Kim jest Gerard Way?

468 67 12
                                    

Od wypadku minęło kilka lat. Teraz jestem w drugiej klasie liceum i niemal zapomniałem o tym, że niegdyś prawie się utopiłem. Mimo wszystko nie zapuszczam się nad jezioro i unikam wody jak ognia. Nigdy też nie poznałem swojego wybawcy, który wytargał mnie na brzeg i udzielił pierwszej pomocy. Szukałem go niemal rok, ale najwyraźniej był w miasteczku tylko podczas wakacji, bo nikt nie wiedział kim do końca jest chłopak, który mnie uratował. Wiedziałem tylko, że na imię miał Gerard, a ponieważ wtedy byłem jeszcze bachorem, nie miałem mocy by się do niego dostać, nawet przy pomocy komputera, gdyż ojciec nigdy nie pozwalał mi z niego korzystać, ponieważ używał do pracy. Matka chciała podziękować za pomoc, jednak gdy dowiedziała się, że nikogo takiego nie ma w mieście, nie miała ochoty się fatygować i odpuściła. Zresztą jak zawsze.

Jesień zaczęła się już na dobre, co wcale mi się nie podobało. Miałem wrażenie, że w tym okresie matka jest jeszcze bardziej uciążliwa i nachalna, dlatego ojciec zmywał się z domu na tydzień czy dwa, wracając czasem na weekend. W ten sposób cała jej wściekłość i narzekania spływały na mnie. Westchnąłem cicho i zapaliłem papierosa, przeklinając mój szkolny obowiązek.

Pod szafką czekali na mnie jak zwykle będący oazą spokoju Larry i starający się udawać groźnego punka Kurt.

- Cześć - rzuciłem, zdejmując skórzaną kurtkę i wpychając ją do szafki.

- Cześć, Franiu - uśmiechnął się Larry. Jego uśmiech był, pomimo aparatu na zęby, bardzo ładny. Nie to co Kurta, któremu brakowało lewej trójki po ostatniej bójce z osiłkiem ze starszej klasy.

- Dlaczego jesteście tak wcześnie?

Kurt prychnął, najwyraźniej oburzony i zarzucił długą, ciemną grzywką wpadającą mu już w przenikliwie błękitne oczy. Bok głowy miał całkiem wygolony, co blondwłosego Larry'ego zawsze fascynowało. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, dlaczego ten porządny, zadbany i uprzejmy chłopak o nienagannej fryzurze oraz ubraniu zadawał się z kimś takim jak ja i Kurt.

- Umawialiśmy się na peta przed lekcjami, ale pewnie jak zwykle zapomniałeś - powiedział ciemnowłosy i skrzyżował ręce na piersi.

- Pójdziemy po lekcjach - uspokoił go Larry swoim aksamitnym głosem, mrugając do mnie.

Rozległ się dźwięk dzwonka i udaliśmy się do klasy, by przeżyć kolejny nudny dzień w tej niszczejącej budzie.
Na przerwie obiadowej przedstawiłem chłopakom zaczątki tekstu kolejnej piosenki, która nigdy nie ujrzy światła dziennego, wtem jednak ktoś dosiadł się nagle do naszego stołu, dlatego speszony szybko schowałem kartkę z moimi bazgrołami. Naprawdę pisałem jak kura pazurem.

- Nie zgadniecie - zagaił wysoki chłopak o jasnych, sięgających do brody włosach i oczach dokładnie takich samych jak mój towarzysz Kurt.

- Nigdy nie zgadujemy, bo nikt nie wie co tam się kotłuje w tym twoim łbie - westchnął Kurt, obrzucając brata zażenowanym spojrzeniem. Czasami miałem wrażenie, że to Kurt jest z tej dwójki starszy, mimo iż było na odwrót.

- Do mojej klasy przyszedł nowy koleś.

Spojrzeliśmy na Jacka wszyscy bardzo zaciekawieni. Kto mogły przyjść do takiej dziury jaką było to miasteczko?

- Wiem tylko, że na imię mu Gerard. Z nikim nie gada, jest jakiś aspołeczny - nie mogąc zaspokoić naszej ciekawości, chłopak wstał od stołu, rzucił nam szybkie „cześć" i śmiejąc się z naszych min, odszedł.

Miałem wrażenie, że kojarzyłem skądś to imię, jednak jakby dopadła mnie amnezja i za nic nie mogłem sobie przypomnieć, kto to był.

- Pierdoli. Wiecie, że często wymyśla takie „nowinki" - westchnął Kurt.

- Może nie tym razem - oparłem nogi na stole, odchylając się razem z krzesłem do tyłu, ignorując karcące spojrzenie Larry'ego.

- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.

- Jakiż z Ciebie niewierny Tomasz, Kurt.

Ciemnowłosy tylko uniósł brwi, nie wiedząc kompletnie co miał na myśli Larry, a ja zaśmiałem się pod nosem. Byli zupełnymi przeciwieństwami.

- A ty, Frank? Co myślisz? - Kurt przeniósł wzrok na mnie.

Wzruszyłem tylko ramionami. Nie obchodziło mnie to za bardzo, dopóki nowy nie wchodził mi w drogę, jednak to szybko miało się zmienić.

Moi przyjaciele szybko zmyli się po lekcjach, ja jednak jak zwykle spokojnie spakowałem się i ruszyłem w stronę szafek. Gdy już prawie wyszedłem z budynku, zza ostatniego do pokonania zakrętu ktoś wyłonił się nagle, przez co zderzyliśmy się i upadłem na ziemię, gdyż chłopak, na którego wpadłem był większy ode mnie. Pomijając to, że ja po prostu byłem kurduplem.

- Sory, ja... - zacząłem, ale chłopak spojrzał na mnie dziwnie, zmrużył intensywnie zielone oczy, jakby próbował mnie rozpoznać, a potem pokręcił tylko głową i przeszedł obojętnie obok.
Trochę zaskoczony powiodłem za nim wzrokiem, nie mogąc sobie przypomnieć by ktoś taki chodził do mojej szkoły. Miał czarne, przydługie włosy i ubierał się całkiem podobnie do mnie, cały na czarno, co ciekawie kontrastowało z jego bladą jak kartka papieru skórą. Oprócz tego, że ja nie nosiłem tak pedalsko przylegających spodni.
Przekląłem na niego pod nosem i podniosłem się bez jego pomocy, której chyba oczekiwałem.
Cóż, jego zachowanie nie było najlepsze, dlatego dopisałem mu w głowie minus. Nieduży, ale coś mi z nim nie grało, dlatego postanowiłem się trzymać z daleka od niego. Pytaniem było, czy będzie mi to dane.

Drowning lessons Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz