Łukasz z obawą spojrzał na zadanie z matematyki, jakie mu przypadło do rozwiązania na tablicy. Jeszcze raz przeleciał postawiony przed nim problem. Odetchnął, a następnie chwycił w dłoń kawałek wapiennej skały osadowej, powstałej na dnie mórz i oceanów, wykorzystywanej w szerokim tego słowa znaczeniu - czyli krótko mówiąc wziął do ręki kredę. Ze skrzypieniem na zielonej tablicy ceramicznej napisał pierwsze kwestie z tak zwanej geometrii analitycznej. Gdy zapisał współrzędne oraz równanie jakiejś enigmatycznej prostej, odłożył książkę w przeczuciu, że wszyscy się na niego patrzą.
- I co teraz robimy? - zapytała panie Eulalia Kierowska.
- Eeee - zaczął niepewnie chłopak.
- Ęęęę - dobiegł skądś głos Sebastiana.
- Iiii - włączył się Kapciuch.
- Ale chłopcy, to nie jest lekcja polskiego, tylko matematyka - sprostowała z uśmiechem nauczycielka. - Nie chcę, żebyście teraz mi wymieniali wszystkie samogłoski. No więc? - spojrzała na Łukasza.
- To... skoro mamy równanie tego, no, prostej prostopadłej to, ten tego, eee, powinniśmy naj-naj-najpierw wy-wy-wyznaczyć ró-ró-równanie tej ca-całej pro-prostopadłej? - zaczął się jąkać blondwłosy.
- Tak - pokiwała z aprobatą głową nauczycielka, a przez klasę przebiegł chichot. Kurwa, zaklął w myślach chłopak.
Niepewnie zaczął skrobać na tablicy kolejne linijki rozwiązania.
- O czymś zapomniałeś - stwierdziła pani.
Chłopak, przestraszony jak cholera, zaczął przebiegać wzrokiem kolejne linijki działania. Nie, to przecież niemożliwe, wszystko jest na swoim miejscu, nie może być mowy o pomyłce w jakikolwiek sposób.
- Dżons, weź ten żółty łeb! - usłyszał głos Irminy Orawięckiej.
- No no - uśmiechnęła się nauczycielka. - Tylko bez aluzji.
Cała klasa zaczęła się śmiać.
- Zapomniałeś o minusie - szepnęła do niego pani Eulalia, zakładając ręce na piersi. W odpowiedzi Łukasz palnął się w czoło, i to z taką mocą, że pozostał mu czerwonawy odcisk dłoni. Klnąc siarczyście w myślach, dopisał znak we właściwym miejscu i okazało się, że całe działanie nagle trzeba zmienić przez ten jeden minusik. Chłopak złapał się za głowę.
- O rety, ale jestem idiota - szepnął. - Matko Boska Malinowska, dziadek wchrzanił całą czekoladę! - wykrzyknął nagle.
- Cze-KO-la-da! Cze-KO-la-da! Cze-KO-la-da! Cze-KO-la-da! - zaśpiewała grupa z kąta. - Wszyscy jemy pyszną czekolaaadę!
- Pastaaa! - dołączył ze znakiem victorii Łukasz i okrzykiem Włoch Północnych, śmiejąc się. Choć nigdzie nie było czekolady, to ta piosenka nagle poprawiła mu humor.
- Smacznego! - włączyła się nauczycielka.
Feliksiewicz, korzystając, że nikt nie patrzy, szybko przystąpił do akcji. Kolejne białe odpryski wychodziły spod walcowatego tworu, zaś następne rzędy liczb pojawiały się na tablicy. Ręka chłopaka prowadziła pewnie i mknęła jak na wyścigach. Wkrótce jednak mleczne ślady stały się mniej wyraziste, pomimo tego, iż starał się przyciskać kredę najmocniej, jak mógł.
- Noż ty durna kredo! - prychnął.
- Jak ty się odnosisz? - obruszyła się Halina.
- Synuś, ty mi się tam wyrażaj! - dodał Wiktor.
- Nie jesteś moim tatą! - żachnął się Łukasz, czerwony jak burak.
- Ale bez kłótni proszę - uspokoiła wszystkich Ekierka. - Po prostu przekręć kredę - poradziła chłopakowi.
Łukasz posłusznie wykonał polecenie nauczycielki. Po chwili jednak znowu przestała wyraźnie pisać, a nawet w tarciu z tablicą zaczęła trzeszczeć. Powtórzył operację kilka razy, po czym - zdrowo zirytowany - odłożył ją na metalową płytę, specjalnie do tego przeznaczoną.
Jak na złość kolejna wykazywała identyczne odchylenia od normy.
- Psiakrew - zaklął po cichu pod nosem. Już chciał rzucić nią o podłogę, jednak doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeśli po prostu ją odwróci i być może w ten sposób chociaż w jakimś stopniu pozbędzie się problemów z jednym kawałkiem skały o zastosowaniu w piśmiennictwie. Kątem oka rzucił okiem na tak zwane narządy matematyczne, czyli linijkę, kątomierz i cyrkiel. Boże, jak to dobrze, że nia mamy twierdzenia Pitagolasa, westchnął w duchu.
- I jak ci idzie? - zapytała nauczycielka, po czym, nie czekając na odpowiedź ucznia, przystąpiła do oglądu. - No, dobrze, możesz siadać.
Chłopak z ulgą posadził swój gluteus maximus na krześle.
Następny uczeń nie zdążył pójść do tablicy, bo zadzwonił dzwonek.***
Gdy nadszedł grudzień, doszło do przełomowego momentu w historii świata. Oto po raz pierwszy, od kiedy pamiętają najstarsi górale - nawet ci z totalną sklerozą - nad Polskę przyszła niezwykła anomalia pogodowa, która sprawiła, że podniósł się ogólny poziom dobrego humoru w lokalnych miastach, miasteczkach i wioskach. Rozwrzeszczana smarkateria i uśmiechnięci od ucha do ucha studenci płci obojga wylegli na ulice, dając się ponieść ogólnemu szczęściu i wzbierającej niczym tsunami fali radości. Legendy bowiem się okazały prawdziwe, a przepowiednie szamanów się sprawdziły - spadł pierwszy w tym roku śnieg!
Nie dało się ukryć, również dorośli to odczuli. Do grona ludzi, których to ucieszyło, zaliczał się między innymi pan Arkadiusz Przetoczko, nauczyciel przedsiębiorczości, z powodu swojej urody przywodzącej na myśl pirata z Karaibów nazywany żartobliwie Kapitanem.
- Muszę stwierdzić, że któreś z naszych uczniów jest wyjątkowo śmiałe - stwierdził, wszedłszy rano do pokoju nauczycielskiego. - Czyjaś ręka napisała na śniegu: Lubię placki. Przyznaję, bardzo odważne wyznanie.
- A nie, to akurat moja robota - zburaczył się pan Wiktor Tesla, teraz już jednak przyjęty na pełen etat do liceum, gdy się okazało, że choroba pani Figiel zaprowadziła ją do szpitala, a potem na łono Abrahama. - Nie mam nic przeciwko plackom, zwłaszcza ziemniaczanym - uśmiechnął się z zaciśniętymi powiekami i ustami.
- Gratulacje, panie kolego - uśmiechnęła się pani Kierowska. - Masz poczucie humoru, trzeba przyznać. Nie dziwię się, że uczniowie cię lubią, a w szczególności moja klasa.
- Tam są takie osoby jak Alicja, Viva, Weronika, Tomek, Adam i Jeremiasz? - zapytał.
- Skąd wiedziałeś? - zdziwiła się matematyczka.
- Zgadywałem - odparł biolog.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...