Jak do cholery mogłem zapomnieć?
Wpatrywałem się w stojącego na przeciw mnie chłopaka, któremu mokre od deszczu czerwone włosy przykleiły się już do twarzy.
- C-co?
Gerard tylko pokręcił głową.
- To aż takie wstrząsające? Muszą naprawdę mówić o mnie okropne rzeczy, skoro jesteś aż tak zaskoczony.
Schował ręce do kieszeni i spuścił wzrok, zaczynajac szurać butem po ziemi, jednak szybko się opanował, jakby to był jego niekontrolowany odruch.
- Po prostu przepraszam. To wszystko potoczyło się nie tak, jak miało, ale przecież życia nie można sobie ustawić jak się chce, prawda? - powiedział i uśmiechnął się smutno.
Mój wzrok przyciągnęły od razu jego mocno widoczne cienie pod oczami, które przez smutny uśmiech nadawały jego twarzy jeszcze tragiczniejszego wyglądu. W końcu odszedł, zostawiając mnie tam samego. Przeklął głośno i widziałem, że zaciska dłonie w pięści. A ja dalej nie wiedziałem co powiedzieć.
Jak to możliwe? Jak to możliwe, że to ten chłopak, którego szukałem? I dlaczego nawet po tym co teraz mi powiedział, nie mogę się do niego przekonać?
Cały mokry wróciłem do domu. Już od progu Linda nakrzyczała na mnie, że dawno powinienem siedzieć za biurkiem i się uczyć, co puściłem mimo uszu.
- Frank, znowu będziesz chory! Nie będę płaciła za twoje leki!
Wzruszyłem ramionami, zdejmując z siebie mokre rzeczy.
- Nie ignoruj mnie! Jeśli jeszcze raz wrócisz tak późno do domu, to...
- To co? - przerwałem jej, zatrzymując się u stop schodów.
Zamrugała szybko, chyba nie spodziewając się mojej reakcji. Prawda, często ją ignorowałem, ale ona sprawiała wrażenie, że jej to odpowiada, bo chciała po prostu wyładować na mnie swoje negatywne emocje. Cóż, nie byłem dziś w nastroju do wysłuchiwania jej matkowania.
- Nie będę trzymała w domu takiego darmozjada - prychnęła.
Zacisnąłem mocno zęby, nie chcąc jej pokazać jak bardzo dobiła mnie tymi słowami. Niemal wbiegłem po schodach, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju. Zamknąłem z hukiem drzwi, na co matka odpowiedziała wrzaskiem, że jeszcze raz tak zrobię to wystawi mi je z zawiasów. Miałem wszystkiego serdecznie dość, więc na początku rzuciłem się na łóżko, a potem usiadłem przy biurku i zacząłem spisywać swoje myśli, które uformowałem w słowa kolejnej beznadziejnej piosenki. Zgniotłem kartkę i odrzuciłem ją ze złością na bok. Nic, kompletnie nic ostatnio mi nie wychodziło.
Miotałem się jeszcze dobrą godzinę po pokoju, zanim stwierdziłem, że muszę stąd wyjść. Było już późno, a ponieważ był listopad - słońce dawno schowało się za horyzontem. Założyłem szybko bluzę i wymknąłem się z domu przez okno, żeby Linda przypadkiem mnie nie zauważyła.
Z początku chciałem iść do Larry'ego, ale coś mówiło mi, że to nie jest dobry pomysł. Gdzie więc powinienem pójść? Za wszelką cenę odganiałem od siebie myśli, że mógłbym pójść do Gerarda. Nie wiedziałem nawet, gdzie mieszka.
Ale mimo, że emocje nadal były świeże, chciałem go przeprosić, zwłaszcza za to, co powiedziałem o jego bracie. To musiało go potwornie zranić.Westchnąłem cicho i założyłem kaptur na głowę, udając się w stronę parku w centrum miasteczka. Kropiło, dlatego cholernie trudno było mi odpalić papierosa. Gdy jednak się udało, ktoś podszedł do mnie niespodziewanie, a ja aż się wzdragałem, słysząc ten głos.
- Mógłbyś dać mi jednego?
Odwróciłem się do przybysza, który otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, dopiero teraz widząc moją twarz. Cofnął się o krok i mruknął, że już nieważne, jakby chciał uciec, ale zatrzymałem go.
- Czekaj, Way.
Czerwonowłosy spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, co wskazywało na to, że naprawdę nie ma ochoty na żadne docinki.
- Przepraszam za to, co powiedziałem o twoim bracie. To nie było na miejscu.
Po jego twarzy przeszedł jakby impuls, który na moment ją ożywił. Gerard uśmiechnął się lekko.
- Już sobie to wyjaśniliśmy - powiedział, pocierając zaciśniętą pięść, jakby szykował się do uderzenia, potem zaś parsknął śmiechem na widok mojej miny.
Wyciągnąłem z kieszeni papierosa, tego „na czarną godzinę" i wręczyłem Gerardowi, który podziękował skinieniem głowy i zapalił go szybko.
- Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam - rzuciłem, uważnie go obserwując.
Jego postawa wskazywała na ostrożność wobec mnie, stał z odpowiednim dystansem i nie pozwał sobie na zbyt wiele emocji.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie - mruknął, zaciągając się mocno. Chmara dymu na moment przysłoniła jego zmęczoną twarz.
W tamtym momencie podjąłem zupełnie spontaniczną decyzję, którą zaskoczyłem samego siebie.
- Powinniśmy zacząć jeszcze raz. Jestem Frank Iero - powiedziałem, wyciągając dłoń, którą uścisnął.
- Gerard Way.
CZYTASZ
Drowning lessons
FanfictionKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...