Gerard Way słucha dobrej muzyki.

354 58 54
                                    

- Frank? Frankie.

Poczułem jak chłopak siedzący obok mnie na łóżku obejmuje mnie ramieniem. Zużywałem już kolejną chusteczkę, udając, że wcale nie płaczę.

- Nie chcę wracać do domu.

Gerard pogładził mnie po ramieniu i podał kolejną chusteczkę.

- Nie musisz - powiedział ciepło.

Po naszym pierwszym spotkaniu nigdy w życiu bym nie pomyślał, że będę wypłakiwać się temu chłopakowi w ramię. Że to właśnie Gerardowi Way'owi powiem, że moi rodzice się rozwodzą i tak bardzo mnie to boli. Że w ogóle przed kimkolwiek się otworzę i wyjawię swoje uczucia, i że tą osobą będzie właśnie on, opiekuńczy, troskliwy i ciepły Gerard Way, który pozwolił mi zostać u siebie w domu ile tylko będę chciał.

- Pewnie jesteś głodny, zrobię coś do jedzenia - zaproponował.

Zanim wstał z łóżka delikatnie pogładził mój policzek, w który zostało wymierzone uderzenie, a to sprawiło, że znów się zarumieniłem. Nie robiłem tego nawet przy dziewczynach, które mi się podobały, on zaś miał w sobie coś takiego, że kiedy widziałem jego zgrabne nogi w opinających je czarnych, ciasnych spodniach, miękły mi kolana. Zawsze karciłem się w myślach za postrzeganie go w ten sposób, ale trudno było ukryć, że Gerard Way był idealny pod każdym względem.

Potrafił w każdej chwili poprawić mi humor samą swoją obecnością, i tak też było teraz, gdy siedzieliśmy przy stole w kuchni, śmiejąc się i jedząc zrobioną przez Gerarda zupę. Zamarliśmy, a zwłaszcza ja, kiedy do kuchni wszedł Mikey. Bałem się, że powie swojemu bratu to, co powiedziałem mu rano. Gerard by mi tego nie wybaczył, dlatego spiąłem się cały i odłożyłem na moment łyżkę.

- Gee... - Mikey odchrząknął, jakby zdenerwował go jego własny słaby głos. - Mógłbym zjeść trochę zupy?

Czerwonowłosy zerwał się z krzesła z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy. W końcu właśnie jego brat będzie jadł cokolwiek od tygodnia, ba, sam go o to poprosił. Na jego twarzy dało się też ujrzeć rosnące z każdą chwilą szczęście i ulgę.
Po chwili siedzieliśmy już w trójkę przy stole przy akompaniamencie niezręcznej ciszy, a Gerard wpatrywał się jak zaczarowany w brata jedzącego powoli zupę.

- Smakuje ci, Mikey? - zapytał żarliwie czerwonowłosy, rozpływając się na krześle gdy jego brat kiwnął lekko głową.

Uśmiechnąłem się na ten widok. Czyżby do blondyna dotarły moje słowa? Unikał mojego wzroku, jednak nie przeszkadzało mi to. Ja byłem zupełnie zatracony we wpatrywaniu się w siedzącego naprzeciwko mnie chłopaka, a zwłaszcza jego piękne, błyszczące, zielone oczy, przepełnione teraz radością. Pierwszy raz od dawien dawna.

Wieczór spędziliśmy z Gerardem na kanapie w salonie. Zaproponował mi maraton „Gwiezdnych Wojen", a widząc z jakim entuzjazmem to zrobił, nie byłem w stanie odmówić. Zrobił mi nawet herbatę i dał ciepły koc, gdyż w salonie nadal nie było tak ciepło, jak mogłoby być.
Opatulony w koc siedziałem obok czerwonowłosego, którego swobodnie mogłem już nazwać nie kolegą, a przyjacielem. W końcu widywaliśmy się niemal codziennie, mówiłem mu o wszystkim, a teraz miałem u niego w pewnym sensie zamieszkać. To wszystko bardzo mi odpowiadało.

Gerard odwrócił wzrok od ekranu telewizora i spojrzał na mnie.

- Nudzisz się, Iero?

- Co? Nie! - zaprzeczyłem szybko, na co on zaśmiał się tylko.

Wstał i wyłączył telewizor, potem wyjął i schował kasetę, następnie odnosząc puste kubki do kuchni.

- Chodź, Iero. Rozerwę cię trochę - powiedział i puścił mi oczko, by potem zaśmiać się cicho.

Jego głos był naprawdę cudowny.

Zaprowadził mnie do pokoju, gdzie odpalił wieżę i zaczął przebierać w swojej ogromnej kolekcji płyt.

- Co powiesz na The Smashing Pumpkins?

- Może być - rzuciłem od niechcenia, wiedząc, że lubi ten zespół i na pewno zdenerwuje go moja obojętność.

Pokręcił głową z dezaprobatą i po chwili w pokoju rozbrzmiała przyjemna dla ucha muzyka, puszczona na tyle cicho, żebyśmy ze spokojem mogli rozmawiać.
Położyliśmy się na łóżku Gerarda i oboje zamknęliśmy oczy, przez moment delektując się muzyką.

- To nazywasz „rozerwaniem się", Way?

- Może.

Gerard odwrócił głowę w moją stronę i uniósł powieki, a ponieważ zrobiłem to samo, przez moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, dopóki nie poczułem rumieńców na policzkach i nie odwróciłem się do niego plecami.

Nie rozumiałem, dlaczego tak na mnie działał, przecież byliśmy przyjaciółmi, a mimo to naprawdę w każdej wolnej chwili wracałem myślami do jego ciasnych spodni i pięknych perfum, do zielonych oczu i uroczej twarzy, do promiennego uśmiechu i ciepłych ramion, którymi obejmował mnie coraz częściej, a ja nie protestowałem.

- Wymiękłeś, co, Iero?

- Nie...

Usłyszałem skrzypnięcie materaca, a zaraz potem poczułem za sobą ciepło ciała i obejmującą mnie w pasie rękę Gerarda.

Lubiłem jego czułe słowa, lubiłem piękny zapach, ciepło i dotyk. Czułem się przy nim tak dobrze, bezpiecznie, pierwszy raz w moim życiu.
Podobało mi się to i nie mogłem temu zaprzeczyć.

On mi się podobał, jak cholera.

Dlatego tylko westchnąłem, gdy przyłożył ciepłe wargi do mojego karku.
A potem wstrzymałem na moment oddech, gdy jego dłoń wsunęła się pod moją koszulkę.

- Gerard, nie... Nie powinniśmy...

- Chciałeś się rozerwać, Iero - szepnął mi do ucha, przez co przeszedł mnie dreszcz.

Odwróciłem się do niego przodem, otwierając usta by odpowiedzieć, ale on zamknął je szybko pocałunkiem.
Nie mogłem mu się oprzeć, nawet nie chciałem.

- Nikt nie widzi, Frankie...

Kupił mnie tymi słowami.
Kupiłby mnie każdymi.

Drowning lessons Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz