Chapter 32.

269 26 104
                                    

Pisk opon, kłąb dymu i zapach palonych gum... Nigdy nie myślałaby, że tak będzie pachnieć śmierć. Jednak, nie tym razem. Jeden z chłopaków tylko biegał na tyle szybko, by zdążyć ją odciągnąć... Jeden złapał ją w ramiona i odciągnął na drugą stronę jezdni. Wszyscy zamarli, wszyscy stali, jak wryci i czekali, aż kłęby dymu opadną. Dziewczyna płakała, wtulona w ramiona chłopaka, a jej ciało trzęsło się z nerwów. 
 — Jestem tu. — wtedy usłyszała głos Kuby, otworzyła oczy i nie dowierzała w ten widok. Wpływ skrajnych emocji i chęć pomocy, sprawiła, że do jego mózgu dotarł silny impuls, pobudzający nieaktywną część mózgu. 
 — Kuba, ty... — dziewczyna rozpłakała się bardziej, zakrywając twarz. — Aniele... — wyszeptała i tuliła go do siebie. Do niego po chwili też dotarło, co się własnie stało. Płakał razem z nią. Wpili się w swoje usta, a ludzie bili mu brawo.
 — Nie, ja tego nie ogarniam, ale jak?! Przecież ty sekundy temu siedziałeś w tym cholernym wózku. — nawet Krzychowi puściły emocje. Objął pozostałą dwójkę i tulił ich mocno do siebie. 
 — Teraz już wszystko będzie dobrze... — tulił do siebie dziewczynę. 
 — Może wstaniecie z tej jezdni, co? — podszedł do nich Mike. — Nigdy nie sądziłem, że będę świadkiem takiego cudu. — ukucnął przy nich. — Zbierajcie się do hotelu, ja znajdę gościa. — powiedział do dziewczyny, ścierając łzę z jej policzka. 
 — Dziękuję... — powiedziała zapłakana Shelby i ścisnęła jego dłoń, nadal tuląc się do Kuby. 
 — Kurwa, nie wiem, czy jestem w stanie wstać. — zaśmiał się Grabowski i przetarł twarz. 
 — Może skoro jesteśmy przy szpitalu, to warto tam iść jeszcze raz, niech zobaczą, czy wszystko okej? — zaproponował Krzysiek, kiedy pomagał wstać chłopakowi, a potem dziewczynie. Kuba stawiał niepewnie kroki, jakby czekał na swój upadek, zachwiał się i złapał ramienia Krzycha. — Spokojnie, nie szarżuj. — upomniał przyjaciela, a dziewczyna usiadła na ławce i zalewała się dalej łzami. Nie wierzyła, że wyjdzie z tego cało, nie liczyła, że stanie się cud, a stało się znacznie więcej. 
 — Mała. — powiedział do niej Kuba i jeszcze pokracznie uklęknął przed nią. 
 — Ty chodzisz... — pokazała "mózg rozjebany", a chłopak zaczął się śmiać. 
 — Dzięki tobie... Wyzwoliłaś we mnie to, co było uśpione, bym mógł cię uratować. — gładził mokre policzki, dziewczyna zsunęła się przed nim na kolana i wpiła czule w jego usta.
 — Wy to myślicie, że ja za dźwig dzisiaj będę robić, wstawać z tej ziemi, już. — Krzysiek znów pomógł wstać dwójce i udali się w stronę szpitala. 
 — Musimy później jechać do hotelu. 
 — Koniecznie, obiecałem ci coś, nie? — Kuba ją szturchnął, a dziewczyna roześmiała się przez łzy. 


 — Dlaczego nie powiedziałaś, że coś ci grozi? — zapytał Kuba z wyrzutem, kiedy siedzieli w hotelowym pokoju. 
 — Nie chciałam cię martwić, miałeś wystarczająco swoich problemów. 
 — Kochana, jesteś częścią naszej powalonej rodziny, więc możesz nam mówić wszystko. — powiedział Krzychu patrząc na blondynkę.
 — Nie wierzę, w to co sam powiem teraz, ale przyznam mu rację. 
 — No nie wierzę, pierwszy raz Quebonafide przyznał mi rację publicznie, gdzie to zapisać!? — krzyknął uradowany Krzychu. 
 — Na dupie sobie napisz, albo na czole. — Grabowski zaśmiał się z przyjaciela. — Ale w Polsce...?
 — Nie, tam mnie nie znajdą. Bynajmniej przez tyle lat nie znaleźli. Do tego Mike obiecał, że to wszystko zniknie, a on rozprawi się z kim trzeba, w końcu jest łowcą głów. — zaśmiała się lekko. — Wciąż nie wierzę, w to co się stało... 
 — Ty to nic, miny lekarzy były bezcenne, jak po pięciu minutach zwróciliśmy im na badania chodzącego Kubę. Ja to chyba muszę się napić. 
 — Ludu kochany, ale nie mówcie nikomu, zaskoczymy wszystkich, co? 
 — Nie ma sprawy. — powiedzieli chórkiem Krzychu z Shelby.
 — Krzysiek skocz po jakąś flaszkę i żarcie, potrzebuję chwili z nią sam na sam. — Kuba dał mu swoją kartę płatniczą. — Zabukuj nam bilety powrotne do domu na pojutrze. — powiedział do chłopaka, kiedy blondynka zniknęła w łazience.
 — Daj mi znać, jak skończycie... — uśmiechnął się szeroko do przyjaciela i znikł za drzwiami. 
 — A ten, gdzie znów polazł? 
 — Przyniesie alkohol i jedzenie, a do tego mamy chwilę dla siebie mi to pasuje, a tobie nie? 
 — Pasuje i to bardzo... — powiedziała z szerokim uśmiechem i usiadła okrakiem na chłopaku. 
 — Kocham cię. — powiedział patrząc w jej oczy. 
 — Ja ciebie też. — wpiła się w jego usta i gładziła jego policzki. Całowała go namiętnie z języczkiem. 
 — Masz ochotę...? 
 — Czekałam na to prawie cztery miesiące... — uśmiechnęła się szeroko, a chłopak rzucił ją na łóżko i wpił się w jej usta. Gładził jej smukłe ciało dłońmi i delikatnie łaskotał palcami jej boki, co wywołało ciepły śmiech w ustach dziewczyny. Całowali się namiętnie z języczkiem. 
 — Boże, jakie to miłe uczucie mieć znowu wzwód... — wymruczał, a dziewczyna roześmiała się. Zaczęła masować jego krocze dłonią z szerokim uśmiechem. Schodził pocałunkami na jej szyję i ramiona. Kręcił nim małe kółka zostawiając na jej skórze szkliste ślady. Uśmiechała się szeroko. Jęknęła cicho, kiedy potarł dłonią jej kroczę, a delikatny ścisk w podbrzuszu, sprawił na jej ustach jeszcze szerszy uśmiech. Chłopak szybko ściągnął z niej ubrania i zaczął ją pieścić językiem i palcami. Wiła się i stękała głośno. Szybko obkręciła się w pozycję 69, by po chwili wziąć jego penisa do ust.  Każdą pieszczotę czuł chyba jeszcze bardziej intensywniej, niż kiedyś. Stękał i wykonywał posuwiste ruchy biodrami. Po chwili zerwał ją z siebie i posadził na swoim brzuchem, przodem do siebie.  — Chcę cię poczuć... — wyszeptał cicho, a dziewczyna złapała jego penisa i powoli na nim usiadła, zanurzając go w swoim ciepłym i mokrym wnętrzu. Chłopak stęknął głośno, a dziewczyna zaczęła powoli unosić się i upadać, nie śpiesząc się i dając mu jak najwięcej przyjemności i satysfakcji z tej chwili. Po chwili usiadł i wtulił twarz jej piersi, objęła dłońmi jego głowę i tuliła go do siebie, wciąż powoli, ale rytmicznie unosili się i opadali. Czuł jak jej delikatne ścianki pochwy zaciskają się na jego penisie, kiedy resztę jej ciała przeszywał orgazm. Poruszył się mocniej w niej kilka razy i doszedł w niej, jęcząc przy tym głośno. Chyba nigdy w ich tak krótkim, a tak burzliwym związku, nie mieli tak namiętnego, długiego stosunku. Nie odrywali od siebie wzroku, a każdy dotyk cieszył podwójnie. Dzisiejszy dzień wystawił ich miłość na kolejną próbę. Zdali oboje celująco. 


Trzy dni później... 


 — Że też ten lot musiał tyle trwać. — zamarudził Kuba, kiedy wysiedli z samolotu. 
 — Co ty narzekasz, prawie cały przespałeś, a ja musiałem użerać się z ta wariatką. — parsknął śmiechem Krzychu, na co dostał kuksańca w bok od blondynki. 
 — To nie ja miałam pomysł, żeby rzucać orzeszkami w śpiących ludzi. — zaśmiała się Shelby. — Gdzie mam cię odstawić? Bo my jedziemy do Ciechanowa. — zapytała się go. 
 — Do ciebie, Jagoda na mnie czeka, a potem przyjedziemy do was do Ciechanowa. 
 — Powiedz, że musisz zaliczyć, bo od dwóch tygodni miałeś posuchę.— Kuba zaśmiał się ciepło. 
 — No może i tak będzie, kto wie? 
 — Wszyscy to wiedzą. — powiedzieli chórkiem jego przyjaciele, na co wszyscy wybuchnęli salwą śmiechu. 
 — Wy mieliście siebie, a ja nie miałem nikogo, więc o co wam chodzi. Sami na moim miejscu też chcielibyście dotrzeć jak najszybciej do domu. 
 — No już nie jojcz, wariacie. Nabijamy się z ciebie, a ty się dajesz, jak głupi. — Kuba objął swoją dziewczynę i szedł z nią dumnie przez lotnisko. 
 — To może wieczorem zrobimy grilla? — zaproponowała Shelby z uśmiechem. 
 — O tak, jak rzucicie hasło, to jego mama zrobi tyle jedzenia, mniam... 
 — Krzychu, sam coś naszykuj, a nie tylko liczysz na gotowe od mojej mamy, ale nie widzę problemu. 
 — Rodzina w końcu w komplecie. — powiedziała blondynka i ścisnęła dłoń Kuby. 
 — Rodzina... To brzmi tak dumnie. — Kuba zaśmiał się i dał jej buziaka. W końcu doszli do okienka, gdzie pokazali dokumenty i odebrali bagaże. Udali się do samochodu dziewczyny. 
 — W końcu moja dzidzia. — uśmiechnęła się szeroko, kiedy wsiadła za kółko swojego samochodu. Kiedy panowie się zapakowali, ruszyła w stronę swojego domu, gdzie zostawili Krzycha i pojechała w stronę Ciechanowa. — Jest ósma rano, nie sądzisz, że to za wcześnie? 
 — Nie... Nim dojedziemy będzie dziewiąta. Zdążymy posiedzieć chwilę z mamą i potem pójdziemy się przespać.
 — Tyle spałeś w samolocie i dalej chcesz spać? 
 — A co ja ci poradzę, przyzwyczaiłem się do zmiany czasu. 
 — Dobra niech już ci będzie. 
 — Nie musisz się o mnie martwić, słyszałaś lekarza, że wszystko powinno być dobrze i raz w roku kontrola. 
 — Wiem Kuba, wiem... Jednak dopiero cię odzyskałam więc daj mi się przyzwyczaić na nowo i nacieszyć. — chłopak uśmiechnął się do niej ciepło i splótł ich palce na drążku zmiany biegów. Dziewczyna pozwoliła sobie pogalopować, więc jeszcze przed dziewiątą dotarli do Ciechanowa. 
 — Za każdym razem to miasto pachnie tak samo, dzisiaj jakoś inaczej. 
 — To znaczy jak? 
 — Domem... — uśmiechnął się szeroko. 
 — Jesteś gotów, na niepohamowaną miłość i radość swojej mamy? 
 — Radze ci się odsunąć. — zaśmiał się Kuba. Udali się na górę. Słyszał radosne szczekanie psa i  głos jego mamy, która go uspokajała. Do oczu napłynęły mu łzy.
 — Spokojnie, jestem tu z tobą. — powiedziała do niego dziewczyna i złapała jego dłoń. Wziął kilka wdechów, żeby się uspokoić i wszedł do domu. 
 — Kogo niesie... — usłyszał wyraźnie słowa matki, która wyszła z salonu, trzymając w dłoni kubek z niedopitą kawą. Jej okrzyk radości dało się słyszeć na pół Ciechanowa, kiedy zobaczyła swojego syna. Rzuciła bezmyślnie kubek na podłogę i rzuciła się na chłopaka zalewając się łzami. —  Syneczku, synuś mój... — szeptała cicho i tuliła go mocno do siebie. Ściągając go ze sobą na podłogę. Niepohamowana radość mieszała się ze strachem, który zamieniał się w ulgę. Tylko matka była zdolna do takich uczuć. Shelby sama się popłakała, kiedy widziała ich razem. 
 — Co tu się do cholery dzieje? — powiedział Maciek schodząc z góry. — Kuba, braciszku... — i jemu łzy przesłoniły świat, kiedy podszedł i usiadł przy nich, wtulając się w nich mocno. — Nie strasz nas tak więcej mały chujku, bo ci nogi z dupy powyrywam...
 — Spoko... — powiedział Kuba, a Shelby ocierała następne łzy. 
 — A ty bratowa, co tak stoisz? Już do wianuszka adoracji. — Maciek pociągnął ją za rękę i wtulił wszystkich w siebie. Słowo rodzina, które na co dzień tak mało znaczy, dzisiaj było pisane z wielkiej litery. Nabierało nie tylko wartości fizycznych, ale i duchowych. Nawet blondynka, która nie była z nimi spokrewniona mogła poczuć to ciepło domowego ogniska. Minęło dobrych kilka minut, nim emocje opadły i wszyscy zaczęli wstawać i cieszyć się. 
 — Krzysiek mówił, że jesteś przykuty do wózka... — powiedziała pani Ela, sprawdzając, czy chłopak jest w jednym kawałku. 
 — Bo tak było mamo, ale mieliśmy kilka przygód, które obudził we mnie tą moc, by wstać. Możesz podziękować Shelby... — wyszeptał ostatnie zdanie do jej ucha, a wzrok uradowanej matki przeniósł się na dziewczynę. Rzuciła się na nią i wręcz zmiażdżyła ją w uścisku. 
 — Spokojnie, nic wielkiego nie zrobiłam, to Kuba okazał się bohaterem, ratując mnie spod kół tira. 
 — Oj dzieciaczki, dzieciaczki... Nie wiem nawet co mam mówić. Dobrze mi coś wczoraj podpowiadało, żeby upiec sernik. Chodźcie zjecie i zrobię coś do picia. — kobieta wzięła się za sprzątanie, jednak Maciejka, szybko ją przegonił. 
 — Zrób im kawę i herbatę mamo, zajmę się tym. — powiedział z uśmiechem. — Ale zamawiam największy kawałek sernika. 
 — Po moim trupie. — powiedziała Shelby i roześmiała się ciepło. Wszyscy umiejscowili się w kuchni, a pani Ela podała ciasto i gorące napoje. 
 — Kiedy wróciliście? 
 — Półtorej godziny temu i od razu po odwiezieniu Krzycha zdecydowaliśmy się na przyjazd tutaj. — powiedział Kuba z szerokim uśmiechem. 
 — Wyglądasz, jakby cię tam głodzili. Zaraz zrobię jakieś jedzenie. 
 — Mamo, nie trzeba, zjemy serniczek i pójdziemy poleżeć chwilę. 
 — Biorę sobie dzisiaj dzień wolnego, jak tak. 
 — No to nawet się dobrze składa. — zaśmiał się cwano Grabowski zerkając na swoją matkę. 
 — Co ci już po głowie chodzi? — spytała się go. 
 — No bo później wpadnie Krzysiek z Jagodą i myśleliśmy, żeby zrobić na ogrodzie grilla. Oczywiście nie obrazilibyśmy się, jakbyś coś na niego przygotowała, bo nic nie smakuje tak, jak żarcie u mamy. 
 — Nie ma sprawy, zajmę się jedzeniem, ale wy musicie ogarnąć i naszykować ogród. 
 — To biorę na siebie. — powiedziała z szerokim uśmiechem blondynka. 
 — Chyba na nas. 
 — Ty masz dużo odpoczywać. 
 — Weź, należałem się w szpitalu za wszystkie czasy, potem nasiedziałem, teraz chcę żyć znów normalnie. 
 — Okej, ale zrobimy to po mojej myśli. — uśmiechnęła się szeroko. 
 — Nie ma sprawy. — pocałował ją w skroń, a jego matka patrząc na nich, znów miała łzy w oczach. 
 — Mamo... 
 — Daj mi spokój... Nawet nie wiesz co ja tu przechodziłam przez ostatnie dwa tygodnie, a do tego, to takie miłe widzieć wasze szczęście. 
 — Jeszcze będzie nas pani miała dość. — powiedziała Shelby z szerokim uśmiechem. 
 — Mów mi mamo dziecko. 
 — Dobrze, mamo. — blondynka zaśmiała się ciepło. Pani Ela podała ciepłe napoje i nakroiła sernika. Cała czwórka rozmawiała jeszcze z dobrą godzinę, kiedy blondynka zaczęła ziewać. 
 — My chyba pójdziemy się położyć. — powiedział Kuba, patrząc jak jego dziewczyna trze oczy. 
 — Nie ma sprawy. — oboje udali się do sypialni chłopaka, gdzie dziewczyna odleciała szybciej, niż ustawa przewiduje. Kuba jednak nie mógł spać, poszedł do swojej mamy, która wtuliła się w niego. 
 — Daj spokój mamo, już wszystko okej i powinno być już wszystko dobrze. 
 — Nie rób mi tego nigdy więcej, tak się o ciebie bałam... 
 — Wiem mamo, ale co by ci to dało, jakbyś się zamartwiała przez cały mój pobyt w Stanach? Nic... — westchnął Kuba. 
 — Ty to zawsze się starasz dbać o wszystkich. Zasnęła? 
 — Tak, śpi, jak dziecko. Zaraz skocze na ogród i zacznę tam ogarniać, wyniosę stoły. 
 — Ale weź Macka, żebyś sam się nie przepracowywał. 
 — Spokojnie, wszystko z umiarem. Chociaż może go trochę powykorzystuję, tak jak on mnie za dzieciaka... 
 — Co mas zna myśli? — zapytała mama. 
 — Ten wstrętny terrorysta, udawał za dzieciaka, że umiera, jak nie chciałem czegoś zrobić, więc może teraz karma go dopadnie i mu się odwdzięczę. 
 — Boże, wy to macie pomysły, serio... — westchnęła. — Ja wezmę psa na spacer i zrobię zakupy, dużo ma być osób? 
 — Na pewno sześć, a ile więcej to nie wiem, bo Krzychu nie mówił, czy kogoś jeszcze tutaj ściągnie. 
 — No dobra. — kobieta poszła po psa i wyszła na zakupy. Kuba zawołał Maćka, jednak kiedy usłyszał "zaraz" udał się do swojego pokoju. Patrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę i uśmiechał się szeroko. Uświadamiał siebie, jakim jest szczęściarzem, że ma obok siebie taką kobietę i ile jej zawdzięcza. Chyba dla żadnej innej, nie byłby w stanie tak walczyć, jak walczył dla niej, a żadna nie byłaby w stanie tak walczyć o niego, jak ona. Przypominał sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy wpadli na siebie w sądzie, to jak go zbywała w domu spokojnej starości, zakład ze starszą panią i ich spotkanie nad rzeką. Gdyby nie przypadek, pewnie nie byliby tu, gdzie są teraz. Dla wszystkich zaczynał się nowy rozdział w życiu i trzeba było sprawić, żeby był lepszy niż poprzedni. Zamierzał do tego dążyć w każdy możliwy sposób.


 — Dawaj ten stół tutaj. — powiedział Maciejka, kiedy ustawiali stoły. 
 — Przynosimy nagłośnienie? 
 — No jasne, niech znów wiedzą, że Płońska 6 się bawi, jak za starych dobrych czasów. Już nie pamiętam, kiedy mieliśmy okazję tak wspólnie spędzić czas w rodzinnym gronie. 
 — Dawno temu. Tam na paletach damy nagłośnienie. 
 — Zrobimy scenę, może coś pośpiewamy, albo jakieś karaoke? 
 — Świetny pomysł. 
 — Siema Grabowscy. — powiedział Krzychu, kiedy wszedł na ogród z Jagodą. Dziewczyna postawiła półmiski z sałatkami i rzuciła się Kubie na szyję. 
 — No cześć Mała. Shelby śpi, więc jej nie budźcie. 
 — Mamy gości. — dodał Krzychu, a zza jego pleców wyskoczył Koziara i Moyes. Chłopaki padli sobie w objęcia, każdy przeżywał losy Kuby przez te dwa tygodnie. 
 — Ludzie, ja też się cieszę, że mój brat wrócił, ale weźcie się za robotę. — ponaglił ich Maciejka, zaraz po tym, jak sam się przywitał z chłopakami. 
 — Później jeszcze nasze laski dojadą. — uśmiechnął się Koziara.
 — Nie tylko one. — zaśmiała się Jagoda. — Idę pomóc waszej mamie w przyrządzaniu jedzenia. 
 — Krzychu, kogo ty tu sprowadziłeś jeszcze? 
 — Oj no Denis będzie, Tadzik wpadnie, Kamil ze swoją dziewczyną... 
 — No to będzie ostro. — Maciek się zaśmiał. 
 — Chłopaki, bo jest sprawa. — Kuba spojrzał po swoich przyjaciołach z szerokim uśmiechem. 
 — No dawaj Grabowski, co ty sobie tam znowu wymyśliłeś. 
 — Zamierzam oświadczyć się Shelby...

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz