Po udanym weekendzie powrót do szkoły nie był taki zły, jak się spodziewałem. Mój oprawca całkowicie się odczepił, dlatego ja też zostawiłem go w spokoju. Co prawda widziałem go, jak włóczył się po korytarzach, trochę jakby przygnębiony i zmieszany, z tą samą miną jaką widziałem, gdy opuszczał dom Larry'ego. Tylko przez moment było mi żal, potem przypominało mi się jak mocno mnie pobił, i szybko przechodziło.
W dodatku Way zmienił kolor włosów. Teraz, przez czerwoną czuprynę wędrującą ponad głowami innych uczniów, nie dało się go pomylić z nikim innym.Umówiłem się dziś z chłopakami, że wyjdziemy poszlajać się po miasteczku, dlatego razem staliśmy przy mojej szafce, żartując i śmiejąc się. Od chwili gdy pozornie zakończyła się moja wojna z Gerardem czułem błogi spokój i nawet udało mi się zapomnieć o wypadku. To wszystko prysło jak mydlana bańka, gdy podczas otwierania szafki wyleciała z niej mała, złożona karteczka. Podniosłem ją szybko z ziemi, ale moi przyjaciele i tak ją dostrzegli.
- Masz cichego wielbiciela, Franiu? - zapytał tym swoim ironicznym tonem Kurt.
Pokręciłem głową z zażenowaniem, a gdy rozwinąłem kartkę aż zrobiło mi się słabo.
- Frank?
„Spotkajmy się o piętnastej za szkołą.
Way"- Frank, wszystko dobrze? - zapytał Larry, kładąc mi dłoń na ramieniu. Wzdrygnąłem się na ten gest.
- To od Gerarda - wydusiłem.
Kurt wyrwał mi kartkę i zmarszczył brwi.
- Ten chłopak to kłopoty - powiedział i podarł kartkę na małe kawałeczki.
Spoglądałem jak papierowe konfetti spada powoli na ziemię, a gdy podniosłem wzrok, miałem wrażenie, że coś czerwonego mignęło mi przed oczami. Czyżby Gerard przysłuchiwał się naszej rozmowie?
- Kurt ma rację - przyznał nieśmiało Larry. - Nie zwracaj na to uwagi.
Trudno było mi zastosować się do jego rady, ponieważ Gerard nie odpuszczał i pod koniec tygodnia, gdy otworzyłem szafkę wysypało się z niej kilkanaście karteczek. Westchnąłem ciężko i ponieważ Kurta ani Larry'ego nie było nigdzie w pobliżu, zacząłem czytać każdą po kolej. Chłopak zaczął pisać na nich daty, dlatego bez trudu odnalazłem najświeższą informację.
„Będę czekał o siedemnastej pod szkołą. Proszę, przyjdź.
Way"Przełknąłem ślinę. Został mi kwadrans, a jeszcze musiałem jakoś wyminąć przyjaciół. Wrzuciłem liściki do szafki, porwałem kurtkę i szalik, by ubrać się prędko i wyjść przed szkołę. Razem z przyjaciółmi wychodziłem zawsze tylnym wyjściem, dlatego miałem pewność, że mnie tutaj nie znajdą. Schowałem się za krzakami, a ponieważ nie miałem zegarka wyszedłem dopiero wtedy, gdy przed wejściem do szkoły pojawił się czerwonowłosy chłopak.
Objąłem się ramionami, gdyż trząsłem się z zimna - bluza i skórzana kurtka to stanowczo zbyt skąpy ubiór jak na początek listopada.- Przyszedłeś - zauważył chłopak, uśmiechając się nieśmiało.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałem, zachowując bezpieczną odległość, by nie mógł mnie w żaden sposób dosięgnąć.
- Możemy się przejść?
- Nie. Powiedz, czego chcesz.
Spojrzał na mnie przygnębiony przeczącą odpowiedzią. Trudno, nigdzie nie będę z nim chodził, jeszcze mnie kto z nim zobaczy.
- Chciałem przeprosić za to co zrobiłem. Za wszystko. Gdy tu przyjechałem, chciałem cię tylko poznać, Frank.
Zmarszczyłem brwi. O co mu chodzi? Dlaczego nagle zmienił nastawienie o 180 stopni? I czemu użył mojego imienia, skoro nigdy się sobie nie przedstawiliśmy.
Poczułem pierwsze krople zimnego listopadowego deszczu.- Nie rozumiem. Doszło do tego, że nawet mnie pobiłeś, a teraz nagle przepraszasz, nie wiadomo dlaczego - prychnąłem, chcąc już to zakończyć i jak najszybciej wrócić do domu, by nie zmoknąć tak bardzo.
- To nie tak, myślałem, że zrobiłeś...
- O co ci kurwa chodzi, Way? Nie możesz po prostu się odwalić? - przerwałem mu natychmiast, nie chcąc tego słuchać.
- Nie - odparł stanowczo.
Dopiero wtedy popatrzyłem na jego twarz. Dostrzegłem determinację i spływający razem z kroplami deszczu makijaż, który okazał prawdziwe, zmęczone oblicze.
- Pamiętasz swój wypadek, Iero?
Znowu zmarszczyłem brwi, ale kiwnąłem lekko głową. Skąd on mógł o tym wiedzieć? To była przestarzała plotka, a przecież wprowadził się tu dopiero w tym roku.
- To ja cię wtedy wyciągnąłem.
Nabrałem łapczywie powietrza i zamrugałem szybko, aż opuszczając ręce wzdłuż ciała.
Gerard. Gerard, Gerard, Gerard.
CZYTASZ
Drowning lessons
FanfictionKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...