Chapter 3.

435 31 37
                                    

Ciechanów, dwa tygodnie później.

Kuba wstawaj... — jego matka nachyliła się nad nim i potrząsnęła nim delikatnie.
— Jeszcze nie... Pięć minut... — wymamrotał zaspany zawijając się w kołdrę, jak w burito.
— Wstawaj, masz śniadanie i kawę, a mamy jechać do Warszawy na rozprawę. — rodzicielka go upomniała, co jednak go rozbudziło.
— O masakra, no już wstaję. — powiedział i usiadł na brzegu łóżka. Mops przybiegł do niego i oparł mordkę o jego nogi.
— Mops, noga... — powiedziała pani Ela, a pies biegiem popędził do przedpokoju. — Idę go wyprowadzić na spacer, jak wrócę, to liczę, że będziesz zwarty i gotowy do wyjścia. — powiedziała kobieta i zniknęła za drzwiami, porywając ze sobą psa na spacer. Kuba udał się w tym czasie do łazienki. Chłodny prysznic rozbudził go i poszedł do kuchni. Upił łyk kawy ze swojego kubka ze Spider-Manem, po czym wziął się za śniadanie. Kilka kanapek z ulubionymi dodatkami zapełniło jego żołądek. Wrócił do swojego pokoju i otworzył szafę. Wyciągnął z niej garnitur i koszulę. Na palce wsadził swoje ulubione sygnety, a na szyję założył diamentowy łańcuszek z krzyżykiem. Prysnął się ulubionymi perfumami, a na nogi wsunął białe trampki.
— Może być? — zapytał się swojej mamy, kiedy wróciła z psem.
— Wiesz, że nie jestem zwolenniczką trampek do garnituru? Ale pomijając ten fakt, może być. — zaśmiała się ciepło. Lubiła kiedy Kuba zakładał coś bardziej eleganckiego niż dresy i luźna koszulka.
— Wiem, ale teraz taka moda, poza tym buty do garnituru są strasznie niewygodne. — wzruszył ramionami.
— Przecież ja się o nic już nie czepiam. Zjadłeś? Możemy ruszać? — spytała jego matka ubierając buty na niedużym obcasie.
— Tak, nawet pochowałem wszystko, więc możemy śmiało ruszać. — uśmiechnął się.
— Dobra, Mops zostajesz, na swoje miejsce. — wskazała palcem na legowisko psa, a zwierzę posłusznie udało się na swoje miejsce. Wyszli wspólnie i udali się do czerwonego Porsche. — Tylko nie szarżuj, zgoda?
— Tak mamo, będzie grzecznie. — zaśmiał się pod nosem. Odpalił silnik, przygazował trochę strasząc swoją rodzicielkę, za co dostał po głowie i ruszyli w stronę Warszawy.

Więzienie dla kobiet o zaostrzonym rygorze, w tym samym czasie.

Shelby leżała na swojej pryczy i nuciła pod nosem „Sweet dreams" Emily Browning. Lubiła bardzo tą wersję starej piosenki. Do gustu przypadł jej także film z udziałem dziewczyny „Sucker Punch". Sięgnęła sobie po zeszyt i ołówek. Uwielbiała rysować, chociaż nigdy nikomu nie chwaliła się swoimi pracami i talentem. Po prostu nie wierzyła w to, że ma talent do rysowania, mimo wszystko lubiła czasami usiąść i coś pobazgrać. Czasami, kiedy miewała dość wszystkiego, a nie mogła iść do garażu, brała szkicownik i szła do parku. Rysowała to, co widziała, a jej problemy chociaż na chwilę schodziły na drugi plan. Z zamysłu wyrwały ją otwierające się drzwi.
— Shelby Motningstar?
— Tak? — wychyliła się z górnego łóżka, spoglądając na kobietę.
— Pani naczelnik prosi do swojego gabinetu. — dziewczyna na te słowa przerzuciła tylko oczami i zeskoczyła z pryczy, wsadzając nogi w klapki.
— O co chodzi? — zapytała się grzecznie.
— Pani naczelnik, chciała z tobą porozmawiać. — razem z funkcjonariuszką przeszły do sekcji z pokojami biurowymi i podeszły do drzwi, na których był napis „Naczelnik więzienia". Kobieta jej towarzysząca zapukała do drzwi. — Przyprowadziłam dziewczynę. — powiedziała zaglądając do biura, naczelnik prowadziła rozmowę telefoniczną, więc wykonała ruch dłonią, sugerujący, że dziewczyna ma wejść. — Wchodź. — dziewczyna weszła i stanęła przy samych drzwiach, które zostały za nią zamknięte. Nie chcąc zbytnio przysłuchiwać się rozmowie tęgiej kobiety, wodziła wzrokiem po ścianach, dokumentach, wyglądała przez okno. Był tutaj znacznie lepszy widok niż z ich celi. Było widać ulicę, samochody, ludzi śpieszących się w nieznanych jej kierunkach. Kiedy z góry swojej pryczy wyglądała przez okno, widziała tylko dziedziniec więzienia z pożółkłą trawą. Czasami przysiadały tam wrony, gołębie lub kruki, szukające w ziemi robaków.
— Halo, mówię do ciebie... — machająca ręka przed jej oczami wyrwała ją z transu.
— Przepraszam, zamyśliłam się. — odchrząknęła i poprawiła się.
— Siadaj moje dziecko... — trochę ją zirytowało, jak ją nazwała, do dziecka było jej już od dawna daleko. Jednak posłusznie wykonała polecenie. — Chciałam ci podziękować, za uratowanie mi życia. — powiedziała z pełnym podziwu tonem głosu oraz pełnym szacunku wyrazem twarzy. — Kursy pierwszej pomocy są u nas w więzieniu obowiązkowe, jednak chyba nikt sobie za wiele z nich nie robi, skoro tylko ty jedna potrafiłaś dokonać czegoś takiego... Zaimponowałaś mi. Mam nadzieję, że dostałaś paczkę, którą kazałam ci stworzyć?
— Tak, bardzo za nią dziękuję, chociaż naprawdę nie trzeba było się fatygować, zrobiłam to, co każdy normalny człowiek zrobiłby na moim miejscu. Nie uważam się za jakąś bohaterkę. — westchnęła cicho.
— Ale w moich oczach nią jesteś. Mam coś jeszcze dla ciebie.
— Co takiego? — spojrzała lekko zażenowana sytuacją.
— Uruchomiłam swoje kontakty i opowiedziałam kilku osobom z środowiska, co dla mnie zrobiłaś. Wniosłam do sądu, o przerwanie twojej kary. Zostały ci tylko cztery tygodnie, ale szybciej nie mogłam. Za dwie godziny jest rozprawa. Będę zeznawać w charakterze świadka. Proszę cię teraz o powrót do celi i naszykowanie się na wyprawę do sądu. Zgoda? — starsza kobieta uśmiechnęła się szeroko, widząc jak jedna z brwi Shelby unosi się do góry, a na jej twarzy pojawia się niedowierzanie.
— Jest jakiś haczyk? — zapytała cicho.
— Nie wracaj tu za szybko i ciesz się wolnością. Nie ma żadnych haczyków, kruczków i innych podobnych rzeczy. Życie za życie... Deal? — spojrzała na nią.
— Oczywiście, że deal. — powiedziała z uśmiechem blondynka.
— Spakuj swoje wszystkie rzeczy, bo raczej już tu nie wrócisz.
— Dziękuję... — dziewczyna rzuciła się kobiecie na szyję. Ta lekko odchrząknęła wskazując palcem na opatrunek na tchawicy. — Przepraszam, zapomniałam się...
— Zmykaj do celi, masz już niecałe dwie godziny żeby się naszykować. — dziewczyna skinęła głową i wręcz wybiegła z gabinetu. Strażniczka czekała na nią za drzwiami i odprowadziła ją do sali. Dziewczyna weszła z szerokim uśmiechem, a Jagoda od razu się zerwała.
— Mów co się stało?! — powiedziała wystraszona o znajomą.
— Nic złego, najprawdopodobniej będziecie miały ode mnie spokój. Mam się profilaktycznie spakować i  za dwie godziny niecałe, jedziemy do sądu. — uśmiechnęła się szeroko, przeszukując swoją torbę i ubrała jeansy i czarną koszulę, a do tego adidasy.
— To fantastycznie, jej... — Jagoda cieszyła się, a Monika tylko piorunowała wzrokiem ich dwójkę. Jednak słowem się nie odezwała.
— Mogę tak jechać? — zapytała się brunetki.
— Jasne, że tak. Tu masz jeszcze kosmetyki, może chcesz sobie zrobić jakiś makijaż.
— Dawaj, skorzystam dzisiaj z tej opcji. Jeśli macie jakieś potrzeby, albo będziecie w przyszłości czegoś potrzebować, to możecie pisać listy lub dzwonić. Zostawiam wam mój numer telefonu i adres. - podała Jagodzie niewielką karteczkę z jej danymi, a ta rzuciła się jej na szyję.
— Będę za tobą tęsknić... Dziękuję za wszystko... — tuliła ją mocno do siebie, aż oczy ją zaczynały piec od napływających łez.
— Nie ma za co. Liczę, że spotkamy się jeszcze w milszych okolicznościach. — powiedziała blondynka z uśmiechem. Sama poczuła, że oczy zaczynały jej się pocić.
— Jak tylko wyjdę, jeszcze trochę... — zaśmiały się. Shelby pomalowała się i dopakowała resztę rzeczy. Po kilkunastu minutach drzwi się otworzyły.
— Gotowa? — zobaczyła panią naczelnik. — No widać w sumie, że gotowa. — uśmiechnęła się. — Chodź, nie wypada się spóźnić.
— Paa było miło was poznać. — Shelby pomachała dziewczynom, które jej odmachały. Poszły do samochodu, który na nie czekał. Usiadła z tyłu i położyła obok siebie torbę. Po drodze też dostała swoje rzeczy osobiste. Podpięła telefon do powerbanka, który ku jej zdziwieniu, jeszcze się nie rozładował. Podpięła telefon i czekała, aż wskaźnik baterii pokaże wystarczającą ilość procent by włączyć urządzenie. W międzyczasie założyła na palce swoje pierścionki i wisiorek.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz