Odcinek 13

17 1 0
                                    


  Alicja westchnęła, ziewnęła i zamrugała oczami. Lekcje historii na poziomie rozszerzonym z panem Zacharym Włodzimierzycem może i były ciekawe, ale głównie była to repeta tego, co przerabiali w gimnazjum, niewiele może dodając do materiału im znanego. Dziewczyna potoczyła wzrokiem po sali lekcyjnej. Ze ściany popatrywał na wszystkich spod krzaczastych brwi wąsaty Naczelnik Piłsudski, pieszczotliwie określany w pierwszej liceum przez nauczyciela mianem Dziadka. Spojrzenie męża stanu jednak zdawało się wyrażać jedną ze sławetnych maksym, jakie wypowiedział - Uczcie się historii, jej znajomość jest bardzo potrzebna w życiu. Srebrnowłosa przewróciła oczami niczym żaba na grzmoty. Szkoda, że nie zawsze ratowała siedzenie. Jej przyjaciel na ten przykład repetował w czasach gimnazjalnych tą samą komediancką historyjkę miłosną z coraz to inną dziewczyną, co i rusz z miłosnych uniesień spadając niczym ktoś, komu podcięto nogi i w efekcie przed związkiem Anastazją był już tak poharatany, że nic, tylko ręce załamać, by później spuścić mu solidny łomot.
Dzisiaj nauczyciel zarządził pracę indywidualną i każdy miał pięć arkuszy tekstu z różnych źródeł z dołączonymi pytaniami, na które to mieli odpowiedzieć. Jeremiasz, jak to on, rzucił się na robotę niczym pies na kość bądź człowiek, który zechciał gwałtownie komuś wyrazić swoją wdzięczność lub uczucia poprzez przytulenie, doprowadzając do dość dziwnej sytuacji, którą z perspektywy czasu zaczęto określać mianem śmiesznej i zabawnej. Na wspomnienie, jak bardzo żywiołowo okazał jej kiedyś wdzięczność Jerek, uśmiechnęła się. Spojrzała na tekst. Dotyczył sytuacji w Imperium Romanum.
- I co tam, koleżanko? - usłyszała obok siebie (nieco po lewej) nasycony zmysłowością głos swojego kolegi z sąsiedniej ławki. Spojrzała na chłopaka z fryzurą w stylu "na enerdowca". Maciek był momentami całkiem niepoważną osobistością, którego burzliwe - nierzadko tyczące się samej Alicji - dysputy z Jeremiaszem przechodziły powoli do legendy, a które samej dziewczynie często dostarczały powodów do śmiechu, choć raz czy dwa przekroczyły granicę dobrego smaku i obaj chłopcy zaczynali powolutku przeginać. Na szczęście po solidnym ochrzanie zdążyli się ogarnąć i nie przeciągać pały.
- A no nic, Maciuś - odparła.
- Spotkamy się po szkole u mnie? - zaproponował.
- Nie wiem za bardzo. Może tak, może nie - odpowiedziała dosyć enigmatycznie. - Zależy.
- Od czego?
Jej czarnowłosy sąsiad z ławki momentalnie zapuścił żurawia. Maciek spostrzegł to i uśmiechnął się złośliwie.
- Ooo, czyżby ktoś tu był zazdrosny? - zapytał.
- Jeri, schowaj albo najlepiej wypuść ptaka - poradziła dziewczyna.
Jeremiasz, taszcząc pod pachą ptaszysko, podszedł do okna. Otworzył je na oścież, a żuraw z głośnym krzykiem wzbił się w powietrze, dołączając do najbliższego klucza, odlatującego do ciepłych krajów. Przez chwilę śledzili zwierzę, aż znikło ono ostatecznie im z oczu. Chłopak zamknął okno, by potem usiąść na swoim miejscu po prawicy swojej przyjaciółki.
- Skąd ty wytrzasnąłeś tego ptaszora? - zaciekawił się Tomek.
- Z bagien koło Dupy Maryni - odparł z godnością.
- Koło czego? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Dupy Maryni. Wiesz, to wzgórze koło miasta. Nie słyszałeś historii słynnych randek jednej Maryśki?
- Podobno dupę wymyśliła Maryna i mówi się o dupie Maryni - stwierdził sentencjonalnie Ziutek Cichy, inny członek ekipy rozszerzeniowej.
- Inni, że Wołow. Dlatego mówimy dupa Wołowa - stwierdził jego sąsiad, Mikołaj Świetny.
Alicja i trzy inne dziewczyny z grupy - Kasia Ziobro, Julia Kupaga i Klaudia Zarębska - zaczęły się śmiać z rozkmin chłopaków. Jedynie Maciek patrzył na to wszystko nierozumiejącym wzrokiem, po czym - uznając najwidoczniej, iż nie ma nic do zareplikowania - podniósł obie ręce w geście Piotra Skargi, jakby chciał dać znać, iż chramoli to.
- Ale naprawdę, Tomek, jesteś wirtuozem saksofonu, na heligonce pomykasz jak nikt inny, a nie słyszałeś o tym, jak Marynia umawiała się z facetami na tym wzgórzu? - zdziwił się Jeremiasz.
- Wiesz, nie słyszałem - stwierdził.
- Będę ci to musiał opowiedzieć kiedyś. Naprawdę, zakręcona historia.
- Wierzę ci. A tak z innej beczki, co myślisz o założeniu kapeli jazzowej? Byśmy grali po okolicy i wydawali własne płyty.
- Jazzband, powiadasz? - zamyślił się chłopak. - No może być. Ty ze swoim saksem, od czasu do czasu akordeonem, ja z moją gitarrą, tylko byśmy musieli skleić do paczki jakiegoś trębacza i wokalistę.
- Ee, to śpiewać mogę ja - machnął ręką Maciek.
- Jo jo - uśmiechnęła się Kupaga. - Ty i śpiewanie? Już to widzę.
- Wątpisz w moje zdolności wokalne? - spojrzał na nią.
- Ależ skąd - spojrzała na niego bystro. Już chciała coś dodać, gdy nagle pełny, soczysty, może leciutko fałszujący bas wypełnił salę, a w sufit wzbiła się piosenka: O sole mio, to chyba sen - wenecką pizzę ze smakiem zjem!
- No co jak co, Maciej, ale śpiewać to ty jak coś zarzucisz, to czapki z głów! - roześmiał się Jeremiasz.
- Ha, nawet więcej, kolego - odparł z dumą tamten.
- Stary, to była ironia - posłał mu pociągłe spojrzenie.
- Ja nie jestem stary, jestem młody - żachnął się chłopak z fryzurą na enerdowca.  

Szkolna komediaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz