Chapter 13.

268 22 34
                                    

Dom państwa Morningstar, niedziela, godzina 16:42

— Na Boga, Shelby to ty? — usłyszała znajomy jej głos.
— Ciocia Alex... — dziewczyna wbiegła jej w ramiona.
— Kochana, jak ty wydoroślałaś, nie poznałabym cię na ulicy. — kobieta wtuliła mocno w siebie dziewczynę. — A ten przystojniak, to kto?
— Mały Samael. — powiedziała, a jej ciotka pogłaskała kota.
— Kupiłaś sobie kota?! Czyli wnuki nam nie grożą, dziewczyno, masz już swoje lata, szukaj męża. Ja w twoim wieku...
— Tak wiem, byłaś w ciąży ze mną mamo. Jak sobie kogoś normalnego znajdę, to cię poinformuję. Macie pozdrowienia od Michała.
— Był o nas nie odwiedził?! — jej matka lekko się oburzyła.
— Mamo, on tu był w sprawach biznesowych. Nawet mu pomogłam. — podała mamie kopertę ze zdjęciami Koziary.
— No, przyznam ci, że wyglądasz szałowo. — powiedziała jej matka.
— Daj mi, na rybach nie jesteś. — powiedziała Alex, zwracając się do swojej bratowej i wydzierając jej z ręki zdjęcia dziewczyny. — Boże, pomyśleć, że tak niedawno zmieniałam ci pieluchy, a teraz proszę, seksowna, prowokująca kobieta. Pięknie kochanie, pięknie. — jak zawsze ciotka ją wychwaliła. — Chodź na papierosa. — powiedziała Alex i zniknęły za drzwiami na taras, a kot wskoczył blondynce na kolana. — Coś się stało prawda? — zapytała po odpaleniu papierosa.
— Miałam kilka niemiłych doświadczeń w ostatnim czasie, no ale cóż, życie... — westchnęła ciężko i zaciągnęła się mocno.
— Skarbie, ale ty wyglądasz, jakbyś cierpiała z miłości... — ciotka spojrzała w jej oczy, które były wypełnione momentalnie łzami.
— To nie była miłość, nie mogła, bo trwało to tylko dwa tygodnie... — powiedziała cicho.
— Tylko, czy aż? Niektórzy potrzebują lat żeby się zakochać, innym wystarczy jedno spojrzenie. To nie ma znaczenia ile trwał ten związek, ale ile pasji, wysiłku i uczucia zostało w niego dane. Nie płacz Żabko, jeśli to było prawdziwe i szczere, w końcu się odnajdziecie. Masz jeszcze jednego. — dała jej następnego papierosa, widząc, jak z nerwów spaliła szybko poprzedniego. — Uspokój się kochanie, wiem, że teraz jest ciężko, ale będzie lepiej z każdym dniem. Zobaczysz. — ciocia pogładziła ją po ramionach. Kiedy była młodsza, często zastanawiała się, dlaczego jej ciotka, nie jest jej matką, były takie podobne z charakteru. Do tego, Alex zawsze trzymała jej stronę, a nie zrzucała na nią winy całego świata.

North Middlesex Hospital, Edmonton Green, Londyn, w tym samym czasie

Kuba otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Świat mu xwirował, nie miał bladego pojęcia co się dzieje, gdzie jest i jak się tu znalazł. Jako pierwszy do sali zajrzał Krzysiek.
— Kuba, jak się czujesz? — powiedział wchodząc i siadając na fotelu koło łóżka.
— Dobrze, gdzie ja jestem? — zapytał się niepewnie.
— W szpitalu. Zostałeś postrzelony, pamiętasz?
— Jak przez mgłę. — odkrył kołdrę i spojrzał na opatrunek na swoim brzuchu. — Co z...
— Reto został aresztowany, Shelby się rozpłynęła. Za dwa dni cię wypuszczą i dostaniesz morfinę na wynos, gdyby bardzo bolało. — uśmiechnął się do kumpla.
— Czyli ona mnie oszukała tak?
— Tak jakby, z tego co mówiła...
— Wiedziałeś i nic nie mówiłeś? — zapytał z żalem w głosie.
— Zakazała mi mówić, sądzę, że będziecie musieli obgadać to sami, po powrocie do Polski. Nie odbiera od żadnego z nas telefonów. — powiedział cicho, a na salę jak burza wpadł Maciek.
— Czy ty oszalałeś, tak dawać się postrzelić? Nie oglądałeś filmów akcji. Trzeba było jak w „Matrixie", zatrzymać kule dłonią, albo się uchylić. — chłopak wygiął się niby unikając kul. Kuba roześmiał się ciepło.
— Ciebie też dobrze widzieć braciszku. — powiedział Kuba wzdychając lekko.
— Dobrze, że nic ci nie jest, bo matka by mnie zabiła... — jęknął na myśl o swojej rodzicielce i podszedł bliżej. — Boli?
— Nie, jestem na morfinie.
— Taki to ma dobrze, za darmo na haju...
— Nie mam takiego haju, jakiego mógłbyś się spodziewać. — zaśmiał się lekko. — Narkomanie jebany...
— Proszę państwa, może przeklinać, jest zdrowy, możemy iść do hotelu. — chłopaki zaśmiali się, rozbawieni tekstem przyjaciela.
— No, możecie iść, ja chętnie pójdę spać. — powiedział Kuba.
— Jeśli chcesz, nie ma problemu, jak wstaniesz to po nas zadzwoń, zatrzymaliśmy się niedaleko. — powiedział Adam. — Jakbyś czegoś potrzebował ze sklepu, to też czekamy na wiadomość.
— Dzięki panowie. — uśmiechnął się do wszystkich i pomachał im na dowidzenia. Wcale nie zamierzał iść czas, chciał mieć czas na przemyślenie sobie wszystkiego i ułożenie tego w głowie. Sięgnął telefon do ręki i wybrał numer do blondynki. Z nerwów zaczął obgryzać paznokcie, jednak złapała go poczta głosowa. Po usłyszanym dźwięku postanowił się nagrać jej na pocztę. — Gdzie jesteś? Znikasz i zostawiasz mnie samego na pastwę losu. Jesteś mi winna wytłumaczenia, nie sądzisz? Obiecałaś mi, że nie będziesz już uciekać, a teraz łamiesz obietnice. Co ja mam z tobą zrobić dziewczyno...? Oddzwoń jak to odsłuchasz. — rozłączył się i rzucił telefon na stolik. Miał już wszystkiego i wszystkich dość. Nie wierzył w to, że Reto mógł się zachować jak dupek, przecież poruszył dla niego niebo i ziemię, a on go obwiniał za to. Potrzebował wakacji, potrzebował zebrać myśli i zastanowić się, co z tym wszystkim dalej. Strapiony, znów sięgnął po swój telefon i zaczął przeglądać oferty last minute i to prosto z Londynu. Wypełniała go wściekłość i żal. Czuł się oszukany.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz