Odcinek 35

14 1 0
                                    


Zaterkotał dzwonek. Ostatni dzień czerwca był zarazem ostatnim dniem szkoły. Jeremiasz przeciągnął się, po czym poluźnił nieco krawat. Rozpiął oba guziki marynarki i zarzucił czarną grzywką. Idąca obok niego Alicja oparła się głową o ramię Nikoli, który objął ją w pasie. Adam strzelił palcami, zaś Weronika przeciągnęła się, aż zatrzeszczały jej stawy. Shiori wzburzyła swoją granatową lwią grzywę. Tomek zaś, jakby mając za nic otaczający ich tłum uczniów, bezceremonialnie wziął na ręce ukochaną Kasię. Dziewczyna pisnęła, ale posłusznie pozwoliła się wynieść poza teren szkoły. Nikt nie zwracał na to uwagi, wszyscy byli zbyt pochłonięci trajlowaniem, co to też będą robić we wakacje, gdzie to nie wyjadą lub na jakie imprezy wyjdą. Niektóre dziewczyny leciały prosto w ramiona swoich chłopaków, czekających na nich przed bramami, panowie zaś gnali w zwartych ekipach w kierunku najbliższej knajpy, żeby się na początek wakacji prawilnie napić i opić błędy.
Wkrótce paczka przyjaciół szła spokojnie w kierunku domów lub ulubionych miejsc. Słoneczko miło przygrzewało, obwieszczając początek letniej niefrasobliwości i przyjemnego lenistwa, a kto wie, może kolejnych szalonych przygód?
- Mocium panie, a gdzież pan tak wędrujesz zawzięcie? - zapytała Alisa Jerka. - Czyżby rana się otworzyła i oczekiwała?
- Oczekuje, tak, ale Nastusia - odparł figlarnie.
- Ohoho, czyżby randeczka? - puścił do niego oczko Tomek. Nie mógł się oprzeć, żeby nie objąć swojej dziewczyny. W białej koszuli, napinanej przez biust dziewczyny, ołówkowej spódniczce zgrabnie opinającej biodra, rajstopach, wygodnych butach, czarnej marynarce i spinką z kwiatkiem w brązowych włosach wyglądała dla niego jak najpiękniejsza istota na świecie.
- No no, marzycielu - uszczypnęła go zębami lekko w ucho. - Poczekaj, aż dojdziemy do naszego bloku.
- To wy mieszkacie razem!? - zgłupiała Shiori.
- Nasz Muzykant z Bremy niedawno to odkrył. Ale byście słyszeli, jak on cudnie gra - rozmarzyła się pani skarbnik.
- Łodiridi, ale cepeliada! - roześmiał się Adam.
- Uważaj, bo zaraz będzie usia siusia i się posiusiasz - spojrzała na niego z udawaną złością Weronika.
Nagle ich rozmowę przerwał odgłos przypominający głośne, rytmiczne pierdnięcia przepuszczone przez rurę. Do wtóru brzmiało tym bąkom bandżo oraz coś, co przypominało tarkę pocieraną przez pałeczkę perkusyjną. Następnie pięknym, lekko podpitym głosem, aczkolwiek zgodnym z linią melodyczną rozbrzmiał śpiew:
- Jedu takhle tábořit škodou sto na Oravu. Spěchám, proto riskuji, projíždím přes Moravu. Řádí tam to strašidlo, vystupuje z bažin, žere hlavně Pražáky, jmenuje se Jožin.
- Jožin z bažin močálem se plíží, Jožin z bažin k vesnici se blíží, Jožin z bažin už si zuby brousí, Jožin z bažin kouše, saje, rdousí. Na Jožina z bažin, koho by to napadlo, platí jen a pouze práškovací letadlo - zawtórowały mu kolejne niemniej podpite, jednak jakimś niewiarygodnym zrządzeniem losu trzymające się linii melodycznej głosy.
- Co to za ripadlo? - zapytał zdziwiony Adam.
- A co do tego ma spychacz? - uniosła brew Alicja.
- Ripadlo to spychacz? - wybałuszył oczy blondyn.
- Ej, chwila, znam to! - krzyknął Jeremiasz. - To przecież piosenka o Józku z bagien, niemłody już kabaretowy szlagier z czasów Czechosłowacji!
Wkrótce rozbrzmiały kolejne rytmiczne pierdnięcia odbijające się o ściany rury. Brodaty mężczyzna należący do zespołu tańczył jakby uczył go tego sam nieżyjący już, jednak gdyby żył to pewnie byłby dumny, Ivan Mladek. Czarnowłosy chłopak uśmiechnął się pod nosem. Był to uśmiech troszkę smutny. Wciąż jednak było w nim wiele szczęścia.
- No to widzimy się przy najbliższej okazji, wataho! - rzekł. Przytulił dziewczyny, z chłopakami zaś podbił pionę w iście sztamowatym stylu, po czym skierował się w kierunku mieszczącej się przecznicę dalej szkoły. Wylewał się stamtąd inny tłum uczniów. Jeremiasz jednak szukał wśród nich Anastazji. Wkrótce dostrzegł ją.
Długie włosy miała swobodnie rozpuszczone, nosiła czarne dżinsy i białą koszulę z kokardką, zaś na grzbiecie miała marynarkę. Przedarł się do niej, zmagając się z istną falą. Ona zaś widząc go w tłumie, pospieszyła ku niemu. Spotkali się pośrodku, zaraz tonąc w swoich objęciach.
- Jeremi! - szepnęła.
- Nastka! - odszepnął.
Zetknęli się czołami i zamknęli oczy. Na ich twarzach malowały się uśmiechy. Wkrótce chłopak otoczył ją ramieniem. Wyszli z ławy udających się na odpoczynek Kopaczy ze Starego Obozu (czytaj: uczniów z technikum), kierując się w kierunku miejsca szumnie zwanego Nową Rzeźnią. Tam zaczęli przyglądać się różnym smakom lodów z "Czerwonej budki". Zdaniem siostry Jeremiasza, Natalii, były to najlepsze lody w mieście.
- Co podać? - zapytała z uprzejmym uśmiechem kasjerka.
- Poproszę dwie gałki śmietany i oreo - powiedziała Anastazja.
- A ja czekoladę i straciatella - dodał Jeremiasz. - Płacę za nas oboje - wyjaśnił, widząc zdziwioną minę kobiety. Ta zaś chwyciła sprzęt do gałkowania ze zbitej lodowej masy, po czym zaczęła nakładać umówione smaki. Wkrótce oboje dostali po swoich lodach w wafelkach, zaś sprzedająca osiem złotych. Zakochani wyszli z Nowej Rzeźni, spokojnie liżąc swoje lody.
- I jak się czuje mój skarbek? - zapytał w przerwie między jednym lizem a drugim chłopak.
- Znakomicie, misiu - odparła dziewczyna. - Wreszcie wakacje, czas błogiego leniuchowania i robienia niczego. Masz jakieś plany?
- Raczej nie, coś bardziej na spontanie się szykuje - odpowiedział. - Choć oczywiście teraz będziemy mieli więcej czasu dla siebie - puścił do niej oczko.
- O tak - pokiwała głową ochoczo dziewczyna. - Będziemy mogli skupić się bardziej na sobie, mój drogi.
- To co, wrócimy, się oporządzimy i się spotykamy? - zapytał.
- Choćbym i teraz z tobą na kamień ten wielki koło podstawówki poszła - odpowiedziała z figlarnym błyskiem w oczach. Jeremiasz nieświadomie przejechał językiem po wargach. Pragnął zanurzyć palce w tych przepięknych włosach, znów skraść jej pocałunek niczym luby złodziejaszek. Szeptać miłosne zaklęcia i nie zważając na nic, wziąć pod swój dach.
- No no, kochasiu - puknęła go lekko w mostek. - Na wspólne mieszkanie jeszcze nie czas.
- Ojć, znów za głośno myślałem? - zapytał, a jego twarz przybrała ogniście czerwoną barwę.
- Tak. Ale i tak cię kocham - trąciła noskiem jego nos.
Tak sobie idąc dotarli do kamienia za podstawówką. Tam dokończyli lody, wesoło ze sobą rozmawiając. Wkrótce Jeremiasz objął ją w pasie i ucałował prosto w usta. Odpowiedziała na całusa. I tak przez chwilę trwali, w sobie zanurzeni i zakochani.
- Zawsze będziesz moim numerem jeden, Jeremiaszu - szepnęła mu w ucho. Przytuliła się do niego.
- A ty moją królową, kochanie - odszepnął jej, również ją tuląc. I tak trwali, siedząc na jednym kamieniu.
Ciepły wiatr otulił ich swym płaszczem, zaś cisza rozpostarła nad nimi swe skrzydła. Albowiem była to miłość, której poszukiwali od lat. I którą chciał każdy. Słońce posłało im swój promień...

...gubiąc się we włosach Kasi. Brązowowłosa siedziała razem z Tomkiem, swoim chłopakiem nad brzegiem rzeki. Wpółobjęci, pogrążali się we własnej miłości, o której mogli powiedzieć, że przetrwa wieki. Czarnowłosy westchnął cicho i zmrużył oczy. Delikatna bryza od wody owiała go...

...wplątując się między szprychy rowerów. Weronika i Adam znów pędzili na złamanie karku w nieznane na dwukołowcach. Wspólne wycieczki zawsze sprawiały im tyle radości. Dostarczały też niezwykłej przyjemności z jazdy, zaś Adam nigdy nie przegapił okazji, żeby ponownie skraść jej pocałunek jak swego czasu w maju. Zapach otaczającego po obu stronach szpalerem wypełnił ich płuca...

...przywołując rodzeństwu Liliów i Alicji najpiękniejsze wspomnienia. Ten rok był z pewnością czasem niezwykłym, podczas którego dochodziło do istnych szaleństw. Chwile smutku mieszały się z chwilami radości, tworząc swego rodzaju kalejdoskop ich życia szkolnego. Jedni się pojawiali, inni odchodzili. Lecz na przekór wszystkiemu, trwały między nimi szczera przyjaźń i prawdziwa miłość. Nikola uśmiechnął się do swojej dziewczyny, o którą po siostrzanemu opierała się Shiori. Ciepło lata zwiastowało nowe niesamowite rzeczy...

...budząc w młodocianych umysłach nowe pomysły. Czesiek, Zdzisiek, Kapciuch, Karolina i Agata wystawili twarze do słońca, siadając na murku okalającym park. Było to miejsce uwielbiane przez uczniów i studentów. W przyszłości pewnie będą tu nagminnie przesiadywać. Agacie szkoda było, że czeka ją już tylko rok. Jednak były już niemal wakacje. Czas radości, przygody i zabawy. Zdzichu spojrzał z uśmiechem na wróbelka, który wzbił się w niebo. Skończył się jeden rozdział ich szkolnego życia. Jednak teraz zaczynał się następny. A wtedy nie będą mogli poniechać skorzystania z uroków młodości.

Szkolna komediaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz