Jeremiasz spojrzał na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Była piętnasta pięć, za chwilę powinna się pojawić osoba, z którą się miał zobaczyć. Piątek był dniem średnim (przynajmniej dla niego i Alicji, Viviane i jej przyjaciółka miały jeszcze rozszerzenie z chemii oraz profesora Seweryna na karku), więc była okazja, żeby jakoś się umówić. Odetchnął głęboko, po czym zamknął oczy, żeby uspokoić myśli, które biegały niczym podekscytowani młodzieńcy pierwszą wizytą w burdelu. Wkrótce otworzył je.
Usilne próby uspokojenia dzikiej ekscytacji ostatecznie spełzły na niczym, gdy ujrzał osobę, z którą umówił się był na spotkanie. Na jej widok serce zaczęło mu się tłuc pod żebrami. Poczuł znajomy przypływ ciepła oraz dziwne, towarzyszące temu uczucie. Próbował przybrać na twarz maskę powagi, jednak efekt był taki, iż w rzeczywistości zarumienił się nieco, bezskutecznie starając się być poważnym. Tymczasem obiekt już niemal biegł ku niemu i rzucił mu się na szyję w powitalnym geście.
- Jeri, cześć! - usłyszał ciepły głos Anastazji i odwzajemnił przytulenie.
- Nastka - szepnął czule do ucha dziewczyny, która po chwili postanowiła przestać wisieć mu na szyi. Po chwili Jeremiasz mógł spokojnie spojrzeć w te niesamowicie fioletowe niczym dwa bliźniacze ametysty oczy, patrzące spod ciemnych rzęs.
Anastazję miał okazję poznać w gimnazjum, mniej więcej w tym samym czasie, co Alicję, Łucję oraz Kubę, no i jeszcze Pawła oraz Anię. Poza - bądź co bądź - Kubą wszyscy byli oni członkami brygady bibliotecznej pod komendą szkolnej bibliotekarki. Wszyscy z paczki wspominali ten okres bardzo ciepło, mniej więcej tak jak dobrą pogodę w czasie letnich wakacji. Początkowo nie darzyli się specjalną przyjaźnią, było to raczej koleżeństwo. Dopiero pod koniec trzeciej klasy Jeremiasz zaczął czuć w kierunku Anastazji miętę. Nie dało się ukryć, wpadł po czubki uszu, jednak jak zwykle bywało w tamtych czasach, było to uczucie nieodwzajemnione. Fiołkowooka dziewczyna wówczas cieszyła się jako takim powodzeniem wśród chłopaków i chodziły słuchy, że ponoć jakiegoś już ma, co nie przeszkodziło jednak samemu zainteresowanemu posuwać się do niej w koperczaki. Jednym z tych bardziej znanych wyskoków chłopaka był końcoworoczny święty Mikołaj, gdy dostała od niego różę - jako wyraz uczucia - oraz czekoladę - jako prezent dla każdego z bibliotekarzy.
Teraz sama Anastazja szła obok, wesoło z nim gawędząc. Długie, ciemne jak bardzo gorzka czekolada włosy sięgały jej do krzyża, pieszczone łagodnie przez palce wiatru. W sumie była bardzo ładna. Ładne i kształtne nogi oraz szczupła sylwetka prezentowały się wcale atrakcyjnie, zaś okulary w ciemnej oprawie nie psuły widoku całkiem miłej dla oka twarzy, ozdobionej lekkim uśmiechem. Uśmiechem, który wraz ze spojrzeniem skradły serce skretyniałego do reszty w kontaktach towarzyskich chłopaka. No i nogami, bo to chyba od nich się zaczęło, chociaż kto wie? Koleżanka Jeremiasza kiedyś wygłosiła aż nazbyt sentencjonalnie, że "zaczyna się od nóg, kończy na alimentach", co rozbawiło niejako Alicję, Viviane i jego samego.
Pierwsze miejsce, do jakiego się oboje skierowali, było położone nieco w centrum miasta, w którym się uczyli. Anastazja aż trzęsła się z ciekawości, co też na początek wymyślił chłopak. Po chwili stanęli przed budynkiem kina. Akurat na dzisiaj wykupił dwa bilety na film taki, jaki ona lubiła. Była to lekka produkcja komediowa, zatytułowana "Kiler raz trzy". Na dokładkę sfinansował duży popcorn. Po chwili już siedzieli na miękkich fotelach, obserwując dziejącą się na ekranie akcję. Co i rusz była jakaś zabawna wstawka w wykonaniu Pazury czy innego polskiego komika. Po dwóch godzinach wyszli z kina, śmiejąc się i wymieniając uwagi co do produkcji. Następnie postanowili pójść na spacer do parku. Jesień nie była jeszcze widoczna, przeto mogli sobie pozwolić na nieco dłuższe posiedzenie na dworze. Szli spokojnie, ręka w rękę, chłonąc i ciesząc się każdą chwilą spędzoną w swoim towarzystwie. Rozmawiali na różne tematy, jakie przychodziły im do głowy, najczęściej jednak było to tak zwane nic, gdyż o niczym rozmawia się najprzyjemniej.
Wkrótce jednak Anastazja rzuciła okiem na telefon. Na jej twarzy odmalowało się przerażenie.
- To już tak późno? - zdziwiła się, po czym spojrzała przepraszająco na Jeremiasza: - Wybacz, ale muszę już iść.
- Odprowadzę cię, zgoda? - zaofiarował się chłopak.
- Och, naprawdę? - zdziwiła się dziewczyna.
- Naprawdę.
Po chwili szli w kierunku jej domu, wpółobjęci, uśmiechnięci i zadowoleni z dzisiejszego dnia. Przed domem Nastki dziewczyna przytuliła się do chłopaka i ucałowała go lekko w policzek. Jeremiasz odwzajemnił przytulenie, a następnie ruszył w swoją stronę.***
Weronika spojrzała ze znużeniem w okno. Postawą swego smukłego ciała dawała wyraz jednocześnie irytacji oraz chęci ulotnienia się jak najdalej z tego miejsca, byleby znowu nie musieć oglądać, jak Viviane awanturuje się z kolegą z klasy, bo znowu coś schrzanił.
- Trzeba było się nauczyć na ten cholerny sprawdzian, debilu, a nie mówić teraz o tym, kiedy już napisaliśmy! Przez ciebie i twoje zasrane lenistwo będę miała źle! - wystawiła argument ciemnowłosa.
- No tak, jasne, wszystko na mnie najlepiej zwalić! - odwarknął Adam. - Gdybyś się w końcu nauczyła na ten kretyński test zamiast zrzynać odpowiedzi ode mnie, nie musielibyśmy się ze sobą w tym momencie kłócić, Vi. Kiedy do ciebie w końcu dojdzie, że nie będę wiecznie tańcował, jak mi zagrasz!
Tomek, Weronika, Alicja i Jeremiasz spojrzeli po sobie. Viviane czasem potrafiła być naprawdę wkurzająca, a zwłaszcza gdy ktoś zrobił coś nie po jej myśli. Kłótnie z Adamem co prawda należały do smutnej codzienności w ich małym gronie, jednak czasem były bardzo męczące. Nim chłopak doszedł do ich klasy, z lubością wyżywała się na Tomku i Jeremiaszu. W drugim semestrze pierwszego roku w liceum złagodniała nieco w stosunku do tego drugiego, zaś wobec tego pierwszego już całkowicie. Paskudny charakter jednak uaktywnił się ponownie, gdy pojawił się szczupły, płowowłosy i uwielbiający jazdę na rowerze Adam Słowacki. Hiperwredna pani Hyde wylazła na wierzch z nową mocą, ustępując miejsca przesłodkiej pani Jekyll w momentach, gdy coś od Słowackiego chciała.
- Ażebyś wiedział, palancie skończony, że będziesz skakał, jak ci zagram! - prychnęła dziewczyna. - Buntownik-matkojebca cholerny się...
- Przestańcie wreszcie! - zawołała Weronika. W jej błękitnych oczach płonęła wściekłość, zaś otoczona aureolą szafranowych włosów twarz była czerwona z gniewu. Sama w sobie nie należała do osób, które łatwo wytrącić z równowagi, była wręcz oazą spokoju w grupce, jednak ci, co odważyli się przekroczyć górną granicę cierpliwości, musieli liczyć się z wybuchem emocji zgoła (a może i z ubrania) nieprzyjemnych o sile porównywalnej do bomby atomowej i awarii elektrowni w Czarnobylu razem wziętych. Adam i Viviane zamilkli i spojrzeli na wkurzoną jak szatan dziewczynę. - Skończcie, cholera ciemna, się w końcu kłócić, bo zachowujecie się jak dwoje rozwydrzonych bachorów! Viva, kolega ma rację, że mogłaś się nauczyć na ten sprawdzian, z czegokolwiek on tam był i nie musielibyśmy słuchać po raz wtóry waszej durnej kłótni!
Alicja posłała Jeremiaszowi zmęczone spojrzenie. Szarooki odpowiedział jej ruchem ust a'la pan Wołodyjowski. Wkrótce złowił w jej oku błysk, dający jasno znać, iż chce o czymś arcyważnym porozmawiać. Chłopak wykonał prawie niedostrzegalny ruch głową, sygnalizując niemą zgodę.
- Ogarnijcie się w końcu! - grzmiała Weronika, czerwieniejąc. - To druga liceum, a nie podstawówka, kurwa mać! Nic tylko kłótnie! No co się patrzysz, Viva? Zasuwaj, wpierdol mu! Co gębę rozdziawiasz, Adam? Zapraw jej kopa! Dalej, ukręćcie sobie łby! I tak nie ma z nich pożytku!
- Przepraszam, że się wtrącę - włączył się Tomek. - Ale ludzie się na nas gapią, więc może w takim układzie przeniesiemy się gdzieś, gdzie nikogo nie ma albo skończycie wrzeszczeć? Rzeczywiście, na korytarzu ucichły wszystkie rozmowy. Każda para oczu wlepiona była w troje kłócących się ze sobą nastolatków. Srebrnowłosa zakryła twarz dłonią w geście zażenowania, jej przyjaciel spojrzał wymownie w sufit, brązowooki zastanawiał się, czy kląć na czym ten świat stoi, rudowłosa spaliła monstrualnego buraka, Viviane zaczęła nerwowo przebierać nogami w miejscu, zaś Adam wziął głęboki wdech i westchnął, jakby w geście zawstydzenia własnym zachowaniem.
- Weronika ma rację - powiedział w końcu. - Zachowujemy się jak debile.
Korytarz znów rozbrzmiał szumem rozmów.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...