Odcinek 4

42 1 0
                                    


Alicja z pewnością należała do tych osób, które na samym początku dawała każdemu poznanemu człowiekowi kredyt zaufania, w przeciwieństwie do jej przyjaciela, Jeremiasza. W sumie była to jedna z tych cech, które odróżniały ich oboje od siebie, ale zważywszy na silny pociąg do pisania, czytania oraz historii i - gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić - przynależność do gimnazjalnej grupy bibliotekarskiej, różnice ginęły niczym krople w morzu. Jednak poza ufnością kontrastowały ich inne rzeczy. Podczas, gdy ona była niezwykle socjalną osobą, on raczej był aspołeczny; Alicja - spokojna i zrównoważona, Jeremiasz - wybuchowy i energiczny; ona - artystka rysująca z natury i, jak ją lubił jej kolega określać, "mistrzyni GIMPa", on - rysownik w stylu mangaki. Podczas, gdy dziewczyna szła bardziej w stronę słońca i otwierała się częściowo przed kolegami, chłopak wolał zgłębiać tajemnice mroku oraz wolał obserwować poczynania pozostałych. Kiedy rzeczona łatwo i naturalnie rozmawiała z innymi, nie siląc się na ironię, ów miał z tym opory i częstokroć zdawał się kpić z rozmówcy. Jak jednak udawało im się ze sobą wytrzymać, o tym mogli wiedzieć tylko oni. Faktem natomiast było, że jedno ufa drugiemu bardziej niż sobie.
Alicja nonszalancko zgasiła papierosa i wydmuchnęła chmurę siwego dymu. Przez moment obserwowała swoimi jasnoniebieskimi oczami, jak obłoczek wędruje ku górze. Było po szkole, więc można było spokojnie nakarmić zwierzątko. Przeczesała farbowane na biało-srebrno kosmyki czupryny, przypominającej istną artystyczną szopę. Jeremiasz splunął z mostu i przez chwilę patrzył, jak ślina leci ku wodzie. Uśmiechnął się cynicznie.
- Ale nudy - jęknęła dziewczyna.
- To był twój pomysł, żeby tu przyjść. Ale przynajmniej mamy ładny widok z tego mostu, nieprawdaż? - zapytał.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Tia, nic tylko pozazdrościć - przewróciła oczami. - Ja to mam gust, nie?
Jeremiasz spojrzał w niebo, równie niebieskie, co oczy jego koleżanki. Zamyślił się, jakby dobierając możliwie najlepszy wariant odpowiedzi.
- Gust masz równie zakręcony, co pomysły, na jaki kolor przefarbować włosy - stwierdził po chwili.
- Chcesz z liścia? - zapytała ze śmiechem.
- Wolałbym nie, jeśli łaska - odparł i przyjrzał się swojej koleżance. Niewątpliwie miała w sobie to coś, co odróżniało ją od innych i czyniło z niej kogoś wyjątkowego na tle pozostałych.
- Nie zapomnę o tym - pogroziła mu żartobliwie palcem.
Tym razem on przewrócił oczami.
Alicja nie narzekała na jego towarzystwo. Wolała takie, bo było pewne na bardzo wysoki procent, że przynajmniej się nie wygada i pozostanie do końca, o czym dawał jej znać, choć były chwile, kiedy wkurzało ją, że wtrąca się tam, gdzie nie powinien, ocenia innych na podstawie własnego "widzimisię" oraz przerywa jej wypowiedź wpół słowa. Mimo to był jej przyjacielem. Nieco ekscentrycznym i dziwacznym, nie zawsze szczerym (a jak już to do bólu), momentami wrednym i wybuchowym, ale lojalnym. Nie mogła przynajmniej narzekać na nudę w towarzystwie tego szczupłego, srebrnookiego bruneta, ubranego zawsze w ciemne barwy, jakby próbował udawać poborcę podatków. Oczywiście nie zawsze można było wyczuć, że jest blisko. Najtrudniejsze to się okazywało, gdy w okolicy pojawiał się Kuba, ich kolega z równoległej klasy.
Kuba w sumie nie był złym chłopakiem. Alicja zawsze wyrażała się o nim z jakąś taką pobłażliwością. Blondwłosy, brązowooki chłopak, o głowę przewyższający Jeremiasza, znany był z miłego usposobienia. W sumie - porównując tych dwóch chłopców - srebrnooki wypadał jak co najmniej jakiś złodupiec z anime, podczas gdy blondyn sprawiał wrażenie wręcz anioła. Niebieskooka nie zawsze miała w szkole możliwość pogadania z nim, a jeśli już, to była to przerwa, podczas której jej drugi kolega znikał. W sumie, nie stało to na przeszkodzie Kubie i Alicji, żeby się spotkać po szkole, co czynili w miarę regularnie. Jeremiasz patrzył na to z boku i zawsze czuł, że przy blondynie jego przyjaciółka czuje się o niebo lepiej, aniżeli przy nim. Nie przeszkadzało mu to jednak pogadać od czasu do czasu z nim, w końcu obaj oglądali japońskie animacje i dyskutowali o nich przy nadarzającej się okazji.
Po chwili ujrzeli go. Spacerował razem ze swoją siostrą i najlepszą przyjaciółką Alicji z biblioteki. Łucja, bo tak się ta dziewczyna nazywała, była średniego wzrostu osobą o miłym usposobieniu, niezbyt podobną do Kuby, mimo faktu, iż w gruncie rzeczy byli rodzeństwem. Miała ona ciemne włosy, piwne oczy i ubrana była w strój dostosowany do pory roku. Ona również przepadała za kreskówkami z kraju kwitnącej wiśni (zwłaszcza chętnie oglądała Atak Tytanów), a do tego ciągnęło ją do pisania tak samo mocno, jak jej przyjaciółkę oraz towarzyszącego onej chłopaka.
- Cześć! - zawołały obie strony i między dziewczynami nastąpił przyjacielski, długi przytulas, zaś chłopcy przybili sobie tak zwaną rzymską piątkę. "Przybili" to w gruncie rzeczy za dużo powiedziane, bo nie tyle przybijali, co pokazywali sobie zwrócone ku dołowi dwa palce i to dokładnie wtedy, gdy dłonie obu miały o siebie walnąć z suchym trzaskiem.
- No, co tam u was? - zapytała Łucja, patrząc bystro na Alicję i jej kolegę.
Jeremiasz już miał odpowiedzieć coś ciętego, jak to on, ale ledwo otworzyły usta, już ubiegła go jego towarzyszka.
- Jakoś leci. Przynajmniej... Jeremiasz, co ty wyprawiasz? - zapytała, widząc, jak srebrnooki zakrada się do najbliższych krzaczorów, spręża się, a potem... wyciąga z nich jakąś postać. Ubrana była tylko w pomarańczowy ręcznik, zaś burza rudych włosów spływała jej kaskadą na ramiona.
- G...Ghh...Nghhhh... - zdołał tylko wydusić z siebie chłopak, wyglądający w tej chwili jak barszcz z uszkami, gdy zauważył, że dziewczyna wpatruje się w niego oczami zielonymi jak szkło butelki.
- No i co się gapisz? - zapytała pretensjonalnie ruda dziewoja.
- Jeremiasz! - ryknęła Alicja, aż Łucja i Kuba się wywrócili i - gdyby nie barierki - zapewne wylecieli by z mostu, lotem koszącym wlatując do wody. - Do jasnej cholery, wracaj tu, palancie skończony!
Brunet wziął głęboki oddech, po czym westchnął jak pięćdziesięciolatek tudzież człowiek, który długo się wstrzymywał i w końcu wyrzucił z siebie to, co chciał wyrzucić od dawna, a następnie odsunął się, pokazując rudowłosą.
Reakcja była co najmniej zróżnicowana. Kuba dostał krwotoku z nosa, Alicji pod czerepem się zagotowało, aż w końcu dym jej buchnął spośród srebrnobiałych włosów, zaś Łucja... Łucja miała na twarzy wypisane różne ambiwalentne uczucia, które - miksując się ze sobą - stworzyły jedną wielką mieszankę wybuchową, która, o dziwo, zamiast wybuchnąć, poszła w siną dal, dochodząc najwyraźniej do wniosku, iż lepiej będzie, jeśli weźmie udział w castingu do nowej części przygód Spider-Mana.
- Ubierz coś, bezwstydniku - warknął do rudej, po czym ruszył raźnym krokiem z powrotem do paczki i natychmiast jął wachlować niebieskooką dziewczynę, jakby w ten sposób mógł ją trochę ochłodzić.
- Co ty wyprawiasz? - warknęła.
- Próbuję pomóc ci ochłonąć - odparł.
- Ochłonąć? A co ja jestem, lodówka? - zapytała, nie wiedząc, czy trzasnąć go w mordę czy też zacząć zwijać się ze śmiechu na moście.

Szkolna komediaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz