Profesor Seweryn na pewno nie należał do tego typu osób, które zachwycają od pierwszej lekcji, jednak niewątpliwie znają się na swojej dziedzinie lepiej od kogokolwiek innego. W gruncie rzeczy nie było się czemu dziwić, gdyż pan Seweryn - czy też, jak mówili na niego uczniowie, Severus - był prawdziwym wirtuozem chemii. Budził powszechny respekt już samym wyglądem, gdyż z dala rozpoznawalny był jego charakterystyczny, czarny strój, przez który wyglądał jak przedsiębiorca pogrzebowy. Kruczoczarne i półdługie włosy, haczykowaty nos, blada cera oraz zimne, ciemne niczym studnie oczy dopełniały złowieszczego wizerunku mężczyzny.
- Dzień dobry - rozległ się zza stołu jego miękki, głęboki głos. Uczniom, a w tej liczbie również Cześkowi oraz jego paczce, przebiegły po plecach mrówki. Chłopak mimo woli rzucił okiem na Karolinę, która zdawała się nie zdradzać najmniejszych oznak zaniepokojenia.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, nauczyciel powiódł spod zmrużonych powiek po klasie, a następnie westchnął, niczym pięćdziesięciolatek.
- Dzieci, dzisiaj zajmiemy się czymś ciekawym i przyjemnym. Przynajmniej w waszym odczuciu - dodał, widząc początkowo zażenowane miny uczniów, które, słysząc tą nowinę, natychmiast poweselały.
- A co to będzie, proszę pana? - zapytał Suchar.
Profesor zmierzył go wzrokiem.
- Zaraz zobaczysz, młodzieńcze. Na razie róbcie to, co mówię - odparł, powoli i z rozmysłem, intonując nosowo każdą sylabę. - Odsuńcie stoliki oraz załóżcie kitle - polecił.
Uczniowie bez słowa wykonali polecenie nauczyciela, zastanawiając się, co też przyszło do głowy panu Severusowi, że postanowił zrobić coś przyjemnego w ich mniemaniu. Sam mężczyzna zaś zniknął w głębinach zaplecza. Czesiek nie mógł nie rzucić okiem na Karolinę, która już uporała się z białym strojem, podkreślającym tylko jej cerę oraz czuprynę, sprawiając, iż wyglądała niemalże jak anioł tudzież gwiazda. Zdawała mu się być jak one, równie piękna co nieosiągalna. Nagle poczuł trzepnięcie w okolicach lewej łopatki, które przywróciło go do rzeczywistości.
- A ty coś się tak zagapił? - usłyszał szept Fausta. - Severus już wychodzi.
I rzeczywiście, profesor już wychodził z pudełkiem o tajemniczej zawartości, którą za chwilę miał odtajnić swym podopiecznym. Uniósł wieko dość konkretnie, po czym nagle padło na niego światło. Przejechał językiem po spierzchniętej wardze. Następnie rozdał uczniom fiolki, wypełnione tajemniczymi substancjami, okulary, maski, rękawiczki i przemówił ponownie.
- Macie wymieszać to wszystko w taki sposób, żeby wybuchło. Komu trzepnie najlepiej, dostanie szóstkę.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podopieczni natychmiast zaczęli dodawać w różnych proporcjach chemikalia. Nagle, ni stąd ni zowąd, przy stoliku trójki przyjaciół rozległ się dźwięk eksplozji i w górę wzbił się mały obłoczek dymu. Miny na twarzach chłopaków były co najmniej śmieszne, gdyż wyrażały one bezgraniczne zdziwienie, spotęgowane przez wytrzeszczone oczy. Kapciuch, Faust i Czesiek mieli okopcone rękawy i włosy sterczące na wszystkie strony. Ten drugi na dokładkę gasił swój kitel.
- O jaaa - Sebastian rozdziawił usta z podziwu.
- Dobra, podnieś koparę, bo się posikasz z wrażenia, Sebiks - zwrócił mu uwagę Wiktor, patrząc z niekrytym zaskoczeniem na chłopców.***
Lekcje mijały Cześkowi i jego paczce szybko, aczkolwiek bez większych lub mniejszych ekscesów. Dopiero, gdy miał wychodzić, poczuł szarpnięcie za kołnierz polówki. Odwrócił się i zobaczył - chodzącą do klasy wyżej, co prawda - przyjaciółkę z sąsiedztwa, z którą znał się w zasadzie od dzieciaka.
- Łojejałaja! - wyrwało mu się, gdy podskoczył na jej widok, by nagle usiąść z wrażenia na podłodze.
- Hahahahahaha! - roześmiała się dziewczyna. - Aż tak cię wystraszyłam? - zapytała, wyciągając do niego rękę. Chłopak przyjął ją i otrzepał dżinsy na zadku. Spojrzał na swoją znajomą, która - jakby nie patrzeć - była całkiem ładna. Jak na dziewczynę, oczywiście. Miała brązowe włosy, ścięte z przodu na wysokości ramion, ułożone w swego rodzaju nieładzie artystycznym, które okalały całkiem miłą buzię przypominającą stojący na wierzchołku trójkąt. Zdobiły ją duże oczy barwy gorzkiej czekolady. Nosiła czarną bluzę z kapturem, pomarańczowy T-shirt, sięgające kolan spodenki z dżinsu oraz adidasy. Uśmiechała się bezczelnie i z lekkim rozbawieniem.
- No... trochę - stwierdził Czesiek, próbując mimiką twarzy ukryć swoje zawstydzenie, jednak nie szło mu to za dobrze ze względu na jego twarz, która w tej chwili przybrała odcień pomidora. - Gdzie wcięło twoje koleżanki?
- A tam, pojechały na wycieczkę gdzieś tam, hen, daleko - odparła, śmiało i wesoło patrząc mu w oczy. - No i nie mam z kim wracać - dodała szybko.
- To może cię odprowadzę, co, Aga? - zaproponował ni stąd ni zowąd czarnowłosy, siląc się na przyjazny ton.
Dziewczyna zaróżowiła się nieco, zaś w jej oczach coś błysło.
- Na... Naprawdę? - zapytała. Tym razem to ona nie potrafiła zakryć zawstydzenia i jakiejś dziwnej ekscytacji na myśl o tym, że będzie wracała razem z nim do domu.
- A czemu nie? - przekrzywił zawadiacko głowę Czesiek.
Aga, a właściwie Agata Akaszinaja, złapała czarnowłosego za rękę.
- No to chodźmy! - rzuciła z uśmiechem i pociągnęła go za sobą, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. W swoim czasie powiem jej o Karolinie, pomyślał tylko. Po chwili szli spokojnie w kierunku swoich domostw. Rozmawiało im się całkiem przyjemnie. Poruszali różne kwestie, często żartując lub robiąc aluzje, jedno- lub dwuznaczne.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...