Gerard Way jest delikatny.

332 61 33
                                    

Dom Wayów nie był duży. Mimo to, sprawiał takie wrażenie, bo był niemal całkowicie pusty. I zimny. Jakby nie miał duszy.

Gerard zdjął kurtkę, jednak ja postanowiłem zostać w swojej. Nie chciałem się przyznać, ale było mi strasznie zimno.

Rozejrzałem się po wnętrzu - mała kuchnia połączona z salonem, gdzie stała samotnie kanapa i spory, ciężki telewizor na komodzie, która wyglądała jakby za moment miała się rozpaść.
Na schodach na moment pojawiła się chuda jak szkielet postać, jednak widząc mnie szybko uciekła. To musiał być Mikey, który wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnim razem, gdy go spotkałem.

Gerard postawił na gazie czajnik z wodą na herbatę i zaproponował obiad. Chciałem mu pomóc, ale odmówił. Sam i tak uwinął się szybko i postawił na stole trzy miski makaronu z sosem zrobionym ze wszystkiego, co znalazł w kuchni. W domu było tak cicho, że miałem wrażenie, że straciłem słuch.

Ocknąłem się, gdy czerwonowłosy postawił przede mną kubek parującej herbaty.

- Mikey! - zawołał, siadając przy stole obok mnie.

Po chwili w kuchni pojawił się wyglądający jak patyk chłopak, który obejmował się chudymi ramionami, ubrany w kilka warstw ubrań.

- To Frank, spotkałeś go już kiedyś. On jest w porządku - powiedział ze zmartwionym uśmiechem Gerard, zwracając się do brata.

Ja też uśmiechnąłem się lekko, jednak Mikey unikał mojego wzroku. Musiał być kilka lat młodszy od Gerarda, ale nie byłem w stanie odgadnąć, jak duża była między nimi różnica.

- Jest strasznie zimno, Gee - szepnął blondyn do brata, na co ten wstał od razu od stołu.

- Napalę w kominku - powiedział i zniknął na moment.

„Gee... Urocze", pomyślałem, zerkając jak Mikey z trudem siada na krześle i spogląda zrezygnowany na miskę jedzenia. Wyglądał okropnie i trudno było tego nie przyznać.

- Zjedz, Mikey. Lubisz makaron.

Głos Gerarda, który wrócił do kuchni, zabrzmiał bardzo desperacko.
Miałem wrażenie, że nie powinienem tu być i pożałowałem, że tak się wprosiłem.

- Proszę...

Osiemnastolatek chwycił brata za dłoń, ale ten tylko ponownie pokręcił głową i wstał, niemal wpadając na Gerarda.

- Nie jestem głodny, Gee.

Serce mnie bolało gdy patrzyłem, jak Mikey odchodzi w stronę schodów i chowa się w swoim pokoju, a jego brat patrzy na to bezsilnie ze łzami w oczach.

- Ty też nie jesteś głodny, Iero?

Zamrugałem szybko i pokręciłem głową, zabierając się prędko za jedzenie, które - zważając na to, z czego zostało stworzone - było naprawdę dobre. Chętnie spróbowałbym innych potraw przygotowanych przez starszego Way'a.

Nie poruszyłem tematu jego brata, przez co Gerardowi chyba ulżyło. Pomogłem mu pozmywać, a potem razem z kubkami herbaty w dłoniach udaliśmy się do pokoju Gerarda, gdyż czerwonowłosy powiedział, że nie chce siedzieć w salonie. Nie robiło mi to wielkiej różnicy, nadal byłem trochę zagubiony w tej sytuacji.

Pokój Gerarda na pewno nie był pokojem, który do niego pasował. Był jasny, przytulny, ale zabałaganiony. Łózko było niepodzielone, biurko zawalone kartkami rożnej wielkości, ubrania leżały na podłodze.

- Nie spodziewałem się gości...

- To nic - przerwałem mu. - To mi nie przeszkadza.

Usiedliśmy na łóżku, które właściciel prędko pościelił.

Drowning lessons Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz