Odcinek 20

18 1 0
                                    


  Johannes spojrzał krytycznie na fiolkę z jakimś dziwnym, żółtawym płynem, przypominającym kocie siuśki. Potem rzucił pytające spojrzenie na kolegów. Czesiek w szczypcach trzymał dzielnie kolbę Erlenmeyera wypełnioną jakąś breją, zaś Zdzisiek podniósł rudą czuprynę znad kociołka, w którym raźno bulgotało coś o zabarwieniu dającym się określić co najwyżej jako buro-papuciaste.
Profesor Seweryn zadał im nietypowe zadanie na lekcji. Mieli za pomocą różnych tworzyw stworzyć coś, co można było określić pieszczotliwie mianem magicznego napoju, aczkolwiek żaden z uczniów nie był młodym i zdolnym aplikantem do zastąpienia niezrównanego druida Panoramiksa. Można było rzec, że byli pełni chęci i w różnym stopniu rozgarnięci. Nie przeszkadzało im to jednak podejmowania usilnych prób uwarzenia tego - jak to dla jaj nazwał Kapciuch - turbosztosu.
- Mamy na to w ogóle jakiś przepis? - zapytał Czesław.
- Nie wiem, czy chcę cokolwiek dzisiaj przepić - odparł Zdzisław znad kociołka.
- On się pyta, czy mamy jakiś przepis, baranie, a nie czy chcesz coś dziś przepić! - syknął Faust, po czym wlał siki do brei. - Daj mi tu jeszcze sproszkowanej ukraińskiej viagry, okej? I następnym razem umyj uszy, a nie trzep nimi o wannę.
- Trzepać to ty możesz sobie wiesz co - parsknął Kapciuch.
- A wy co robicie? Nowej maści lek na potencję? - usłyszeli głos Łukasza, który przy sąsiednim stole produkował z kolegami coś innego.
- Nie wiem, viagrę dodajemy dla efektu - odparł Johannes. - A wy co robicie za hipernarko?
- Aaa, robimy według przepisu dziadka utwardzacz do mięśni. Tyle, że nie wiem, co wyjdzie z połączenia musztardy i oleju silnikowego. Mam wrażenie, że zaraz coś spieprzę i efekt będzie co najmniej do obśmiania.
- Nie będzie źle. Może przy odrobinie szczęścia stworzysz Kamień Filozoficzny - uśmiechnął się złośliwie Czesław.
- Mam nadzieję, że nie, chociaż kto wie? - wzruszył ramionami blondyn.
Po chwili wrócili do warzenia magicznego napoju.
Wkrótce profesor Seweryn zaczął przyglądać się każdemu wywarowi. Gdy podszedł do trzech aspirujących na druidów chłopaków, w ich garnku bulgotało coś dziwacznego, co kolorytem przypominało zacier do bimbru, zaś konsystencją chyba tylko tanią wódkę.
- Co to jest? - zapytał.
- Właśnie nie wiemy. Trzeba sprawdzić - stwierdził Faust.
- Ja biorę tę robotę - oświadczył Severus, po czym wziął łyk napoju.
Przez chwilę nic się nie działo, aż w pewnym momencie dało się słyszeć ciche puknięcie, jakby skądś wyleciał korek.
- Nie wiem, jak tego dokonaliście, ale dzięki wam czuję się naprawdę rześko. Czuję nagły przypływ sił witalnych - stwierdził nauczyciel.
Chłopacy spojrzeli na siebie.
- Cośmy uwarzyli? - zapytał Zdzichu.
- Nie wiem, ale to chyba jakaś viagra w płynie, skoro panu psorkowi nagle przyszła chętka na żonę - stwierdził cichaczem Czesiek.
Wyszedłszy na przerwę, ujrzeli coś niecodziennego. Oto po korytarzu wałęsał się mały, rogaty stworek z kubełkiem w ręku, wypełnionym różnymi przedmiotami. Podeszli do niego.
- A ty kto jesteś? - zapytał Czesiek.
- Jestem diabełek - przedstawił się rogacz. - Mam tu kubełek - podsunął im pod nos przedmiot. - I muszę coś u... KURNA! KTO MI ZAPIERDOLIŁ KUBEŁEK!? - wrzasnął. W jego ręku nie było tego, co przed chwilą miał. W podskokach i tupiąc kopytkami pobiegł na górę w poszukiwaniu kubełka. Zdzisiek chciał za nim pójść i popatrzeć, co robi, ale nagle coś miękkiego z całym impetem wpakowało mu się w twarz. Poczuł, jak jego ciało, pchane siłą bezwładności, leci w tył, w oczach zawirowała mu cała galaktyka, a po chwili usiadł na ziemi.
- Kapciuch! Nic ci nie jest? - usłyszał głos czarnowłosego.
- Nie, w porządku, ale... - odparł, masując się po twarzy. Po chwili spojrzał na powód swojego upadku. Była nim brązowowłosa panna o bursztynowych oczach, całkiem sporym biuście i atrakcyjnych nogach. W tej chwili obejmowała się za klatkę piersiową, zaś jej twarz była czerwona jak burak.
- P-Przepraszam najmocniej! - zawołała i, nim którykolwiek z chłopaków zdążył zareagować, wystrzeliła jak z procy przed siebie, prosto do biblioteki. Wszystkim trzem ze zdumienia opadły szczęki.
- A ta co za upadła madonna z wielkim cycem? - zapytał bez ogródek Zdzichu.
- To Kasia, moja daleka krewna. Właściwie kuzynka kuzyna brata, piąta woda po kisielu - odparł spokojnie Johannes.
- Niezła laska - stwierdził Czesiek.
- Nie folguj se i na nic nie licz. Taka z niej świątobliwy i nieskazitelny ideał, że Matko Święta Nigdy Niepojęta. Jak dotychczas nigdy nie pozwoliła się zbliżyć do siebie żadnemu facetowi, stary.
- Widzę, że masz ciekawe informacje, brachu - spojrzał na niego rudy.
- Nic nie mów. Tak to jest, jak się ma zakręconą rodzinę - wzruszył ramionami modliszkowaty.
- No co ty nie powiesz? - zapytał ironicznie Czesław.
- Co ci powiem, to ci, mój drogi, rzeknę, ale jednakowoż stwierdzę - odparł Johannes, mrużąc oczy tak, że przypominał w tej chwili modliszkę z łbem węża.
- Tekst przereklamowany, już go kiedyś użyto. W Janosiku, jeśli się nie mylę - uśmiechnął się złośliwie Kapciuch.
- Puta, mierda, infierno - zaklął szpetnie po hiszpańsku ćwierć-Niemiec.
- Święta racja, panie kolego, my też tak myślimy - pokiwał głową Worobiow.
- To też było użyte już kiedyś - oburzył się rudzielec. - W Jak rozpętałem drugą wojnę światową.
- Róża czerwono, biało kwitnie bez. Nikt z nas nie pęka, chociaż krucho jest. Wzgórza przejdziemy, wodą popijemy - kuchnie polowe diabli wiedzą gdzie. Kto by się martwił, że na drodze kurz? I śnieg, i deszcz - to znamy już. Wzgórza przejdziemy, drogą popijemy - woda po walce ma jak wino smak* - zaśpiewali dwaj panowie.
- Róża czerwono, biało kwitnie bez - dojdziesz bracie, choć krucho jest! - zakończył Zdzisław.
Zaraz ze strony korytarza doszły ich grzecznościowe oklaski. Obaj panowie speszyli się nieco, czerwieniejąc niczym piwonie. W przypadku Fausta było to tym śmieszniejsze, że z jego fryzurą koloru czerni z zielonymi odrostami wyglądał jak jakaś specyficzna odmiana buraka.  


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Użyto fragmentu piosenki Andrzeja Żarneckiego Róża czerwono, biało kwitnie bez.

Szkolna komediaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz