Alicja przeciągnęła się, ledwo pierwsze promyki letniego słońca padły na jej buzię. Spojrzała na wiszący na drzwiach od garderoby dwuczęściowe bikini w czerwono-pomarańczową kratę. Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że to już ten dzień. Zacisnęła z radości pięść. Przeniosła wzrok na spakowany plecak, czekający na założenie. Nawinęła na palec wskazujący kosmyk srebrno-białych włosów. Właściwie nie zmieniała tego koloru od wieków, a gdy zeszła się z Nikolą, stwierdziła, że dostałby depresji, gdyby zmieniła kolor. W końcu były wakacje, miała więc okazję na odpoczynek, a dziś tym bardziej mogła się rozerwać, ponieważ wraz z Weroniką, Nikolą, Jeremiaszem i profesorem Teslą jechała na plażę. Wstała z łóżka, ubrała się w szorty, sandały i czarny T-Shirt Metallici, na nosek zaś nałożyła okulary przeciwsłoneczne. Przyjrzała się sobie w lustrze, oceniając jakby swoją szczupłą sylwetkę, zatrzymując wzrok na wystających obojczykach, by później otaksować całkiem zgrabne nogi. Blada cera była tym bardziej widoczna przez kolor materiału, z którego wykonany był jej ubiór. Wzruszyła ramionami. Nie musiała się innym podobać, ważne, że sobie i dwóm mężczyznom: swojemu chłopakowi i najlepszemu przyjacielowi.
Spakowała strój kąpielowy do torby, a następnie założyła plecak na plecy. W pośpiechu zjadła śniadanie, by później chwycić koło ratunkowe i dmuchanego delfina. Pożegnała się czule z rodzicami, żeby wystrzelić jak strzała z domu. Pobiegła w kierunku szkoły. Czekał już tam Jeremiasz, jak zwykle potargany i w granatowych spodenkach do kolan oraz tego samego koloru T-Shircie z buzią misia i napisem Mów mi misiu. Na plecach miał plecaczek, w którym zapewne znajdowało się jedzenie, portfel, dokumenty i telefon oraz coś na zmianę. Przytulili się czule, jak to najlepsi przyjaciele. Wkrótce doszła do nich Weronika w przewiewnej bluzeczce, szortach, słomkowym kapeluszu i z torebką przewieszonymi przez ramię. Zaraz po niej dołączył do nich Nikola. On natomiast miał na sobie brązowy podkoszulek, portki do kolan, sandały i plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Widząc swoją dziewczynę niemal puścił się biegiem, po czym uniósł ją w górę i oboje zawirowali. Następnie postawił ją na ziemię, by wymienić z nią pełen miłości pocałunek.
Wkrótce przed liceum przyjechał peugeot 406 w kolorze białym, wyglądający jak żywo wzięty z filmów o marsyliańskiej taksówce. Za kółkiem siedział nie kto inny, jak sam profesor Tesla, ubrany w dostosowany do pogody strój, składający się z hawajskiej koszuli, zielonych spodni i sandałów. Na nosie miał również szkła przeciwsłoneczne.
- Cześć! Gotowi? - zapytał.
- Jasne! - odparli dziarsko.
- No to proszę wsiadać i zamykać drzwi! Uprasza się o niespożywanie posiłków na pokładzie i zapięcie pasów - powiedział tonem, jakby mówił przez popularny syntezator głosu marki IVONA.
Gdy wszyscy byli już przypięci, profesor wrzucił czwórkę i już po chwili mknęli w kierunku morza. Weronika siedziała na miejscu pasażera, zaś od prawego okna zajmowali tylne siedzenia siedzenia kolejno Nik, Alicja i Jeremiasz. Droga zleciała im na wspólnej rozmowie, żartach, zaś samochód osiągał coraz większe odległości.
Wkrótce mogli zobaczyć z odległości Bałtyk, błyszczących w słońcu, zaś na plaży widoczne były kolorowe parasole i parawany. Srebrnowłosa i jej Alvaro niemal ładowali się na Jeremiasza, przyciskając go do drzwi, zaś chłopak przechodził przez z to z godną podziwu cierpliwością.
Wkrótce zajechali na parking i wysiedli z samochodu.
- I jak? Wszyscy okej? - zapytał pan Wiktor. Alicja pokazała uniesiony kciuk, czarnowłosy starał się nie okazywać, jak bardzo bolą go kości i zadek, Nik uśmiechnął się zgryźliwie, zaś Weronika pokiwała głową. Wyjęli bagaże z bagażnika, po czym czworo przyjaciół poszło do kabin, zaś profesor do stojącego nieopodal Toi Toia. Po chwili wszyscy byli już przebrani i pod przewiewnym bluzami z kapturem każdy coś miał. Alicja nosiła na sobie swoje czarne bikini, Nikola miał na sobie czarne kąpielówki, Weronika biały dwuczęściowiec w hawajskie wzorki, zaś Jeremiasz krótkie spodenki kąpielowe w kolorze niebieskim. Pan Tesla natomiast nosił pod spodniami gacie do kąpieli. Dziarskim krokiem ruszyli w kierunku plaży. W odpowiednim, niezbyt oddalonym od plaży i parkingu miejscu rozłożyli parasole i koce. Potem zaczął się rytuał smarowania ciała kremem z filtrem, co jednak wszyscy szybko i sprawnie wykonali. Po jakimś czasie młodzież zdjęła bluzy, biegnąc w kierunku morza, zostawiając profesora na straży. Woda była przyjemnie chłodna i każde weszło do niej po pas.
- A masz! - zawołała Nik, chlapiąc na Jeremiasza. Chłopak momentalnie zesztywniał i wytrzeszczył oczy.
- A więc to tak, chopołku? - po czym ochlapał go wodą. Nie spodziewał się, że tymczasem Alicja zechce mu zrobić to samo i po chwili rozpętała się istna wojna chlapiąca. Wkrótce jednak nadeszła fala, która sprawiła, iż Alicji i Weronice zsunęły się z barków ramiączka ich staników kąpielowych na poziom wpół do łokcia. Obie dziewczyny przytrzymały góry swoich bikini.
- Moglibyście nam pomóc? - zapytała Weronika, patrząc błagalnie na nich. Srebrnowłosa poparła propozycję rudej energicznym kiwaniem głowy. Panowie spojrzeli na siebie i skinęli porozumiewawczo. Wkrótce kryzys został zażegnany.
Po chwili Weronika poszła po koło ratunkowe, w którym zamierzała sobie popływać, zaś Alicja udała się razem z nią po swojego delfina. Wkrótce rudowłosa dryfowała spokojnie w kółku, a jej przyjaciółka próbowała utrzymać się na zabawce, jednak ilekroć wchodziła na niego, tylekroć zeń spadała. Wera patrzyła na to z mieszaniną zainteresowania i politowania, Nikola z uśmiechem pomagał jej wsiąść na wodnego rumaka, natomiast Jeremiasz krztusił się ze śmiechu. Ostatecznie jednak dziewczyna zrezygnowała z ujeżdżania dmuchanego zwierzaka, odnosząc go do pana profesora.
- A może byśmy zrobili wyścig? - zaproponowała rudowłosa. Wszyscy troje podchwycili ten pomysł. Po chwili stanęli na pozycjach startowych obok pana Wiktora, który miał sędziować.
- Do startu... Gotowi... Hop! - i czwórka przyjaciół pomknęła w kierunku wody. Na prowadzenie początkowo wysunął się Jeremiasz, jednak nim dobiegł do mety, czyjaś szczupła i zgrabna nóżka dotknęła tafli, a za nią ukazały się kraciaste, czerwono-pomarańczowe majtki, stanik, szczupła sylwetka oraz srebrno-białe włosy. Nie było wątpliwości, że wygrała Alicja. Drugie miejsce zajął czarnowłosy, zaś ex aequo trzecie mieli Nik i Wera.
Ostatecznie młodzież zasądziła, iż na razie dość moczenia. Postanowili coś przegryźć. W tym celu poszli na koc i każde powyjmowało plecaka to, co miało. Zaczęli konsumpcję. Alicja jednak niewiele jadła.
- A pan profesor co, nie kąpie się ani nic? - zagadnął Nikola.
- Ktoś musi mieć nasz dobytek na oku - mrugnął porozumiewawczo.
Srebrnowłosa tymczasem posłała spojrzenie swojemu przyjacielowi, dając znać iż chce o czymś ważnym porozmawiać. Chłopak kiwnął prawie że niedostrzegalnie głową na znak zrozumienia. Weronika tymczasem zapatrzyła się w horyzont, przybierając nieświadomie pełną erotycznego wdzięku pozę.
- We... Wera... Czy ty przypadkiem nie jesteś zboczona? - zapytała Nik znad banana. Rudowłosa przerwała obieranie klementynki i spojrzała najpierw na nią, potem na pozostałych, a na końcu na profesora. Później przeniosła wzrok na siebie i zaczerwieniła się jak piwonia, po czym usiadła w siadzie tureckim, powracając potem do owocu, jednak serce tłukło jej jak szalone.
- Idę się napić - stwierdziła Alicja. - Jeremi, idziesz ze mną?
- Jasne - zgodził się chłopak, po czym poszli do sklepików. Na koszt czarnowłosego kupili po butelce wody mineralnej.
- Więc? - zapytał. - Co to za ważna kwestia?
Dziewczyna zasmuciła się i spojrzała swymi niebieskimi oczami w jego szare jak srebro. Wyrażały one smutek i żal.
- Szczerze mówiąc nie jest najlepiej, Jeri. Źle się czuję i jakoś tak ogólnie mi źle. To przez ten mój zastój twórczy, już nie potrafię napisać jednego zdania tak, jak kiedyś. Jakby... jakby w mojej głowie nagle pojawiła się pustka - powiedziała. - I nie wiem, czym ją mam wypełnić - i oparła głowę o jego klatkę piersiową.
Jeremiasz objął jej smukłą postać. Nie rozumiał nigdy uczuć, własne też pozostawały dla niego czymś obcym i nieznanym. Mimo to współczuł jej, autentycznie było mu szkoda przyjaciółki i tego, że musi przez to przechodzić. Przez chwilę nic nie mówili, tuląc się do siebie w absolutnej ciszy między nimi obojgiem. Była ona pełna niewypowiedzianych wcześniej słów, tłamszonych tygodniami uczuć i pachniała jej słodkimi perfumami. Świat dla obojga dobrych przyjaciół zdawał się nie istnieć, zaś Wieczność i Nieskończoność splotły swe palce, a Czas wokół nich zastygł w Teraz. Chłopak nie powiedział nic. Nie musiał, gdyż dla Alicji wystarczyło, że był tuż obok.
Po chwili wrócili do rzeczywistości. Wymienili spojrzenia.
- Wiem, że łatwo powiedzieć, ale nie przejmuj się nim. Jeszcze będziesz się śmiać podczas pisania - uśmiechnął się do niej. - Jeszcze oboje się będziemy chichrać jak wariaci, wysyłając sobie fragmenty.
- Ale przecież ty masz Anastazję, ja mam Nika, to jak możesz mówić o tobie i mnie my, skoro jesteś z nią, a ja z nim? - zdziwiła się.
- Nie musimy być parą, żeby być razem. Jesteśmy przyjaciółmi i nic tego nie zmieni. A czy to w coś ewoluuje czy nie, to nie jest istotne w dla nas w tej chwili - odparł. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Moją sissie i moją Alisą.
Alicja roześmiała się szczerze. Czasami szczerość i prostolinijność jej przyjaciela była wręcz rozbrajająca.
- Wystrach, ty palancie skończony! Kocham cię, chłopie - poczochrała go po czarnej czuprynie. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki, jednak gdzieś w głębi głowy pozostało zasmucenie zastojem. Po chwili wracali, śmiejąc się, żartując i gawędząc.
Wróciwszy, skonstatowali, iż profesora i dziewcząt nie ma. Powiedli oczami po okolicy i dostrzegli ich, przebywających w morzu. Był to zaiste ciekawy widok, zwłaszcza, jak Wiktor Tesla, zazwyczaj spokojny i zrównoważony, oddawał się teraz beztroskim wodnym harcom, goniąc rudowłosą i Nika, którzy z piskiem uciekali przed nim, udającym rekina. Popatrzyli na nich, śmiejąc się z ich wygłupów. Jednak Jeremiasz nie słyszał zwyczajowego, szczerego brzmienia w głosie swojej przyjaciółki. Był on bowiem pusty i miał dwa dna. Nie pasował do niej. Nie podobało mu się to.
Po chwili wygłupiacze wrócili z wody, cali mokrzy. Alicja i jej przyjaciel podali im ręczniki, żeby mogli się wysuszyć. Nikola i Weronika postanowili wyciągnąć na spacer kolegę, więc nauczyciel i uczennica zostali sami na dłuższy okres czasu.
Gdy troje przyjaciół wróciło ze spaceru, ujrzeli dość nietypowy widok. Nauczyciel leżał pośród opróżnionych puszek piwa, patrząc przed siebie mętnym wzrokiem, zaś Alicja czkała co jakiś czas, kiwając się to wprzód to w tył, jakby miała chorobę sierocą.
- Oo... hik!... Sssześć... hik!... A schond żescje się tu... hik!... wzjeli? - zapytała. Widać było, że jest nieźle wstawiona.
- Widać będzie trzeba spędzić noc w zajeździe - stwierdził Jeremiasz. - Panie profesorze, może pan wstać? - zwrócił się do nauczyciela.
- Ssso? Aaa, chwila, sszekaj pan, już wsaję - po czym zebrał się i podjął próbę wstania, jednak rymnął jak długi na piasek.
- Panie psor, pan lepiej usiądzie wraz z Alisą, a my zamieciemy powstały burdel - zakomenderował chłopak. Po chwili wszyscy troje szybko i sprawnie posprzątali swoje rzeczy, Wera i Nik poszli przebrać Alicję, Jeremiasz pana profesora i na końcu każde siebie.
- Co powiemy, jak będziemy zamawiać pokój? - zapytała Nikola.
- Proponuję, żebyśmy podali się za rodzinę wielodzietną. Powinni dać nam zniżkę - stwierdziła Weronika. - No co, mam liczną i zawsze dostajemy - odparła, widząc, jak na nią patrzą.
- Alicja, panie psor, dotarło? - zapytał Jeremiasz. - Pan jest naszym ojcem, a my czworo pana dziećmi, jasne?
- Tjach, jafne - odparł pijackim tonem nauczyciel. - Ja jesem wasz tate, wy moje dzjeciory.
Czarnowłosy odetchnął. Ponieważ uznał, że lepiej będzie, jak dziewczyna będzie płacić, a Nik nieść ich bagaże, on zatacha nauczyciela i ich przyjaciółkę do gospody, co nie było wcale łatwym zadaniem, nawet pomimo jego siły fizycznej, jednak chłopak uparł się, że on to zrobi.
Wkrótce udało im się znaleźć jakiś zajazd, zwany "Noclegi u Janusza".
- Dobry wieczór - powiedziała Weronika, gdy weszli do środka. W drodze zdążyli ustalić, że to ona będzie płacić i zamawiać pokój. Facet na portierni, wyglądający jak typowy Janusz, spojrzał na to jakże nietypowe towarzystwo i uśmiechnął się przymilnie.
- Dobry wieczór, co państwo zamawiają? - zapytał.
- Chcemy wynająć pięcioosobowy pokój. Dorosły facet z czworgiem dorastających dzieci. Prosimy, proszę pana, sytuacja jest wyjątkowa - spojrzała na niego błagalnie.
- Halyna! - zawołał. - Jakie są wolne pokoje pięcioosobowe?!
- A jakie mają być?! - odkrzyknęła kobieta. - Daj im siódemkę, bo tylko ten jest wolny!
Mężczyzna wręczył im klucz, po czym dziewczyny zapłaciły wymaganą kwotę i poszli do wskazanego im pokoju. Okazał się on być przestronnym apartamentem z pięcioma wygodnymi łóżkami, stolikiem i widokiem na morze. Wszyscy zaraz poszli się myć, przy czym Alicję myła Weronika, a profesora Jeremiasz. Potem powiadomili rodziców o zaistniałej sytuacji (pomijając to, co konieczne do pominięcia) i położyli się do łóżek, życząc sobie dobrej nocy.
Alicja jednak niespecjalnie mogła spać. W głowie jej szumiało od ilości wypitych procentów, zaś rzeczywistość rozmywała jej się przed oczami. Chciała pójść i obudzić Nika, żeby jej coś zrobił, jednak ze względu na swój stan ani nie trafiła do jego łóżka, ani nie mogła sobie przypomnieć sobie, co chciała od niego. Po chwili zasnęła mocnym, pijackim snem.
Gdy wybiła godzina dziewiąta, otworzyła oczy i ujrzała swoich przyjaciół, patrzących na nią z mieszaniną dziwnych emocji wypisanych na twarzach. Jeremiaszowi ciekła krew z nosa, Nikoli dym poszedł z uszu, zaś Wera... była czerwona jak burak.
- Sso jest? - zapytała rozespana. Gardło miała jak wyszorowane papierem ściernym, bolały ją mięśnie i głowa, w ustach miała sucho, ogólnie czuła się rozbita. Światło ją raziło, dźwięki wydawały się kaleczyć uszy. Po chwili spojrzała obok i z przerażeniem wyskoczyła z łóżka, skonstatowawszy, iż całą noc spędziła obok nauczyciela biologii. Wyrwała tym samym skacowanego nauczyciela ze snu, który potoczył po nich nic nie rozumiejącym wzrokiem. Nie było jednak czasu na wyjaśnienia, gdyż po chwili wjechało do nich śniadanie.
- Czemu jesteśmy w gospodzie? - zapytał profesor.
Wkrótce w kosmos wzbił się straszliwy krzyk wściekłości i oburzenia.
- TO PANA WINA!!!!!
Wraz z nadejściem popołudnia peugeot 406 toczył się po drodze w kierunku Wohoniecka.
- Boże święty, ale jestem wyczerpana - jęknęła Alicja. Odpowiedziało jej ciążenie na obu ramionach. To Nikola i Jeremiasz usnęli w drodze. Westchnęła, po czym oparła głowę na czuprynie swojego chłopaka. Już nigdy więcej się nie schleję, przysięgła sobie w duchu.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...