nawet zdzieliła go w tył łba. Na to odpowiedziała prawie natychmiastowo Alicja mocnym uderzeniem pięści w bark.
- Tylko ja mogę bić mojego bro - zaznaczyła.
- No no, tylko go nazywasz bro, a patrzeć, jak za jakiś czas będziecie się oboje lizać! Ty mi tu oczu nie mydl, już ja wiem, co wy oboje knujecie!
- No wypraszam sobie, ja mam ciekawsze zajęcia niż zaciąganie Alicji albo jakiejś innej dziewczyny do łóżka - oburzył się Jeremiasz.
- Ja miałabym go dotykać w ten sposób? Jaj sobie nie rób - zaperzyła się Alisa. - Nie biorę się za cudzych chłopaków, nie rób ze mnie femme fatale.
- Nie za dobrze się tam aby bawicie? - zapytał zły na czwórkę Tomasz. - Nikogo innego, tylko was słychać w tej sali. Macie szczęście, że nauczycielki nie ma. Mam głęboko w dupie, kto z kim i do kogo zarywa, ale jeśli natychmiast nie zamkniecie wszyscy czworo mord, to mord będzie krwawy, krew będzie sikała na wszystkie strony, a jak pani pójdzie do pierdla, to przez was.
- Nie będzie matmy! - zawołał teatralnym szeptem Mikołaj Świetny.
Czworo członków grupy spojrzało na siebie. Miny mieli dość nietęgie.***
Czesiek spojrzał na Agatę. Było jej całkiem do twarzy w opinającej jej zgrabne ciałko koszulce i podziurawionych na kolanach dżinsach. Szyby kawiarni były nieco zaparowane, jednak oni na to nie zwracali specjalnie uwagi. Ostateczni byli zbyt pochłonięci wspólną dyskusją. Za oknami padał śnieg, wystawiano powoli ozdoby świąteczne, wkurzający samochód ogłaszał przez megafon tanie pożyczki od Vivusa, zaś zakochani snuli się leniwie po ulicach, wpółobjęci.
Niektórzy uczniowie już kończyli lekcje, inni z lekcji uciekali, część ludzi spieszyła na zakupy. Ogółem, dawało się wyczuć w powietrzu nadchodzące święta Bożego Narodzenia. Atmosferę dało się wyczuć również w szkole. Co prawda klasa Agi miała nachylenie penitencjarne, a więc bardziej wojskowe, jednak nie przeszkadzało jej to - i jej kolegom i koleżankom bynajmniej - pomóc równoległej klasie z uporaniem się z dekoracją całej - bądź co bądź sporej - szkoły. Jakby nie patrzeć, wohonieckie liceum było całkiem dużą szkołą. Trzypiętrowy budynek, zbudowany w stylu nowoczesnym zaopatrzony był w mobilny hotspot Wi-Fi w każdej klasie, elektryczny dziennik, wspaniały księgozbiór, sale do zajęć klubowych i - jakże docenianą przez zamiejscowych uczniów - stołówkę. Można było tam rozwijać talent w malarstwie, tańczyć, muzykować, rozszerzać wiedzę na kółkach, rozgrywać partie szachów i... ogólnie dużo było rzeczy, które sprawiały, że całe tsunami studentów ściągało do tej szkoły, szanowanej w województwie. Była ona po prostu niesamowita.
- Kim jest właściwie ta Karolina? - zapytała Agata, podpierając brodę dłonią. - Jakaś koleżanka z klasy, twoja dziewczyna czy kto?
- Dobrze się po prostu znamy. Przyjaźnimy się jedynie - odparł na pozór beznamiętnie chłopak. - A co?
Brązowowłosa spojrzała w bok. Nauczyła się już nie rumienić za często.
- A nic. Wydaje się być taka ą i ę. Ale sprawia wrażenie miłej, nie powiem, że nie - stwierdziła Agata.
- Że tak powiem: Aha - wzruszył ramionami chłopak.
Dziewczyna puściła do niego filuternie (i może trochę zalotnie) oczko.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...