Był późny październik, gdy Tomek przyszedł do szkoły potężnie skwaszony oraz w wyjątkowo parszywym nastroju. Viviane nie wyglądała o wiele lepiej, na dokładkę ledwo jej się coś powiedziało, wyżywała się na rozmówcy. Nawet Alicja, która miała w sobie sporą dawkę cierpliwości i tolerancji dla innych ludzi, w tym dniu była wręcz doprowadzona do szewskiej pasji zachowaniem obojga. Jeremiasz, jak to on, obawiał się powiedzieć cokolwiek do swojej przyjaciółki, nie mając pewności, czy nie zostanie przypadkiem ochrzaniony, zaś w kwestii kolegi nie chciał nawet myśleć o pytaniu go o powód, gdyż sądził, iż mu spuści solidny łomot, a o rozmowie z Vivą nawet słyszeć z wiadomych sobie powodów. Jedynie Weronika i Adam mieli w sobie dostatecznie dużo samokontroli i spokoju medytującego w pozycji lotosu tybetańskiego mnicha, żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi i w miarę bez nerwów ocenić sytuację. Ba, tylko Weronikę akceptowała ciemnowłosa kłótnica i tylko z nią mogła spokojnie rozmawiać. Gdy więc po przeprowadzeniu sesji terapeutycznej u przyjaciółki rudowłosa wróciła do paczki (pozbawionej dwojga przyjaciół, najwyraźniej ze sobą skłóconych), troje nastolatków patrzyło na nią z wielką niecierpliwością.
- I co? Wiadomo, co się stało? - wypaliła srebrnowłosa.
- Macie dwie nowe wiadomości - powiedziała głosem modulowanym na cyfrowy. - I obie są złe.
- Dawaj wszystkie, jak leci - polecił Jeremiasz.
- No to tego - zaczęła normalnym tonem. - Po pierwsze, jest poważnie. Po drugie, powodem wszystkiego jest to, że zerwali ze sobą. Tylko tyle, jedynie tyle, wyłącznie tyle i aż tyle.
- No ej, ale przecież Viva nie była tak emocjonalną osobą, żeby z powodu rozejścia z chłopakiem rozpaczać czy wyżywać się na otoczeniu - stwierdziła Alicja. - Nie wierzę, żeby to był jedyny powód jej obecnego stanu.
- Podarli ze sobą koty i puścili mosty z dymem - sprostowała Wera. - Ich kłótnia była bardzo ostra, po raz pierwszy nie udało im się porozumieć.
- I w efekcie święty spokój trafił jasny szlag - podsumowała Alicja.
- Kirwa - westchnął Adam Słowacki, przewracając teatralnie oczami jak ropucha na burzę. - Nic tylko ręce załamać.
- Nie komentuję - wzruszył ramionami Jeremiasz. - Ale chyba nie możemy tego tak zostawić, co? Trzeba ich jakoś uspokoić i ułagodzić, inaczej dojdzie do trwałego podziału w tej drużynie. Pamiętacie, jak w zeszłym roku po majówce było rozdarcie w naszym teamie, nie?
Obie dziewczyny pokiwały zgodnie głowami. W ich zespole nie lubili wracać do tego wydarzenia i nie chcieli wspominać nawet o nim. Koniec końców Alicja i Viva się pogodziły, ale wszyscy czworo przeżyli wówczas bardzo napięte chwile między obiema dziewczynami. Teraz zaś stali w obliczu kolejnego kryzysu pomiędzy zakochanymi w tej chwili.
- Co jak co, Jerek, ale bezpieczniej będzie, jeżeli dyplomacją u Viviane zajmie się Wera. Tylko ją akceptuje nasza Bestia - podsunął Adam.
- Nie jestem Jerek - zawarczał czarnowłosy.
- Spokojni, Jeri - uspokoiła go Alisa. - Nie nerwicuj się.
- Ja się nie denerwuję - odparł rzeczowo. - Ale prawda, Adam ma rację. Lepiej, żeby to Weronika zaję...
Jego słowa przerwały krzyki. Szybko pobiegli w kierunku ich źródła, żeby natychmiast oniemieć i zamienić się w słupy soli, gdyż oto przed nimi rozgrywał się teraz widok wyjęty rodem z filmu. Viviane wydzierała się na Tomka, w którego kierunku leciały coraz to inne przedmioty szkolne, zazwyczaj podręczniki i zeszyty, chociaż wkrótce poleciał piórnik, koszulka, trampki na wf, pudełko tabletek przeciwbólowych marki Apap, chusteczki, piórnik, różowe kajdanki (co wprawiło paczkę w nieliche zakłopotanie) a na końcu sam plecak. Sam chłopak próbował coś zrobić, jednak ze względu na bycie pod ciągłym ostrzałem musiał ograniczyć się do zasłon i uników.
Wkrótce Viva i Tomek rzucili się na siebie z pięściami. Tego było już za wiele. Jeremiasz, Alicja, Adam i Weronika wparowali pomiędzy nich. Pierwsza para przytrzymała wściekłego chłopaka, zaś druga nie mniej wkurzoną (w sensie zdenerwowaną) dziewczynę.
- Dobra, postawmy sprawę jasno!- huknęła rozgniewana srebrnowłosa. - Tomasz, Viva, albo się ogarniecie do końca tygodnia albo jak matkę i ojca kocham, wezmę was oboje za szmaty i zajmę się tym, a wiecie, że nie lubię się w takich sprawach cackać!
Krzyk odniósł natychmiastowy skutek. Oboje skłóconych dawnych zakochanych natychmiast się uspokoiło i spokorniało.
- No! - kiwnęła głową dziewczyna. - A teraz posprzątać mi ten burdel! Ale mi to już - zarządziła, tym razem mrugając do nich łobuzersko.
Oboje zaraz zabrało się do wykonania czynności, byleby tylko nie krzyczała na nich więcej, bo co jak co, ale gdy Alicja była na kogoś zła, potrafiła być naprawdę straszna. A podczas sztorcowania tej osoby to w ogóle.
Gdy wszystkie przedmioty zostały uprzątnięte, Jeremiasz wyciągnął z plecaka butelkę Mirindy.
- Wina albo wódki co prawda nie mamy, ale myślę, że przy tym również możecie podpisać traktat w Tordesillas, co? - zaproponował. Po czym odkręcił z głośnym sykiem upuszczanego dwutlenku węgla flaszkę gazowanego napoju o smaku pomarańczy.
- To co, chluśniem na zgodę? - zapytała Viva.
- Z tobą... zawsze - roześmiał się Tomasz.
Po czym oboje zgodnie pociągnęli po łyku, zaś po nich ich przyjaciele.
- Tak właściwie, Vi, po co ci różowe kajdanki? - zapytała Wera.
Zapytana zarumieniła się niczym świeżo wypieczony bochenek chleba. Po czym odpowiedziała.
CZYTASZ
Szkolna komedia
HumorOpowieść, która zabija... śmiechem! Czyli jak zabawna czasami potrafi być szkolna rzeczywistość. Uwaga! Zanim zaczniesz czytać, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytane opowiadanie może grozić wybuchami śmiechu. Odradza się czytania w...