Te święta spędziłem w szpitalu, nie zważając na niezadowolenie matki. Obiecałem sobie, że nie zostawię Gerarda samego, choć i tak na razie nie mogłem siedzieć przy nim. Był zbyt agresywny, ale na szczęście detoks działał i już się kończył.
Wpuścili mnie w ostatni dzień świąt, choć chłopak nie chciał mnie widzieć. Siedzieliśmy w ciemności, a on cały czas powtarzał, że chce umrzeć.
Jak mogłem mu się dziwić? Nie wiem. W końcu ja go zostawiłem, dlaczego on miałby teraz nie zostawiać mnie?
Mimo to siedziałem przy nim dzień i noc, trzymając go za dłoń i głaszcząc jego włosy. Był wykończony, a po wyjściu ze szpitala czekała go masa niedokończonych spraw. Ta myśl przygniatała go jeszcze bardziej, ale starał się tego nie pokazywać.– Gerard?
W odpowiedzi usłyszałem jedynie ciszę, ale przyjaciel powoli odwrócił się przodem do mnie.
– Obiecuję ci, że nie zostawię cię z tym wszystkim. Nie będziesz sam, rozumiesz?
Westchnął cicho, a ja zrozumiałem, że nie potrafi mi uwierzyć.
– Tylko daj mi kolejną szansę. Proszę cię, Gee...
– W porządku. Ale teraz daj mi spać.
*****
Gerard musiał oddać dom, ponieważ nie był w stanie go spłacić. Razem z podniszczonym budynkiem zabrano mu wszystkie wspomnienia. Za zgodą mojej matki wprowadził się do nas. Zabrał z domu najważniejsze dla siebie rzeczy, by zamieszkać z nimi teraz w starym biurze ojca. Mimo to i tak nocą przychodził do mnie i wpychał się do mojego łóżka. Mówił, że boi się spać sam, a ja wolałem mieć go blisko, by nie zrobił czegoś głupiego.
Cierpiał. Cały czas cierpiał.
Po śmierci brata bardzo spoważniał. Ściął włosy i pofarbował je na czarno, jakby całe jego ciało było w żałobie. Dorósł w tak krótkim czasie. Utracił wesołe promyczki w oczach, młodzieńczą lekkość i spontaniczność. To nie był ten sam Gerard Way.
Ale ja go kochałem, jakikolwiek by nie był. Choć nigdy nie powiedziałbym tego głośno.Na pogrzebie nie płakał. Był zimny jak lód, choć widziałem głęboki smutek i troskę na jego twarzy, gdy żegnał się z młodszym bratem.
Mikey był najważniejszą osobą w jego życiu i wiem, że Gerard obwiniał się o jego śmierć. Powtarzałem mu w kółko, że to nie jego wina, bo robił wszystko, by mu pomóc, ale nie potrafił mi uwierzyć.Zmieniło się też jego zachowanie w stosunku do mnie. Przestał używać mojego nazwiska, gdy się do mnie zwracał, stał się o wiele bardziej opiekuńczy i często nawet zaczynał mi matkować. Może potrzebował tego po stracie brata? Byłem w stanie wytrzymać nawet to, że zabronił mi palić. Byle tylko poczuł się lepiej.
Z początku nie chciał wychodzić z łóżka, był gotów leżeć zakopany w pościeli cały dzień. Moja matka powiedziała, że weźmie go pod swoje skrzydła, dlatego nawet nie musiał chodzić do pracy. Po jakimś czasie udało mi się go namówić na krótki spacer na świeżym powietrzu, potem nawet na spotkanie z Larry'm i Kurtem.
– To jak, u kogo robimy Sylwestra? – zapytał podekscytowany Larry.
– Matka się nie zgodzi – mruknął Kurt, rzucając mi wymowne spojrzenie.
– No dobra, ale pod warunkiem, że zostaniecie rano, żeby posprzątać – westchnąłem.
Mina Gerarda wyrażała strach i niezadowolenie, ale nic nie powiedział. Mój dom był teraz jego domem, ale nie mógł wybrzydzać.
Gdy wracaliśmy do domu, przyjrzałem się uważnie jego twarzy. Siniaki prawie zniknęły, a rana ładnie się goiła. Jednak trudno było dostrzec jakiekolwiek oznaki szczęścia. Chwyciłem go za rękę i ścisnąłem lekko.
CZYTASZ
Drowning lessons
Fiksi PenggemarKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...