Nie mogło być lepiej. Nawet jeśli brakowało nam gitary basowej, byliśmy w stu procentach przygotowani. Gdyby zebrać pot i łzy wylane podczas prób, uzbierałoby się kilka pojemnych wiader. Od tygodnia po każdej próbie, kiedy wyciskałem z siebie wszystkie siły, opuszki palców krwawiły i musiałem nosić plastry na palcach lewej dłoni.
Mimo to byłem szczęśliwy. Odwieczne marzenie o założeniu zespołu wreszcie się spełniło. Wyobrażałem sobie, jak jeździmy wspólnie w trasę, jak gramy przed tłumami ludzi, a to napawało mnie niesamowitą energią.Gerard z kolei patrzył na to chyba z trochę innej strony. Był bardzo zdenerwowany, mało jadł. Spał, gdy tylko nie było prób. Czasami, zazwyczaj wieczorami, przychodził i bez słowa wtulał się we mnie, a gdy pytałem co się dzieje, milczał.
W takich momentach wątpiłem. Co jeśli to dla niego zbyt wiele? Za dużo stresu, za dużo rozwiązanych spraw. Za dużo na raz, by mógł sobie z tym poradzić, po tym co przytrafiło się jego rodzinie. Martwiłem się o niego, ale z drugiej strony; było już za późno by się wycofać.Wmawiałem sobie, że przesadzam, że jestem przewrażliwiony, bo ten ognistowłosy chłopak był moim całym światem. Próbowałem ignorować to uczucie, że coś w jego zachowaniu jest nie tak. Nie byłem gotowy na to, by świat, który zbudowałem, znów się zawalił. Nie teraz. Nie, gdy było tak dobrze.
*****
Letni wiatr przypominał o rozpoczętych wakacjach, słodkich dniach wolności, których potrzebuje każdy dzieciak, by zrobić coś głupiego. Matka wybyła na kilka dni, wracała dopiero jutro, zaś Gerard zniknął koło południa i do tej pory nie wrócił. Rozkoszując się chwilą samotności przy cichej muzyce lecącej z kiepskiej jakości głośników, które zdobyłem na jednej z wyprzedaży, siedziałem na parapecie i paliłem któregoś już z rzędu papierosa.
Gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno, jakby robiły wszystko co w ich mocy, bym poczuł, że to będzie najpiękniejsza noc w moim życiu, którą zapamiętam na długo.
Słyszałem klucz przekręcany w drzwiach, ciche kroki na schodach i skrzypnięcie otwieranych drzwi. Nie odwróciłem się jednak. Czekałem, aż stanie za mną, obejmie mnie czule w pasie i wsunie nos w zagłębienie mojej szyi, by zostawić tam swój oddech. Był tak bardzo żywy, gdy oparłem się o niego, czułem bicie jego serca i ciepło jego ciała.
– Denerwujesz się jutrzejszym dniem? – zapytał łagodnie.
Zamknąłem oczy i przechyliłem lekko głowę, by dotknąć jego warg. Były tak miękkie, że przywodziły mi na myśl aksamit. Każdy pocałunek był czystym szczęściem, które razem zbudowaliśmy. Przynajmniej ja tak uważałem.
– Troszkę... Nie, gdy ty tu jesteś.
Jego uśmiech, nawet tak delikatny, był skarbem. Moim malutkim osiągnięciem, którego obraz zatrzymywałem w pamięci.
– Dużo się zmieniło.
Przytaknąłem lekko na te słowa i ująłem jego dłonie. Oparł brodę na moim ramieniu i zapatrzył się w niebo.
– Kiedyś to w moim domu spędzaliśmy całe dnie. Pamiętasz, jak uczyłem cię grać na gitarze? Już dawno mnie w tym prześcignąłeś.
– Podrywałeś mnie – powiedziałem oskarżycielsko, czując przyjemne dreszcze na to wspomnienie.
– Wcale nie! – oburzył się.
Spojrzałem na niego z politowaniem, a on tylko zaśmiał się serdecznie.
– Może troszkę... A pamiętasz, jak cię pocałowałem?
O tak, mój chłopiec lubił zaznaczać, że to on jest górą. Spłonąłem rumieńcem i uciekłem wzrokiem w bok, udając, że to pytanie wcale mnie nie onieśmieliło.
– Miałeś taką minę, jakbym zaproponował ci napad na niewinnych ludzi albo masowe morderstwo.
Uśmiechnął się szeroko, zwłaszcza gdy zauważył, że zawstydziłem się jeszcze bardziej. Jego ciepła dłoń uciekła z mojego uścisku i wsunęła się delikatnie pod moją koszulkę, dokładnie tak jak wtedy.
– Gerard...
– Chcę ci coś powiedzieć.
Nie mogło mnie spotkać w życiu nic piękniejszego, niż on. Niepokorny artysta, żyjący marzeniami, czuły i pełen miłości.
Nawet gdy odpływał daleko, zawsze wracał do domu. Do mnie.– Dziękuję, że miałeś w sobie tyle odwagi, by mnie pokochać i by sprawić, bym nie bał się kochać ciebie. Ja...
Zaciął się na moment, ale dałem mu czas.
– Frank... Posłuchaj, to wszystko nie jest takie kolorowe jak się wydaje. Czasami ludzie muszą zakładać maski, by ich bliscy nie cierpieli. Rozumiesz? To czasem nie tylko maska, a cały kombinezon. I jak się go zdejmuje, to jest bardzo ciężko... I czasem nie ma się już sił, by iść dalej. Czasem już nie można.
Przełknął ślinę i schował twarz w moich włosach, zanim zdążyłem się do niego odwrócić.
– Gee, wszystko dobrze?
– Nie przerywaj.
Wziął głęboki wdech.
– Chcę tylko powiedzieć, że... Że dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Ofiarowałeś mi cały świat, Frank, bardzo to cenię. Bardzo. Nigdy nie zdołam się odwdzięczyć.
– Nie musisz...
– Obiecasz mi coś? – przerwał mi, ale jego głos się załamał.
Wstrzymałem oddech i chwyciłem mocniej jego dłoń, przygryzając wargę gdy poczułem, że zaczął płakać.
– Co takiego?
– Obiecaj, że nigdy się nie poddasz. Nawet jeśli inni to zrobią. Nigdy przenigdy.
Spojrzałem w gwiazdy i zaczerpnąłem porządny haust świeżego, nocnego powietrza.
– Obiecuję.
Chwycił gwałtownie mój mały palec swoim małym palcem i spojrzał na mnie poważnie. Zieleń jego oczu rozmyła się pod wpływem łez, ale byłem w nim tak zakochany, iż wydało mi się to najpiękniejszym, co w życiu ujrzałem.
– Jeszcze raz – zażądał desperacko.
– Obiecuję, że nigdy przenigdy się nie poddam, Gerardzie.
Jego twarz rozjaśnił pełen ulgi uśmiech, jakby sadził, że ta obietnica jest nie do złamania. Może tego potrzebował, by w końcu zaznać spokoju.
– A pamiętasz, jak wtedy w parku dałeś mi ostatnią fajkę? Nadal wiszę ci jedną.
Pocałowałem go ze śmiechem w policzek.
– Wtedy tak naprawdę się poznaliśmy – odparłem z uśmiechem i oparłem głowę na jego ramieniu, wpatrując się w gwiazdy.
– Nic dobrego z tego nie wyniknęło – rzucił z przekorą i zgrabnie podniósł mnie z parapetu, tuląc do siebie jak najmocniej.
Moje łóżko byłoby przerażająco puste bez niego. Niemal się w nim nie mieściliśmy, dlatego zawsze musieliśmy spać w nim mocno do siebie przytuleni. Obydwojgu nam to odpowiadało. Tak było i tym razem. Gdybym wiedział, że mogę to utracić, rozkoszowałbym się tą chwilą o wiele bardziej.
– Bardzo cię kocham – szepnął Gerard.
Położyłem dłoń na jego lewej piersi, by znów poczuć jego serce. Biło bardzo szybko i mocno.
– Wszystko w porządku, kochanie?
– Tak. Nie martw się o mnie, Frankie. Jestem już po prostu zmęczony.
Tak bardzo chciałem, by była to prawda, że uwierzyłem mu bez żadnego zastanowienia.
– Kochaj się ze mną – szepnąłem.
W końcu wszystko było w porządku, tak?
CZYTASZ
Drowning lessons
ФанфикKażdy ma czasem gorszy dzień. Niewyobrażalnie zły humor, pecha krążącego nad głową jak wielka chmura burzowa. Ten feralny piątek był właśnie takim dniem. Jedynym promykiem słońca, który przebił się przez chmurę złych zdarzeń, był Gerard Way, który u...