Johannes spojrzał krytycznie na fiolkę z jakimś dziwnym, żółtawym płynem, przypominającym kocie siuśki. Potem rzucił pytające spojrzenie na kolegów. Czesiek w szczypcach trzymał dzielnie kolbę Erlenmeyera wypełnioną jakąś breją, zaś Zdzisiek podniósł rudą czuprynę znad kociołka, w którym raźno bulgotało coś o zabarwieniu dającym się określić co najwyżej jako buro-papuciaste.
Profesor Seweryn zadał im nietypowe zadanie na lekcji. Mieli za pomocą różnych tworzyw stworzyć coś, co można było określić pieszczotliwie mianem magicznego napoju, aczkolwiek żaden z uczniów nie był młodym i zdolnym aplikantem do zastąpienia niezrównanego druida Panoramiksa. Można było rzec, że byli pełni chęci i w różnym stopniu rozgarnięci. Nie przeszkadzało im to jednak podejmowania usilnych prób uwarzenia tego - jak to dla jaj nazwał Kapciuch - turbosztosu.
- Mamy na to w ogóle jakiś przepis? - zapytał Czesław.
- Nie wiem, czy chcę cokolwiek dzisiaj przepić - odparł Zdzisław znad kociołka.
- On się pyta, czy mamy jakiś przepis, baranie, a nie czy chcesz coś dziś przepić! - syknął Faust, po czym wlał siki do brei. - Daj mi tu jeszcze sproszkowanej ukraińskiej viagry, okej? I następnym razem umyj uszy, a nie trzep nimi o wannę.
- Trzepać to ty możesz sobie wiesz co - parsknął Kapciuch.
- A wy co robicie? Nowej maści lek na potencję? - usłyszeli głos Łukasza, który przy sąsiednim stole produkował z kolegami coś innego.
- Nie wiem, viagrę dodajemy dla efektu - odparł Johannes. - A wy co robicie za hipernarko?
- Aaa, robimy według przepisu dziadka utwardzacz do mięśni. Tyle, że nie wiem, co wyjdzie z połączenia musztardy i oleju silnikowego. Mam wrażenie, że zaraz coś spieprzę i efekt będzie co najmniej do obśmiania.
- Nie będzie źle. Może przy odrobinie szczęścia stworzysz Kamień Filozoficzny - uśmiechnął się złośliwie Czesław.
- Mam nadzieję, że nie, chociaż kto wie? - wzruszył ramionami blondyn.
Po chwili wrócili do warzenia magicznego napoju.
Wkrótce profesor Seweryn zaczął przyglądać się każdemu wywarowi. Gdy podszedł do trzech aspirujących na druidów chłopaków, w ich garnku bulgotało coś dziwacznego, co kolorytem przypominało zacier do bimbru, zaś konsystencją chyba tylko tanią wódkę.
- Co to jest? - zapytał.
- Właśnie nie wiemy. Trzeba sprawdzić - stwierdził Faust.
- Ja biorę tę robotę - oświadczył Severus, po czym wziął łyk napoju.
Przez chwilę nic się nie działo, aż w pewnym momencie dało się słyszeć ciche puknięcie, jakby skądś wyleciał korek.
- Nie wiem, jak tego dokonaliście, ale dzięki wam czuję się naprawdę rześko. Czuję nagły przypływ sił witalnych - stwierdził nauczyciel.
Chłopacy spojrzeli na siebie.
- Cośmy uwarzyli? - zapytał Zdzichu.
- Nie wiem, ale to chyba jakaś viagra w płynie, skoro panu psorkowi nagle przyszła chętka na żonę - stwierdził cichaczem Czesiek.
Wyszedłszy na przerwę, ujrzeli coś niecodziennego. Oto po korytarzu wałęsał się mały, rogaty stworek z kubełkiem w ręku, wypełnionym różnymi przedmiotami. Podeszli do niego.
- A ty kto jesteś? - zapytał Czesiek.
- Jestem diabełek - przedstawił się rogacz. - Mam tu kubełek - podsunął im pod nos przedmiot. - I muszę coś u... KURNA! KTO MI ZAPIERDOLIŁ KUBEŁEK!? - wrzasnął. W jego ręku nie było tego, co przed chwilą miał. W podskokach i tupiąc kopytkami pobiegł na górę w poszukiwaniu kubełka. Zdzisiek chciał za nim pójść i popatrzeć, co robi, ale nagle coś miękkiego z całym impetem wpakowało mu się w twarz. Poczuł, jak jego ciało, pchane siłą bezwładności, leci w tył, w oczach zawirowała mu cała galaktyka, a po chwili usiadł na ziemi.
- Kapciuch! Nic ci nie jest? - usłyszał głos czarnowłosego.
- Nie, w porządku, ale... - odparł, masując się po twarzy. Po chwili spojrzał na powód swojego upadku. Była nim brązowowłosa panna o bursztynowych oczach, całkiem sporym biuście i atrakcyjnych nogach. W tej chwili obejmowała się za klatkę piersiową, zaś jej twarz była czerwona jak burak.
- P-Przepraszam najmocniej! - zawołała i, nim którykolwiek z chłopaków zdążył zareagować, wystrzeliła jak z procy przed siebie, prosto do biblioteki. Wszystkim trzem ze zdumienia opadły szczęki.
- A ta co za upadła madonna z wielkim cycem? - zapytał bez ogródek Zdzichu.
- To Kasia, moja daleka krewna. Właściwie kuzynka kuzyna brata, piąta woda po kisielu - odparł spokojnie Johannes.
- Niezła laska - stwierdził Czesiek.
- Nie folguj se i na nic nie licz. Taka z niej świątobliwy i nieskazitelny ideał, że Matko Święta Nigdy Niepojęta. Jak dotychczas nigdy nie pozwoliła się zbliżyć do siebie żadnemu facetowi, stary.
- Widzę, że masz ciekawe informacje, brachu - spojrzał na niego rudy.
- Nic nie mów. Tak to jest, jak się ma zakręconą rodzinę - wzruszył ramionami modliszkowaty.
- No co ty nie powiesz? - zapytał ironicznie Czesław.
- Co ci powiem, to ci, mój drogi, rzeknę, ale jednakowoż stwierdzę - odparł Johannes, mrużąc oczy tak, że przypominał w tej chwili modliszkę z łbem węża.
- Tekst przereklamowany, już go kiedyś użyto. W Janosiku, jeśli się nie mylę - uśmiechnął się złośliwie Kapciuch.
- Puta, mierda, infierno - zaklął szpetnie po hiszpańsku ćwierć-Niemiec.
- Święta racja, panie kolego, my też tak myślimy - pokiwał głową Worobiow.
- To też było użyte już kiedyś - oburzył się rudzielec. - W Jak rozpętałem drugą wojnę światową.
- Róża czerwono, biało kwitnie bez. Nikt z nas nie pęka, chociaż krucho jest. Wzgórza przejdziemy, wodą popijemy - kuchnie polowe diabli wiedzą gdzie. Kto by się martwił, że na drodze kurz? I śnieg, i deszcz - to znamy już. Wzgórza przejdziemy, drogą popijemy - woda po walce ma jak wino smak* - zaśpiewali dwaj panowie.
- Róża czerwono, biało kwitnie bez - dojdziesz bracie, choć krucho jest! - zakończył Zdzisław.
Zaraz ze strony korytarza doszły ich grzecznościowe oklaski. Obaj panowie speszyli się nieco, czerwieniejąc niczym piwonie. W przypadku Fausta było to tym śmieszniejsze, że z jego fryzurą koloru czerni z zielonymi odrostami wyglądał jak jakaś specyficzna odmiana buraka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Użyto fragmentu piosenki Andrzeja Żarneckiego Róża czerwono, biało kwitnie bez.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...