Dopiero gdy zamknął się niemal na miesiąc w swoim pokoju, poczułem jak bardzo mój chłopiec mąci mi w głowie.
Nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu, tęskniłem, mimo iż byliśmy cały czas w tym samym domu.Gerard, jak prawdziwy artysta, nie spał, bez przerwy tworząc. Musiał uzupełnić swoje artystyczne portfolio - malował, rysował, a gdy wena go opuszczała, chodził niespokojnie po całym domu i narzekał, że nie zdąży. Do wysłania prac na uniwersytet został mu tydzień, a on nie mógł skończyć ostatniego obrazu.
– Nie dam rady, Frank, nie dam rady – powtarzał w kółko.
Rwał sobie włosy z głowy, przeklinał wszystko i wszystkich, by potem znów zniknąć za drzwiami swojej sypialni, która stała się teraz też jego pracownią.
Ściskał mocno moją dłoń, gdy razem zanosiliśmy na pocztę jego prace, szczelnie zapakowane w szary papier.
– Nie trzęś się tak, rozpaczać będziesz jak cię nie przyjmą.
Roześmiał się na moje słowa, ale wyglądał jakby tak naprawdę miał zaraz się rozpłakać.
Potem nie odzywał się do mnie aż do egzaminów.
Pamiętam ten dzień jak dziś. Koczowałem razem z Larrym w jednej ze szkolnych łazienek, do której dostaliśmy się przez okno. Ponieważ w szkole odbywały się egzaminy, odwołano wszystkie lekcje i żaden z uczniów, jeśli nie pisał testów, nie miał wstępu do budynku.
Podczas przerw między testami Ray i Gerard przychodzili do nas, spalali po kilka papierosów i wracali do dusznej sali, by pisać kolejne prace. Mój chłopiec drżał, gdy ktokolwiek choć lekko go dotknął.
Po zakończeniu egzaminów, ja i Larry wplątaliśmy się w zbiorowisko uczniów opuszczających sale. Mieliśmy spotkać się w czwórkę przed szkołą, jednak gdy w końcu znalazłem Gerarda, ten pociągnął mnie w zupełnie inną stronę. Był bardzo zdeterminowany i spięty - miałem wrażenie, że nawet bardziej, niż przed samymi testami.– Wszystko okej? – zapytałem, chwytając go czule za dłoń.
– Tak – mruknął, nadal prowadząc mnie wgłąb szkoły.
– Gee, Ray i Larry czekają na nas przed szkołą...
– Poczekają – rzucił tylko w odpowiedzi.
Gerard Way sprawiał, że byłem w stanie dokonywać rzeczy niemożliwych, wplątywać się w najróżniejsze niebezpieczeństwa, byłem gotów skoczyć za nim w ogień. Miał mnie w garści, skradł mi serce i nie chciał oddać. A ja byłem uległy do bólu.
Dlatego poddałem się jego urokowi, gdy zamknął drzwi łazienki w piwnicy i pocałował mnie mocno. Owinął mnie jego słodki zapach i ciepłe ramiona, z lubością wplotłem palce w jego elegancko ułożone na żel włosy, by potargać je niechlujnie i zacisnąć na nich kurczowo palce.
Był moim pierwszym i jedynym. I chciałem żeby tak pozostało.
Kochaliśmy się długo, cudem nikt nas wtedy nie przyłapał.
I to - tak, właśnie to - była jedna z najbardziej szalonych rzeczy, jaką w życiu zrobiłem.
Właśnie tam, w niszczejącej szkolnej łazience, i właśnie z nim. Z moim chłopcem, z moim Gerardem.Nasze życie można było uznać za szczęśliwe, pełne radości, wygłupów i tych wszystkich rzeczy, które robią nastolatkowie. Spełnialiśmy marzenia, z dnia na dzień grając coraz lepiej. Zgłosiliśmy się nawet jako zespół, żeby zagrać na małym, miejscowym festiwalu oficjalnie rozpoczynającym wakacje.
Dlatego dzień, w którym do mojego małego domku dotarły dwa listy zapakowane w ładne koperty, był jednym z najszczęśliwszych dni dla całej naszej czwórki. Zwłaszcza dla Gerarda.
– Frank! – krzyknął wtedy z dołu, a ja natychmiast zbiegłem po schodach.
– Zadzwoń po Larry'ego i Raya. To odpowiedź od organizatorów festiwalu – odpowiedział szybko na moje pytające spojrzenie.
CZYTASZ
Drowning lessons
FanficKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...