Gerard Way cudownie pachnie.

313 62 26
                                    

Niecierpliwie wyczekiwałem piątku, by móc spędzić czas z Gerardem. Chłopak nie pojawiał się w szkole, a ponieważ Kurt najwyraźniej się obraził - Larry jak zwykle wziął jego stronę - siedziałem sam, na każdej przerwie zaszywając się w ciasny kąt i katując moją zmęczoną życiem mp3, którą dostałem kiedyś od ojca.
Z dumą nosiłem bluzę pożyczoną od Way'a, niemal w ogóle jej nie zdejmując. Nawet w niej spałem, co wiązało się z dezaprobatą matki.

W piątkowe popołudnie byłem mocno zaniepokojony nieobecnością Gerarda, bo przecież umówiliśmy się na moją pierwszą lekcję gry na gitarze.
Narzuciłem na siebie kurtkę, z początku chcąc po prostu odwiedzić chłopaka w domu, lecz potem stwierdziłem, że może jest zajęty i nie ma dla mnie czasu, dlatego wyszedłem zrezygnowany przed szkołę i zapaliłem papierosa.
Zanim jednak zdążyłem zrobić kilka kroków, drogę zajechała mi stara, czerwona, choć co prawda wyblakła już, Vespa. Cóż, kolor był na pewno mniej wyrazisty niż kolor włosów właściciela.

- Wsiadasz, Iero?

Spojrzałem na Way'a szczerzącego się do mnie głupio i zacząłem zastanawiać się, czy to na pewno bezpieczne.
Jednak gdy obróciłem głowę za siebie i dostrzegłem dwójkę przyjaciół przyglądających mi się z przekrzywionymi głowami, bez zastanowienia wsadziłem papierosa między wargi Gerarda i usiadłem za nim, obejmując go mocno w pasie.

- Jedź - rozkazałem, kierując beznamiętny wzrok na Kurta i Larry'ego.

Aż mną szarpnęło, gdy Way wcisnął pedał gazu i z piskiem opon odjechał spod szkoły.

Mój wybawca musiał zgubić po drodze peta, bo gdy zatrzymaliśmy się przy jeziorze, już nie miał go w ustach. Dopiero wtedy też dotarło do mnie, że przez całą drogę wtulałem się mocno w jego plecy, co chyba nieszczególnie mu przeszkadzało, mnie natomiast zawstydziło.

Zsiadłem szybko z motoru i przeczesałem włosy palcami.

- Wszystko okej? - zapytał Gerard, podchodząc do mnie.

- Dlaczego nie było cię w szkole? Musiałem przez te kilka dni siedzieć sam, bo Kurt i Larry obrazili się chyba za to, że się zadajemy - westchnąłem głęboko i usiadłem na piasku.

- Więc teraz chyba tylko pogorszyliśmy sprawę - zaśmiał się i usiadł obok mnie.

Ta malutka plaża kojarzyła mi się tylko z wypadkiem, dlatego wzdrygnąłem się lekko.

- Musiałem zająć się bratem. Nie jest z nim najlepiej - odezwał się w końcu Gerard odpowiadając na moje poprzednie pytanie, grzebiąc butem w piasku.

Momentalnie zalało mnie poczucie winy, ale nic nie powiedziałem, tylko spuściłem głowę. Odezwałem się dopiero po dłuższej chwili.

- Dlaczego tutaj przyjechaliśmy?

- Można powiedzieć, że to tutaj się poznaliśmy.

Oboje zaśmialiśmy się krótko, jednak śmiech szybko zamienił się w niezręczną ciszę.

- Skąd masz ten motor? - przerwałem milczenie, spoglądając na Gerarda.

- Zawsze chciałem mieć swój motor. Kiedyś wujek nauczył mnie jeździć na swoim i... - westchnął. - Musiałem odreagować, Iero.

Kiwnąłem głową i wstałem, zapalając kolejnego papierosa.

- Jedźmy stąd - powiedziałem wypuszczając dym. - Ja też muszę odreagować.

*****

Muszę przyznać, że siedzenie w bluzie Gerarda, na motorze Gerarda, jadąc do domu Gerarda i przytulając się do pleców Gerarda, by nie spaść podczas szybkiej jazdy, to jedno z najlepszych uczuć, jakich doświadczyłem.

Tym razem w domu Way'ów było ciepło.
W salonie spał Mikey, okryty stertą kocy. Czerwonowłosy podszedł na moment do brata, pocałował go w czoło i szepnął coś, jednak nie usłyszałem co. Potem chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą, po chwili zamykając mnie w swoim pokoju.

Gerard obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.

- Podoba Ci się bluza?

Zarumieniłem się lekko.

- Już... Ja właśnie... Miałem ci oddać...

- Zostaw sobie. I tak jej nie noszę - chłopak zaśmiał się pięknie, co wywołało tylko większy rumieniec na moich policzkach.

- Gorąco tu macie - rzuciłem i zacząłem wachlować się dłonią.

Way spojrzał na mnie, a w jego oczach wyraźnie dostrzegłem, że nie dał się na to nabrać. Wiedział, że mnie zawstydził i chyba czerpał z tego satysfakcję.

- Może powinieneś się rozebrać - odparł, mając świadomość, że po tych słowach poczuję się jeszcze bardziej skonfundowany.

Usiadł na łóżku z gitarą w dłoniach i poklepał miejsce obok siebie, gdzie czym prędzej usiadłem.

- Gotowy?

Pokiwałem głową, choć tak naprawdę bardzo się denerwowałem i nie byłem gotowy nawet w najmniejszym procencie. Od razu spisałem swoje starania na straty, co było widoczne gdy tylko chwyciłem gitarę w dłonie.

Gerard pokazał mi kilka prostych chwytów, jednak gdy miałem je powtórzyć, ręka tak mi się trzęsła, że po chwili zrezygnowałem i puściłem gryf.

- Nie potrafię.

- Nie wiedziałem, że tak szybko się poddajesz, Iero.

Way zaśmiał się pod nosem i usiadł za mną w rozkroku, tak blisko, że stykałem się plecami z jego torsem. Przeszedł mnie dreszcz, nigdy nie byłem z nikim tak blisko, jak teraz z nim. Z moim kolegą, z moim wybawcą, z TYM Gerardem Way'em.

- Zobacz, to nie jest takie trudne.

Chwycił moją dłoń i położył ją z powrotem na gryfie.

- Spróbuj jeszcze raz, e-moll.

Poczekał aż ułożę odpowiednio palce, a potem położył swoją dłoń na mojej dłoni, by opuszki nie uciekły mi znów ze strun.
Nie mogłem się skupić, czując za sobą słodki zapach jego perfum i ciepło jego ciała. Gdyby nie trzymał mojej dłoni, palce już dawno zjechałyby mi ze strun.

- Skup się - mruknął, a ja tylko przełknąłem ślinę, ale zagrałem niepewnie akord.

- E-dur - rozkazał, przekładając razem ze mną palce.

Przesunąłem powoli palcami po strunach, podczas gdy on przesunął nosem po mojej szyi.

- Dobrze - szepnął.

Zamknąłem oczy, prowadząc ze sobą wewnętrzną walkę. Z jednej strony wiedziałem, że powinienem się odsunąć, nie pozwolić na to, ale potrzebowałem bliskości tak samo mocno jak on.

- Gerard... - westchnąłem i oparłem się o niego, coraz wyraźniej czując jego piękny zapach.

Byłem gotów się w nim zatopić, jednak chłopak odsunął się ode mnie i uśmiechnął złowieszczo.

- Teraz sam, Iero.

Czy to wszystko, co wydarzyło się przed chwilą, wydarzyło się naprawdę? Może tylko to sobie wyobraziłem, bo tak bardzo łaknę tej bliskości?
Ale przecież Gerard to moj kolega, ba, to chłopak. Nie mogę sobie na coś takiego pozwolić. To oznaczałoby koniec, nasz wspólny koniec, wiedziałem jak tutaj traktowano takich ludzi. Wiedziałem co myślał o tym ojciec i matka, wiedziałem jak wielkie mielibyśmy kłopoty. Odgoniłem szybko te wszystkie myśli, wmawiając sobie uparcie, że nic między nami nie zaszło i wszystko sobie wymyśliłem.

- Frank?

- Tak, tak. E-dur.

- To e-moll.

Drowning lessons Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz