Odcinek 39.

31 3 0
                                    

Pusta ulica rozbrzmiewała obijaniem kropli o asfalt. Kolejny, marny dzień pozostawiający po sobie niewielki ślad, małe zadrapanie w kalendarzu istnień. Pogoda pogarszała się, a on nawet tego nie zauważył. Przemierzał powolnie ulicę myśląc nad sensem swojego dotychczasowego życia.

Istnienie tylko po to, by zadawać ból innym, uczyniło z niego mordercę i wariata... Myśli nie dawały mu spokoju. Starał się sobie wmówić, że w życiu trzeba dążyć po trupach do celu, inaczej ludzie berą cię za nieudacznika. Czasem trzeba ranić by nie zostać zranionym. To okrutne, ale tymi prawami rządzi się natura. Z drugiej strony jednak docierało do niego, że tak nie można. To nie przynosi radości. To jest po prostu smutne. Smutne, że jest tak pusty. Mógłby zapełnić ten brak czegoś. Wystarczyło by tylko słowo do tej blondynki, która idzie naprzeciwko niego. Pewnie chętnie by się z nim spotkała w jego domu, a potem... Och, te nawyki. Skierował wzrok w drugą stronę i minął ją z zaciśniętymi wargami.

Co się z nim stało? Przecież kiedyś był inny. Miły, trochę roztrzepanym chłopakiem. Przecież mógł dalej taki pozostać, ale liczyła się tylko opinia innych. Po prostu chciał, aby w końcu nikt nie śmiał się z niego.

Nagle potknął się o nierówność w chodniku i padł na kolana.

- 'Jak ty leziesz? Kiedyś się zabijesz przez te swoje koślawe nogi.' – usłyszał głos w głowie.

- Każdemu się zdarza upaść – mruknął sam do siebie.

Starał się być twardy choć w głębi serca miał ochotę się rozpłakać.

- 'Tobiasz, sikałeś pod wiatr?' – usłyszał słowa Toma i jej śmiech. Ten dźwięk tak bardzo bolał.

- Znowu się czymś oblałem. Niezdara ze mnie – dalej odpowiadał do swoich wspomnień.

- 'To ty jeszcze jesteś prawiczkiem?' – zabrzmiało mu znowu w uszach – 'Żal mi cię. Nie jesteś prawdziwym facetem.'

- Jestem. Udowodnię wam to.

- 'Nie ma nagarnia, nie ma dowodu, że to robiłeś.'

- Przecież zrobiłem to, co kazałeś. Do cholery!

Wrzasnął do uśmiechającej się twarzy szatana, lecz ona rozmyła się jak mgła. Stał na środku drogi wrzeszcząc sam do siebie. Przechodnie oglądali się za nim jak za upośledzonym. Mimowolnie zakrył twarz dłońmi. Było mu wstyd swojego postępowania. Było mu wstyd całego swojego życia. To uczucie towarzyszyło mu od zawsze przecież. Jak mógł mieć nadzieje, że kiedyś się od niego uwolni? To nigdy nie minie. Może po śmierci...

Stał właśnie na moście, jak w amoku podszedł do barierki. Niepewien dotknął śliskiej metalowej poręczy. Tłoczące się wciąż myśli podsuwały mu wiele pomysłów. Dziwnym trafem nagle ci wszyscy ludzie i te samochody zniknęły. Okazja nie do przepuszczenia. Mokra bluza zrobiła się niesamowicie ciężka. Odrzucił ją nie myśląc o niczym. Niespiesznie przeszedł na stronę za barierką. Przed sobą ujrzał czarną, lodowatą toń wody, lekko zadrżał na myśl o zetknięciu z nią jego ciała. Coś jednak wciąż mu powtarzało, że jest tyle powodów żeby tak to tak zakończyć. Jest niepoczytalny i wydaje mu się, że słyszy jakieś głosy. Zawsze był nieudacznikiem i wszyscy się z niego śmieli.

- Dość tego! – szepnął do siebie.

Puścił kurczowo zaciśnięte na poręczy dłonie, gotując się do skoku...


Anioł Śmierci [2011]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz