Odcinek 26.

43 1 0
                                    

Odcinek 26.

Starał się przedrzeć przez wielką sale przepełnioną tłumem. Nie spodziewał się, że na festyn przejdzie aż tyle ludzi. W sumie to nie uśmiechało mu się stanie na scenie. Choć może w rzeczywistości to jego szansa na zdobycie choć niewielkiej sławy. Im więcej ludzi tym większy hałas. Widok bawiącego się tłumu to było to, co kochał.

Dostrzegł, że z głośników dobiegają już dobrze znane mu kwestie ze scenariusza o kopciuszku. Odrobinę się spóźnił. Gdyby nie poczuł się źle był by na czas. Starał się o tym teraz jednak nie myśleć. Jeszcze nie było aż tak późno, ale pewnie jak zwykle zbierze mu się ochrzan od ekipy.

Kiedy ją ujrzał na scenie momentalnie zwolnił kroku. Trwała właśnie moment, w której Łucja mierzyła zgubiony na balu pantofelek... Yyy... A raczej glan? Tak, to był glan.

„Ach, te współczesne wersje kopciuszka do tego z koedukacyjnym przesłaniem." – pomyślał Eryk kręcąc przy tym głową.

Znał przebieg przedstawienia na pamięć, a mimo to obserwował je teraz z zainteresowaniem. Wiedział, że nie powinien. Miał w obowiązku przygotować się do występu należycie. Nie miał na to jednak ochoty. Wolał stracić te bezcenne chwile, choć by po to by na nią popatrzeć. Nie wiedział czemu to robi. Odkąd pocałował ją nie może przestać o niej myśleć. Zastanawiał się wciąż, co u niej słychać. Czy dobrze spała? Co zjadła na śniadanie? Czy jest szczęśliwa? Czy coś ją trapi? Czy może siedzi u tego cholernego Tobiasza na kolanach? Wzbierała w nim złość kiedy tylko pomyślał o tym, że ten głupek może ją dotykać. Nie tylko z tego powodu, że mu zazdrościł nienawidził go całym sercem. Znał go na wylot i po prostu nie chciał żeby ją zranił. Przecież próbował jej o tym mówić, a ona na to wszystko odpowiadała milczeniem.

„Pewnie się w nim zakochała" – stwierdził. Nie mógł nic zrobić w tej sytuacji. Musi żyć z dnia na dzień. Był pewny, że za jakiś czas on ją zostawi. Oby tylko jego przewidywania się sprawdziły. Oczywiście Łucja będzie musiała na tym ucierpieć, ale nie ma innego wyjścia. Czekanie na to, że kiedyś się rozejdą jest jedynym sposobem. A może to ona w końcu przejrzy na oczy i zostawi tego kretyna?

- Nie dla psa kiełbasa. - nagle ktoś klepnął go niespodziewanie w ramię - Nie pozwalam ci się na nią gapić.

Odwrócił się raptownie zaskoczony, choć od razu poznał ten głos. Za nim stał uśmiechając się szyderczo Tobiasz. Automatycznie zrozumiał jakie aluzje robi mu mówiąc do niego te słowa.

- Bo co?

- Bo to moja dziewczyna.

Eryk pogardliwie parsknął śmiechem.

- Już nie długo – szepnął jakby do siebie posyłając Łucji na scenie tęskne spojrzenie po czym dodał: - Jesteś idiotą, Tobiasz. Prędzej czy później ona przejrzy na oczy i zrozumie jaki jesteś naprawdę.

Szatyn po raz kolejny posłał mu jeden z tych swoich złośliwych uśmiechów, który świadczył o jego poczuciu wyższości. Po czym nachylając się nad nim poklepał go po przyjacielsku w ramie.

- Nie jestem głupi ani ślepy. - rzekł Tobiasz spoglądając mu głęboko w oczy – Wiem, że ona ci się podoba.

Eryk miał mieszane uczucia. Patrzył na szatyna z wahaniem. Powinien bardziej uważać. Teraz Tobiasz będzie mógł to przeciw niemu wykorzystać.

- Co nie spodziewałeś się, że jestem aż taki spostrzegawczy? – zakpił widząc niepewny wyraz twarzy bruneta – Nie doceniłeś mnie.

Anioł Śmierci [2011]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz