Odcinek 22.

28 3 0
                                    

Odcinek 22.

Często przychodzi wieczorem i na mnie spogląda.
Patrzy Czy życiu stawiam czoła czy się przyglądam.


Mój Anioł, który mym życiem kieruje,
Raz rzuca pod nogi belki, a raz w serce ukuje.

Zarzucam mu wiele, często pytam dlaczego,
Jednak On milczy nigdy nie słyszę głosu jego.

On po cichu rozmyśla na jaką próbę mnie teraz wystawić.
Czy mu dać radość czy go radości pozbawić.

Przeżyłem już wiele wycierpiałem swoje mówię mu tak,
Jednak On znowu milczy i przeszywa moje serce wzrokiem na swój znak.

Daj mi odetchnąć pełnia życia, daj mi zaczerpnąć powietrza.
On sięgnął i wyciągnął Skrwawionego Anielskiego miecza.

To na nic, to w jego ręką moje życie.

To On mnie do życia obudził.

Na jego Mieczu Krew Tysiąca ludzi.

Wtedy przejrzałem na oczy wtedy się obudziłem,
To Anioł Śmierci był i tego doświadczyłem


On tylko spojrzał na mnie tym wzrokiem miliona dusz,
Wyszedł z ciemności i zostawił mnie wreszcie już ...

Źródło:

***

Postanowiła, że tym razem nie zostanie by posłuchać jak koledzy z klasy będą przygotowywać się do występu na festynie. Podczas prób do przedstawienia nie mogła ustać spokojnie. Coś ją goniło. Tym razem chłopacy nie wpakowali się na hale przedwcześnie. Miała nadzieję, że nie spotka ich. Pewnie Antek i Gruby będą zdziwieni jej nieobecnością i tym, że nawet nie została aby się przywitać. Wolała jednak nie pokazywać się po tym jak Eryk... Jej umysł wciąż bombardowały obrazy tamtego wydarzenia.

„Uf, dochodzi 13." – myślała z ulgą, bo o tej godzinie miała kończyć się jej próba. Za chwile będzie mogła sobie pójść do domu. Błagała aby wskazówki ruszały się szybciej. Jednak one uparcie stały w miejscu. Tylko najdłuższa wskazówka wciąż wystukiwała ten sam tykot. Obracając się w koło i w koło. Mówiła swoje kwestie mechanicznie już nie potrzebowała scenariusza. Byleby tylko przyspieszyć czas. Teraz to ją denerwowało jak ktoś pomylił tekst. Wyuczyła się swojej roli na pamięć celowo by ta okropna dziewucha Marina grająca macochę nie mogła o niej powiedzieć nic złego.

- Dobrze, kończymy kochani. Do widzenia. – zakomunikowała ku uldze Łucji Wierzba.

Zeskoczyła niezdarnie ze sceny biegnąc ku wyjściu. Pech trafił, że musiała na kogoś wpaść przy wyjściu. Znowu na moment ich twarze znalazły się tak blisko. Klapnęła tyłkiem na podłogę. Telefon wypadł jej z rąk z wrażenia.

- Łamaga! – usłyszała za sobą ironiczny głos Mariny. Dziewczyna z wyraźnie wytapetowanym ryjem potrząsnęła aż włosami z satysfakcją. Czemu niektórzy non stop muszą się dowartościowywać w taki sposób? Jakby czyhali aż innym podwinie się noga?

- Gdzie się tak spieszysz? – Eryk wyciągnął do niej rękę tym swoim szarmanckim gestem.

- Nigdzie. – odparła zdawkowo. Nie przyjęła jego pomocy. Szybko zebrała pogubione rzeczy z ziemi.

- Zawsze zostawałaś posłuchać. – przypomniał z żalem.

- Dziś mi coś wypadło. – odparła – Na razie.

- Czekaj. – chwycił ją gwałtownie za rękę i odciągnął od wyjścia - Musimy pogadać.

Łucja zaklęła w duchu. Wszystko sobie zaplanowała tak dokładnie, a teraz on jej to pokrzyżował. Jego obecność była dla niej zbyt męcząca. Jego dłoń natomiast zaciskała się w lodowatym uścisku. Chciała uciekać jednak wiedziała, że prędzej czy później ta rozmowa musi nastąpić.

- Słuchaj... chciałem... – zaczął - ...cię przeprosić. Za wszystko, a przede wszystkim za to, że się na ciebie tak wydzierałem. Zachowywałem się jak gówniarz.

- Nie przejmuj się – odparła sucho - Przeprosiny przyjęte. Już zapomniałam.

Chciała jak najszybciej mieć tę rozmowę za sobą.

- Nie przekonuje mnie to – prychnął chłopak - To zbyt łatwe.

- A co powinnam się na ciebie wściec? – zapytała z ironią.

- No.. coś miej więcej w tym stylu.

- To się nie uda – powiedziała nadal się uśmiechając - To nie w moim stylu. Ja szybko wybaczam. Jestem „Święta" zapomniałeś?

- Nie chciałem tego powiedzieć. Ja... wtedy... nie byłem sobą.

- Rozumiem.

- Tak, doprawdy. To czemu uciekasz?

- Nie uciekam – zaprzeczyła poirytowana.

- Uciekasz – powiedział stanowczo - Mam nadzieję, że zapomnisz o tym.. kiedyś. Proszę cię abyś zachowywała się tak jak dawniej. Bądźmy przyjaciółmi.

Pokiwała głową. Wtem do hali wpadli Antek i gruby z gitarami na plecach. Przywitali się jak zwykle wesoło z Łucją i Erykiem. Dziewczyna chciała pożegnać się i szybko wyjść, jednak Eryk znów ją zatrzymał. Jego dotyk był czasem zaborczy, a czasem delikatny jak muśnięcie wiatru.

- Tylko ty wiesz o mnie więcej niż oni. – szepnął – Widziałem go.

- Kogo?

- Anioła Ciemności. – szepnął znowu z pasją - Jest niesamowity.

Łucja oniemiała po usłyszeniu jego słów zapominając, że dłoń chłopaka zaciska się na jej nadgarstku niczym żelazne kajdany. Wyobraziła sobie Eryka rozmawiającego z Aniołem tak jak to ona niegdyś robiła. Poczuła się jakoś dziwnie z tą myślą. Odczuła w pewnym stopniu zazdrość. „To nasz sekret..." – przypomniała sobie jego słowa. Tak mówił, a jednak nie tylko ona mogła go oglądać. Myślała, że jest wyjątkowa, a tu takie rozczarowanie. Tak bardzo potrzebowała znowu choćby kilku minut czasu spędzonych z Nim. Poczuła jak Eryk mimowolnie wypuszcza jej obolałą już rękę z uścisku. Jego uwagę przykuło coś za jej plecami.

- No proszę, kogo ja widzę. – powiedział ironicznie do osoby, która tak przykuła jego wzrok.

- Wiem, sorry za spóźnienie. – usłyszała za sobą czyjś znajomy głos.

Obejrzała się odruchowo przez ramie, nie wierząc czy ją wzrok nie myli.

Anioł Śmierci [2011]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz