Dziewczyna jechała za Kubą, siedząc mu na ogonie. Zastanawiała się, dokąd ją zabiera. Po chwili wyjechali na skraj miasta, przy Wiśle. Chłopak zaparkował samochód na parkingu i wysiadł, wcześniej zabierając ze sobą reklamówkę z nieznaną zawartością. Dziewczyna podjechała zaraz po nim i wysiadła z auta, zamykając po tym pojazd. Szli w ciszy, Kuba odsunął część krzaków, robiąc dziewczynie przejście.Wyminęła go, i przeszła przez resztę krzaków. Znaleźli się na malutkiej plaży, były tam też siedzenia z pni drzew i palenisko.
— Wow, no niech ci będzie, tego się nie spodziewałam.
— Wiem, przychodzę tu się wyciszyć, albo imprezować z dala od ludzi. — postawił na wyższym pieńku dwa piwa i wyciągnął z kieszeni skręta. — To co, chcesz się wyluzować? — zapytał się z uśmiechem.
— Dawaj... — zabrała skręta i odpaliła go. Zioło delikatnie wypełniało jej płuca.
— Nie jesteś sama. — wziął od niej skręta i sam się zaciągnął, jednak szybko pożałował, kiedy odbiło mu się to potężnym kaszlem.
— Amator. — skwitowała go jednym słowem i dopaliła resztę, kiedy Kuba stwierdził, że nie chce. Po chwili poczuła błogi spokój, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Usiadła po turecku na piasku i patrzyła w wodę.
— Lepiej ci? — usiadł za nią i delikatnie masował jej spięte ramiona.
— Yhym... — wymamrotała zadowolona. Patrzyła się na nurt rzeki. — Jak myślisz dokąd ona płynie...
— Nie wiem, pewnie do morza... — zaśmiał się pod nosem.
— Słuchaj tego, wymyśliłam piosenkę... — parsknęła śmiechem i zaczęła śpiewać.I taką wodą być,
co otuli ciebie całą,
ogrzeje ciało, zmyje resztki parszywego dnia.
I uspokoi każdy nerw,
zabawnie pomarszczy dłonie,
a kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać.I taką wodą być,
a nie tą, co żałośnie całą noc tłucze się po oknie.
Wczoraj... wczoraj...I taką wodą być,
co nawilży twoje wargi,
uwolni kąciki ust, gdy przyłożysz je do szklanki.
I czarną kawę zmieni w płyn,
kiedy dni skute lodem.
A kiedy z nieba poleje się żar, poczęstuje chłodem.I taką wodą być,
a nie tą, co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem.
Wczoraj... wczoraj
nie liczy się,
bo wczoraj,
bo wczoraj...I taką wodą być,
a nie tą co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem.
Wczoraj... wczoraj
nie liczy się,
Wczoraj... wczoraj
nie liczy się,
bo wczoraj...
bo wczoraj... nie było, nie...Słuchał ją uważnie, miał wrażenie, że dla niej świat stanął teraz w miejscu. Jego plan, sprawdzał się w stu procentach. Odsłaniała się przed nim. Odsłaniała swoje wnętrze, kiedy z pasją śpiewała i nie przeszkadzało jej nic. Błyszczące oczy, powiększone źrenice i szeroki uśmiech, taki widok miał teraz przed swoimi oczami. Po kilku wersach piosenki położyła głowę na jego skrzyżowanych nogach i patrzyła się w niebo. Machała stopą do rytmu, rozrzucając na boki piasek. Takiego uśmiechu jeszcze nie widział. Wiedział, że ukrywała przed nim dużo, ale nie chciał naciskać. Już i tak miał wyrzuty sumienia, że pozwolił jej się upalić. Raczej zachowanie mało godne poszanowania. Zaczął rozmyślać nad tekstem piosenki, a zaraz po tym, jego myśli zboczyły na inny tor. Dlaczego tak mu zależało, żeby było jej lepiej? Była dla niego w końcu obcą osobą. Do tego była całkiem niemiła, a swoje dziwne zachowanie zmieniała tylko w momencie, kiedy jej świat się walił. Czy to właśnie wtedy była desperacka potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem, którego na codzień nie potrzebowała?
— Nie żebym się czepiał, ale to utwór Happysad. — zaśmiał się.
— Nie, bo mój, ja go zaśpiewałam. — chichotała pod nosem. Była upalona, aż miło.
— Mogę? — nie czekając na pozwolenie, wziął kosmyk jej włosów w dłoń i nawijał na swój palec.
— Po co pytasz, skoro nie czekasz na pozwolenie? — zaśmiała się ciepło.
— Może jeszcze jakąś piosenkę wymyślisz, co? — zapytał się jej z szerokim uśmiechem na twarzy.
— No nie wiem... Trema mnie zjada przed publicznością.
— Jaką publicznością? Jestem tu tylko ja i ty...? — zapytał jej kiedy przymknęła oczy.
— Woda, a to miliony miliardy kropelek, kwatryliardy molekuł... — usiadła i ukłoniła się w stronę rzeki, jednak chłopak złapał ją za ramiona i pociągnął z powrotem na siebie.
— Dobrze, ale publiczność domaga się bisu. — zaśmiał się, a ona nie była mu dłużna.
— Czekaj muszę wymyślić tekst i melodie, a w moim stanie to naprawdę ciężkie zadanie. — uśmiechnęła się szeroko. — Dobra wymyśliłam, ale będziesz mi robił za manekina, okej?
— Manekina? — zapytał, bo nie wiedział o co jej dokładnie chodziło.
— No, że niby śpiewam do ciebie i dla ciebie, no wiesz show must go on. — woda zachlupała. — Widzisz publiczność się tego domaga.
— Okej, rób co chcesz, daję ci wolną rękę. — spojrzał na nią, a ta zerwała się i podbiegła do krzaka, z którego ułamała kawałek patyka, który przybliżyła do ust.
— Dla wszystkich, którzy kochali kiedykolwiek bez wzajemności i dla tych, którym nieszczęśliwa miłość dokucza po dziś dzień... — powiedziała i podeszła do Kuby zaczynając śpiewać.
CZYTASZ
UNBREAKABLE II Quebonafide Fanfiction
Fanfiction„Więzienie dla kobiet o zaostrzonym rygorze". - No serio, nic lepszego nie było? - zapytała przewracając oczami. - No wybacz, że to nie Hilton... Ale jeść dają i na głowę się nie leje. - powiedział podirytowany policjant podchodząc do bramy i legit...