Jeremiasz wziął głęboki wdech. Westchnął po cichu. Splótł palce w wieżyczkę i założył nogę na nogę niczym rasowy psychoanalityk, po czym - najwidoczniej uznając, że zachowuje się jak rasowy kretyn - usiadł jak Pan Bóg przykazał, a następnie spojrzał na twarz swojej przyjaciółki. Była blada jak zawsze, włosy nie zmieniły nawet koloru. Właściwie jedynie oczy po rozstaniu z Jackiem stały się jakieś inne, mniej radosne a bardziej przygaszone. Gdyby to powiedział jakiś inny człowiek, najprawdopodobniej by się śmiał, jednak za dobrze znał Alicję, żeby wiedzieć, iż nie ma powodu, żeby się rechotać. Tym bardziej, że przed chwilą zdawała mu relację ze śmiertelnie poważną miną.
- Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałem? Chcesz mi powiedzieć, że zakochało się w tobie rodzeństwo i ty sama nie wiesz, co o tym myśleć, tak?
- No przecież o tym cały czas ci mówiłam, ty kretynie jeden - sarknęła. - A myślisz, że co? Że ubzdurałam sobie tę całą historyjkę tylko dlatego, że nie mam co robić i chcę ci dupę pozawracać?
- Alisa, spokojnie - pokazał wnętrza dłoni. - Wierzę ci, tylko mi też to się wydaje co najmniej dziwne. Nie okłamywała byś mnie przecież.
- Jeri, słuchaj - nachyliła się i spojrzała mu prosto w oczy. Mógł wyraźnie poczuć zapach jej słodkich perfum. - Nie chcę od ciebie współczucia.
- Wiem. Usiądź i posłuchaj, co chcę ci powiedzieć. Uważnie tylko, bo dwa razy powtarzać nie będę - zaznaczył.
- Dla mnie choćby i sto razy będziesz - uśmiechnęła się lekko.
- Taa, jasne. Ale słuchaj - pokręcił ironicznie głową.
- No słucham. Jak radia, co ma ryja - tym razem już się wyszczerzyła.
- Dobrze - ponownie splótł palce. - Wiemy oboje, jaka jest sytuacja, tak? Z jednej strony jesteś rozstrojona po rozstaniu jak nie powiem już co. Z drugiej...
- A może jednak powiesz? - wtrąciła filuternie.
- A nie powiem.
- Powiesz.
- Nie powiesz.
- Zrobisz to.
- Iks de de - skomentował z uśmiechem. - Ale wracając do tematu, bo nie doszliśmy...
- Nawet nic nie próbowaliśmy - zażartowała Alicja.
- Ty, Ala, co ty nagle jakieś zboczone teksty walisz? - spojrzał na nią groźnie, oczywiście dla zabawy.
- Jak mam walić, jak nie mam czego? - zaśmiała się.
- Chyba musimy to obgadać przy czymś mocniejszym - pokręcił głową.
Wkrótce podeszli do pobliskiego baru. Narąbany majster może i nie był jakąś prestiżową knajpką, uczęszczali do niej zazwyczaj studenci, ale sprzyjał temu, żeby móc w niej się spotkać i porozmawiać bez podejrzenia o podsłuch. Weszli do speluny i zamówili flaszkę Sikacza, popularnego niskoprocentowego trunku, który dopiero przy nastej z rzędu kolejce zaczynał dawać efekty. Oczywiście, jeśli miało się mocny łeb, bo słabi zawodnicy odpadali zaraz po drugiej kolejce.
- Wiesz, co, tak sobie myślę, że powinnaś się spotkać z nimi obojgiem. Skoro masz taki mętlik w uczuciach, to najlepiej będzie, jeżeli powiesz im o tym, że kochasz ich oboje. Bo w końcu tak jest, nie? Nie wiesz, które wybrać, prawda? Więc im to powiedz - zasugerował, nalewając jej do kieliszka napoju, który nieprzypadkowo wziął swoją nazwę. Twórcą był Henryk Jebiewdekiel. Co prawda nie żył od ponad półwiecza, ale jego pomysł wciąż straszył. Tworzono go w jakiś bliżej niesprecyzowany, krążący w rodzie Jebiewdekli sposób z zacieru ziemniaczanego i gorzały. Przy tym nie pozwalał na zbyt szybkie upicie się, a co za tym idzie, dłuższe rozkoszowanie się napojem. Problem w tym, że wytwórcy nie przewidzieli, jak prestiżowy, a przy tym niebezpieczny będzie wymysł protoplasty. Po chwili nalał sobie. Pociągnęli pierwszy łyk.
- Może - wzruszyła ramionami, przełykając kolejkę. - I myślę, że jednak powinnam to zrobić. Nie chcę ranić ich uczuć, wiem jak to boli.
- Taa - zgodził się Jeremiasz, wlewając drugą kolejkę. - Tak będzie...
Nie skończył. Wkrótce rymnął głową o stół.
- Ech, Jeremi, Jeremi - pokręciła łepetyną. - Ale ty masz słaby łeb. Zgona już po drugim kielonku. I teraz muszę cię do chałupy zatargać, kretynie.
Już wkrótce Alicja taszczyła schalnego jak szpadel i nieprzytomnego jak bela kolegę. Był dość ciężki, więc miała trochę roboty. Wpół drogi do domu chłopaka czarnowłosy nagle ocknął się. Powiódł nieprzytomnym wzrokiem po okolicy.
- Zzzie my jefteśmy? - zapytał.
- O, obudziłeś się, gościu. W końcu, przynajmniej może będę miała trochę lżej.
- A ssso się ftało? Fffilm mi sje łurwał - zapytał.
- Przy drugiej kolejce zezgonowałeś. Nigdy nie wezmę cię na popijawę, bo padniesz na początku zaraz - stwierdziła beznamiętnie.
- Aaa, no taaa - przypomniał sobie. - Napiem sje druhiecho i nahle mi sje łurłało. No no. A sso do tfojej kfestji, to ssso zamieszasz zrowit?
- Zrobię co będę chciała. Ale myślę, że dobrze mi poradziłeś. Przemyślę to i wówczas dam ci znać, jak to zrobię - poinformowała.
- Dopse, dooopse - pokiwał niezgrabnie głową. - Szyysz to njebo nje jeft piękne? - zapytał, podnosząc czerep.
- Tak - odparła, patrząc w durszlak nieboskłonu, poznaczony zaciekiem Drogi Mlecznej. Spróbuję, powiedziała sobie w myślach. Jeremiasz może i nie pomaga za dobrze, ale warto go teraz posłuchać, bo gada z sensem, jak nigdy.
Nagle poczuła nieznośne ciążenie na ramieniu. Zaraz potem doszło do niej głośne chrapanie. Uśmiechnęła się lekko, patrząc na przyjaciela. Nawalony Jeremiasz piłował równo i spał słodko, jak dzieciak. Mogła go oczywiście przenocować u siebie, rodzice byli w delegacji zaś jego mama i tata również mieli zagraniczny wyjazd i zostawili syna samego. Wyjątkowo więc postanowiła zatrzymać go noc u siebie, a następnego dnia deportować do domu.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...