Gerard z każdym dniem rozkwitał niczym kwiat. Powoli budził się do życia, na nowo poznawał radość, miłość, sztukę.
Zaczynał nowy rozdział, w którym odgrywałem dużą rolę i byłem z tego bardzo dumny.Zaczął ponownie malować, śpiewać, gotować. Był pogodny, a jego twarz coraz częściej zdobił uśmiech. Przestał nosić ciemne okulary, a ja cieszyłem się, że mogę znów w jego zielonych oczach dostrzec iskry radości.
Dopóki byliśmy razem, nic nie mogło nas powstrzymać.– Dzisiaj spóźnimy się do szkoły.
Uniosłem powoli wzrok znad miski płatków śniadaniowych, by spojrzeć na siedzącego naprzeciwko Gerarda.
Te słowa i szeroki uśmiech, ukazujący jego śliczne, drobne zęby, nie wróżyły nic dobrego.– Dlaczego? Przecież specjalnie wstaliśmy wcześniej, żeby zdążyć... – jęknąłem, kładąc głowę na blacie stołu i zamykając oczy.
– Dlatego, że mam coś w planach i szkoła na pewno mi nie przeszkodzi – odparł radośnie Gerard.
Westchnąłem tylko ciężko, udając niezadowolenie, choć tak naprawdę miałem ochotę skakać z radości.
Wrócił do mnie promyczek słońca, który rozświetlał moje życie i sprawiał, że chciałem rano wstawać z łóżka.
Wrócił mój ukochany, jaśniejący Gerard.Tak więc jakiś czas później, grubo spóźniony, maszerowałem obok idącego z wysoko podniesioną głową Gerarda, którego włosy lśniły znów krwistą czerwienią.
Wyróżniał się jeszcze bardziej i był z tego dumny, nie zważając na złośliwe komentarze rzucane w naszą stronę, gdy przemierzaliśmy szkolne korytarze.
W pewnej chwili nawet, w przypływie odwagi, chwycił mnie za dłoń i choć spojrzenia innych cięły boleśnie jak ostrza, byłem szczęśliwy.
To był ostatni dzień przed feriami, dlatego wszyscy ledwo potrafili usiedzieć na miejscu. Tyczyło się to również mojego chłopca, z którego aż wylewała się ekscytacja.
– Frank!
Usłyszałem jego melodyjny głos z końca korytarza. Odwróciłem się powoli, starając się powstrzymać szeroki uśmiech.
Czerwonowłosy podbiegł do mnie entuzjastycznie i chwycił mnie za nadgarstek, by odciągnąć na bok, w węższy korytarz prowadzący na salę gimnastyczną.
– Coś się stało? – zapytałem zaskoczony.
– Mam pomysł.
Uniosłem lekko brwi i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
Pomysł? Z jego ust brzmiało to jak zapowiedź czegoś awykonalnego, bądź - wykonalnego tylko i wyłącznie dla Gerarda Way'a.
– Stwórzmy zespół. Ja ogarnę wokal, ty gitarę, wkręcimy Ray'a i Larry'ego... Oni na pewno się ucieszą – powiedział z zapałem.
Moje niezbyt przekonane spojrzenie trochę go ostudziło.
– Będzie fajnie, no weź, Frank...
Westchnąłem cicho.
– Gdzie będziemy ćwiczyć? Poza tym, przecież ani Ray, ani Larry nie potrafią grać na instrumentach...
– Proszę, Frank. Zrobię to, ale nie bez ciebie.
Wlepił we mnie błagalny wzrok, jak dziecko, któremu rodzic nie chce kupić upragnionej zabawki. Ciężko było mu się oprzeć.
– Zgódź się...
– No dobra – uległem w końcu.
Gerard aż pisnął z radości, pochwycił moją twarz w dłonie i pocałował mocno, by po krótkiej chwili odsunąć się z zarumienionymi mocno policzkami i wielkim uśmiechem na twarzy.
![](https://img.wattpad.com/cover/180290292-288-k577550.jpg)
CZYTASZ
Drowning lessons
FanfictionKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...