Jeremiasz oparł się o barierkę bulwaru nad Wisłą. Spojrzał w kierunku rzeki, przepływającej przez jego rodzinne miasto. Uśmiechnął się złośliwie, po czym przeczesał potargane, czarne włosy. Sprawdził swój czarny płaszcz z wyszytym na nim symbolem szkarłatnej sześcioramiennej gwiazdy wektorowej, z której wyrastał pionowo w górę krzyż liliowy. Przygładził klapy i poły okrycia. Podniósł głowę, zaś w jego srebrzystoszarych oczach coś wywinęło psotnego koziołka.
Wkrótce obok niego pojawiła się niewiele niższa od niego kobieta o farbowanych na jasny róż lokowanych włosach, ściętych na wysokości podbródka, oraz jasnoniebieskich oczach. Ubrana była w szarą kurtkę i dżinsy, zaś na szyi nosiła sporą, kraciastą chustę w kolorach czerwieni, granatu i czerni. Nie dało się nie dostrzec dużego, zaokrąglonego brzucha różowowłosej, wskazującego na to, iż cichcem zbliża się ktoś nowy.
- Cześć, Jerek! - uśmiechnęła się ciepło. Chłopak odwzajemnił uśmiech. Tego głosu nigdy nie zapomni, podobnie jak tej postaci, z którą przeszedł tak wiele. I której szczęściem się cieszył w każdej chwili.
- Witaj, Alisa! - przytulił ją delikatnie. - Dobrze cię widzieć po tylu latach. Ile to już, dziesięć, dwanaście?
- Piętnaście - poprawiła, odwzajemniając przytulenie. - Ciebie też, stary druhu - dodała.
Jeremiasz wypuścił ją wreszcie z objęć.
- No, to chodźmy do mojego domu - zakomenderował. - Nastusia tak bardzo pragnie cię znów zobaczyć. A w międzyczasie opowiadaj, co tam u ciebie słychać, co nowego się pojawiło?
Alisa, a właściwie Alicja Lilia, spuściła nieco wzrok. Żałowała, że nie ma przy niej teraz jej męża, Nikoli. Niestety, pacjent na ostrym dyżurze w szpitalu uniemożliwił mu spotkanie z zaprzyjaźnionym małżeństwem, więc pomimo najszczerszych chęci musiał puścić swoją żonę samą. Jednak nie musiała się obawiać, że coś jej się stanie. Znała Jeremiasza od lat, tak samo jak jego małżonkę, więc mogła mieć pewność, że będzie wszystko dobrze podczas jej pobytu. Nikola ufał zaprzyjaźnionemu małżeństwu, z Jeremiaszem pogrywał dawien dawno w kapeli, więc miał pewność co do bezpieczeństwa żony i nienarodzonego dziecka.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - zaczęła. - W przyszłym miesiącu Nik i ja będziemy rodzicami! Nie mogę się doczekać, aż nasz maluszek w końcu się urodzi.
- Oo, jak słodko - na twarz Jeremiasza wpłynął szeroki banan. - Chłopczyk czy dziewczynka?
- Chłopiec ma być - stwierdziła. - Doktor, który robił USG tak twierdzi. Nie zapomnę nigdy, jak powiedział mojemu mężowi, jakiej płci będzie nasze dzieciątko. Wyobraź sobie, wskazał na ekran w jedno miejsce i powiedział: "Patrz, a tu jest kutasik!" Myślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu.
- Hah, nie dziwię się. Moim zdaniem też to brzmi zabawnie - roześmiał się mężczyzna. - A jak mu za nazwisko?
- Grabiec. Włodzimierz Grabiec - odparła. - Kaśka mi go poleciła, ponoć bardzo dobry lekarz, od razu zdiagnozował u niej bliźniaki.
- A właśnie, a co u Tomka i Kasi Muzyków? - zapytał.
- Byś wiedział, ile roboty mają ze swoimi łobuzami - stwierdziła. - Mali Krzysiek i Karolinka są czasem nie do zniesienia. Ale takie kochane, że oooo!
- Bym musiał kiedyś do nich wpaść z Anastazją, jeśli naturalnie praca pozwoli - rzekł, gdy znaleźli się na ganku małego jednopiętrowego domku. Chłopak otworzył drzwi, po czym wpuścił Alicję do środka.
Od wejścia owionął ich zapach świeżo upieczonego ciasta. Cynamon mieszał się ze słodką wonią musu jabłkowego oraz kilku innych składników, używanych w domu Wystrachów. Czuć było również domowej roboty espresso. Nie można było nie usłyszeć wesołego nucenia pani domu. Prawdopodobnie podśpiewywała sobie pod nosem niemłody już hit zespołu Buzu Squat, zatytułowany "Kocie sprawy". Jeremiasz pomógł zdjąć ciężarnej Alicji kurtkę i powiesił ją na kołku, po czym obok niej ulokował swoją.
- Kochanie, już jesteśmy! - zawołał.
Wkrótce z salonu wychyliła się fiołkowooka postać Anastazji. Długie włosy miała pofarbowane na ciemny burgund zmieszany z fioletem, barwę tak bardzo ukochaną przez jej męża. Nosiła swoje ulubione ciemne dżinsy i czarną dresową bluzę. Na widok swojej przyjaciółki uśmiechnęła się szeroko, po czym podeszła do niej.
- No czeeść, kociaku - puściła do niej filuternie oko, po czym objęła ją na powitanie. - Śliczna jesteś jak zawsze - stwierdziła, kładąc dłoń na wypukłym brzuchu Alicji. Wkrótce w obu paniach podskoczyły serca.
- Poruszyło się! - stwierdziła z niekrytą radością Anastazja.
- Tak - potwierdziła rozpromieniona Alicja. - Mały Cyziu chyba polubił ciocię Nastusię.
- Oooo - przekrzywiła z radością głowę fiołkowooka. - Chodźmy do salonu! Tak z ciekawości, gdzie masz męża?
- Nik musiał zostać na ostrym dyżurze w szpitalu. Dowieźli im kogoś w ciężkim stanie, więc nie mógł być dzisiaj daleko od noszy - wyjaśniła. - Nie pytajcie, ja też nie wiem, jakiego bęcwała im przyniesiono.
Wkrótce weszli do pokoju dziennego. Był on duży i oświetlony, pomalowany w ciepłe odcienie pomarańczu. Koło wejścia znajdowała się szafa, wypełniona po brzegi książkami, wśród których honorowe miejsce zajmowały norweskie kryminały, romanse oraz kilka książek historycznych o Węgrzech. Prostopadle do biblioteki stała komoda z koronkowym nakryciem i donicą z zamiokulkasem. Obok niej wisiał ścienny telewizor. Na przeciwległej ścianie, koło książek, znajdowała się spora kanapa i całkiem wygodny fotel. Blisko nich znajdował się mały stolik, na którym stały trzy talerzyki, łyżeczki, dwa espresso i jedna rozpuczalna oraz eliptyczna podstawka na trzech króciutkich nóżkach, na której znajdowały się kawałki jabłecznika. Atmosfera w pokoju była całkiem miła, czuć było ciepło domowego ogniska oraz ten swoisty aromat szczęścia. Wszystko zdawało się zachęcać do spędzenia tutaj długich zimowych wieczorów oraz spotkań towarzyskich.
Alicja usiadła wygodnie na kanapie. Obok niej zajęli miejsce jej przyjaciele i współmałżonkowie zarazem.
- I jak tam się czuje moja przyszła mamusia? - zapytała fiołkowooka.
- Super - odparła z uśmiechem Alisa. - Nie mogę uwierzyć, że już za miesiąc na świat przyjdzie mały Narcyz. Byście widzieli Nikolę, z jak wielkim zaangażowaniem urządza pokój dla naszego syna. Wczoraj ledwie z pracy wrócił, już składał łóżeczko dla małego. Upiera się, że wszystkie zakupy będzie nosił sam - roześmiała się.
- Hah, o tak, Nik zawsze o ciebie dbał - stwierdził Jeremiasz.
- Teraz to w ogóle w ciągłym biegu masz swojego męża. Jak ty to robisz, że on się przy tym nie męczy? - zaciekawiła się Anastazja.
- To chyba miłość dodaje mu sił - odparła przyszła mama.
- Nie dziwię się. On cię zawsze bardzo kochał, już od drugiej liceum, kiedy ledwo się poznaliście. Byś wiedziała, jak Szigetvar ćwierkał nam o tym, jakie to cudo z ciebie - zachichotał Jeremiasz.
- Poważnie mówisz? - zdziwiła się białowłosa.
- Najpoważniej - puścił do niej porozumiewawczo oko chłopak.
Pani Lilia wzięła do ręki filiżankę z espresso. Wypiła. Przypomniało jej się, jak w trzeciej liceum spędziła z przyjaciółmi Sylwestra. Wtedy po raz pierwszy miała w ustach właśnie ten rodzaj kawy. A o północy w ich gronie polał się szampan, przez którego pierwszy odleciał z chłopaków oczywiście Jeremiasz. Po nim Kasia i Tomek, Anastazja, Adam, Shiori, świeżo wrócona do grupy Viva oraz Weronika. Alicja i Nikola jako jedyni wytrzymali trzeźwi. I wówczas, przy akompaniamencie fajerwerków, przyszłe małżeństwo rozpoczęło Nowy Rok od pocałunku. Następnie nałożyła sobie pierwszy kawałek placka. Wzięła do ust pierwszy kęs i zaraz w ustach wybuchła jej cała feeria smaków - ciasta, śmietany, musu jabłkowego i cynamonu. Dziecko wewnątrz niej fiknęło małego koziołka.
- Przepyszny ten jabłecznik! - wykrzyknęła.
- Wspólnie go kręciliśmy - wyjaśniła Nastka. - Mój mąż oczywiście stwierdził, że będzie robił bazę, którą potem pokrył apfelmusem domowej roboty. Ja zajęłam się śmietaną i pieczeniem. Cieszymy się, że ci smakuje.
- Ej, a jak tam u Adasia i Wery? - zapytał znienacka Jeremiasz, upijając łyk rozpuszczalnej, popularnie nazywanej w grupie "śmieciówką".
- Weronika zadeklarowała, że będzie moją siostrą położną, nawet ubłagała Grabca, żeby pozwolił jej odbierać mój poród. Adam zaś jak to żołnierz w cywilu, wyszedł dwa miesiące temu z koszar i dorabia sobie do emerytury jako cieć w muzeum.
- Właśnie, widziałem go wczoraj. W życiu bym nie uwierzył, że to on. Byście widziały, jaką ma brodę, wygląda jak pop cerkwi prawosławnej! - przypomniało się Jeremiaszowi. - Nie miałem jednak wiele czasu, musiałem lecieć do kustosza, żeby poinformować go o zakonserwowaniu nowego zabytku i terminie zdania go naszym arpadzkim współpracownikom.
- Oo, a co znaleźliście? - zaciekawiła się Alicja.
- Zdobioną włócznię i miecz, datowane na przełom X i XI wieku. Według nas mogły one w przeszłości należeć do Istvana I Świętego z dynastii Arpadów, pierwszego króla chrześcijańskich Węgier.
- Ty, to może na wakacje pojedź z żoną do Budapesztu, co? - zapytała białowłosa z przekornym uśmiechem.
- Ja tam jestem za - stwierdziła Anastazja, nakładając sobie placka. - Na miesiąc miodowy wyjechaliśmy do Siedmiogrodu i szczerze powiedziawszy, podobało mi się tam. A Węgry z tego, co słyszałam, są prześliczne.
- Ja też nie mam nic przeciwko, zawsze chciałem wybrać się nad Dunaj - kiwnął głową Jeremiasz, obejmując swoją żonę w pasie.
- A Tomek i Kasia? Co u nich słychać? No i jak tam twoja szwagierka z panem psorem? - zapytała Nastka, zmieniając temat.
- Shio i pan Tesla przesyłają pozdrowienia z wycieczki do Australii. Chyba tam na kangury polują, sama nie wiem. Albo polują na fale w Sydney. Co do zaś naszych Muzykantów to bliźniaki dają im równo po dupie. Oboje muszą mieć ich wiecznie na oku, żeby nie przewrócili domu do góry nogami - odparła ciężarna, kładąc dłoń na swoim brzuchu. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie cię zobaczę, Cyziu, pomyślała.
- A wy? Jak u was? - zapytała.
- A bardzo dobrze, w małżeństwie układa się nam szczęśliwie. Pomimo przeciwności wciąż brniemy dalej razem - odparła Anastazja, kąsając męża lekko w usta. Ten odpowiedział jej pocałunkiem w policzek.
- Staramy się jak możemy - dodał. - I cieszymy się z każdego spędzonego wspólnie dnia. Jak mam okazję to staram się dla niej nawet urwać szybciej z pracy i wspólnie robimy domowe porządki.
- Choć, oczywiście, wciąż nie możemy postarać się o maleństwo - stwierdziła fiołkowooka. - Mój Jeremi chyba za słabo się stara, ciapa jedna!
- Zobaczymy dzisiaj wieczorem, kochanie! - i dziobnął ją palcem w bok.
Alicja zaczęła się śmiać. Już chciała o coś zapytać, gdy poczuła, jak mały Narcyz wysunął do przodu małą nóżkę. Nie umknęło to uwadze Jeremiasza, jak zawsze czujnego jak żuraw, którego kiedyś wypuścił w sali historycznej.***
Viviane przeciągnęła się na obrotowym krześle w gabinecie lekarskim. Odrzuciła długie, ciemne włosy. Wstała i poprawiła lekarski kitel. Odgłosy kroków rozległy się w pomieszczeniu. Spojrzała jeszcze na zdjęcie z zakończenia studiów, na którym była razem z Weroniką. Uśmiechnęła się. Wzięła do ręki teczkę z wykazem badań i rzuciła okiem na grafik wizyt w szpitalu. Dzisiaj miała odwiedzić Alisę. Uśmiechnęła się lekko. Jej przyjaciółka - z którą przez długi czas była skłócona - była już na dniach i w każdej chwili mogła urodzić. Już chciała wychodzić, gdy zobaczyła numer Nikoli. Odebrała.
- Tak, słucha... - zaczęła, gdy Nik przerwał jej w pół słowa. Wybiegła z gabinetu ile sił w nogach wprost na położnictwo. Po drodze zdążyła natrafić na kilku lekarzy z Nikolą na czele wiozących na noszach Alicję. Mężczyzna wyglądał na bardzo zaaferowanego. Za nimi szli Jeremiasz i Anastazja, nie mniej poruszeni od przyszłego ojca. Różowowłosa zaś starała się jak wytrzymać jak najodważniej tą chwilę. Po chwili dotarli na porodówkę, przed którą czekała już Weronika w stroju operacyjnym. Wjechali do środka, zaś Jeremi i Nastka zostali na zewnątrz sali, czekając na to, co się będzie działo. Przez pół godziny słychać było odgłosy krzątaniny, głębokie oddechy, krzyki i słowa otuchy dodawane Alicji. Po półgodzinie zaś wszystko ucichło, po czym rozległ się płacz. Z sali wyjrzała postać rudowłosej położnej.
- Już po wszystkim - powiedziała.
Małżeństwo poderwało się na równe nogi.
- I co? I co? - pytali.
- Piękna dziewczynka. Mała Estera, trzy kilo siedemset dwadzieścia!
Anastazja i Jeremiasz spojrzeli na siebie zdziwieni.
- A to Narcyz nie miał być? - wydusił zdziwiony mężczyzna.
Wera tylko przepuściła ich w drzwiach. Wewnątrz leżała rozpromieniona Alicja z małym dzieckiem, śpiącym na jej rękach. Obok niej stał uśmiechnięty od ucha do ucha Nikola, przyglądający się swojemu nowonarodzonemu dziecku. Viviane dała znać pierwszym świadkom narodzin spoza szpitala, żeby się zbliżyli. Dzieciątko miało już włoski na głowie, ciemne jak czupryna taty. Goście bloku spojrzeli na nie. Ich grupka powiększyła się właśnie o kolejnego członka. Małą Esterę Lilię, urodzoną dnia 7 kwietnia 2034 roku.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...