Chapter 9.

341 28 38
                                    

— No dobra, co tu robisz? — powiedziała wchodząc z impetem do pokoju.
— Oddaję ci kubek.... — wyciągnął z kieszeni kubek termiczny z jednorożcem. Cały czas trzymał głowę w dół.
— Super, chcesz swoją bluzę? Dam ci i pójdziesz sobie? — zapytała z nadzieją w głosie.
— Nie... Muszę z tobą pogadać... — powiedział i zachichotał pod nosem.
— Boże... Czy ty jesteś pijany? — zapytała, kiedy poczuła woń whisky. — Prowadziłeś auto pijany? — pokręcił przecząco głową.
— Przyszedłem z buta. — wzruszył ramionami. — A nawet gdybym przyjechał, taka byłaby ci szkoda, jakbym się rozwalił? — prychnął pod nosem.
— Szkoda byłoby mi ludzi, którym przez swoją głupotę, mógłbyś zrobić krzywdę... — westchnęła cicho. — O czym chcesz gadać, bo póki co, to bardziej chyba mówisz do podłogi, jak do mnie. — chłopak westchnął głośno i ściągnął kaptur. Przejechał dłońmi po twarzy, a jeden z sygnetów, zahaczył o strupek pokrywający ranę przy łuku brwiowym. Z rany zaczęła sączyć się krew, a chłopak syknął unosząc twarz do góry. Dziewczyna spojrzała zszokowana, na jego nieźle obitą twarz... — O kurwa, kto ci to zrobił...
— Nikt, ta osoba już dla mnie nie istnieje... — powiedział krótko.
— Kto!? — powiedziała podniesionym tonem i nie czekając na odpowiedź pobiegła do łazienki, skąd wzięła apteczkę.
— Shelby, trzeba się zbierać... — usłyszała za sobą głos Michała. — Idziesz z nami czy nie?
— Nie chcesz wiedzieć co się dzieje za drzwiami mojej sypialni...
— Tak mu wpierdoliłaś, że już apteczka jest potrzebna? — zapytał z szerokim uśmiechem.
— Niestety to nie ja... Muszę iść go opatrzyć, nim zachlapie dywan.
— Taaa skatowałaś go do krwi, a teraz martwisz się dywanem, to takie bardzo w twoim stylu łobuziaro. — roześmiał się. — No to idziesz czy co?
— Idźcie sami ja do was, chyba, dołączę. — powiedziała i westchnęła. Strasznie jej zależało żeby tam się dostać, ale musiała się zająć ofiarą losu, która siedziała w jej sypialni.
— Chyba? Powiedz, że chcesz mieć wolną chatę, żeby w amoku krzyczeć jego imię...
— Jest tak spity, że mu nawet nie stanie, więc nie tym razem, choćbym chciała...
— A chcesz? — zapytał Michał, nie wiedząc czy to na serio, czy to dalej żarty.
— Jasne, że nie. Nawet nie chcę żeby tu był, ale wiesz... On mi pomógł, mimo wszystko, więc mam dług i teraz to ja się muszę zająć nim. — powiedziała i wzięła głęboki oddech.
— Dobra, leć ratuj dywan, a my idziemy na imprezę, wiesz, gdzie nas szukać.
— Wiem. — dała mu buziaka w policzek i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Postawiła apteczkę i dała Kubie kilka gazików.
— Przyłóż to do rany i uciskaj. Pójdę jeszcze po miskę z wodą. — poleciała do kuchni biorąc niedużą miseczkę i nalała zimną wodę. Wzięła czystą szmatkę i ręczniki papierowe. Wróciła biegiem do pokoju. — Weź ręce. — usiadła okrakiem na jego kolanach, przodem do niego i zapaliła lampkę przypiętą do stelażu łóżka i obróciła ją wprost w jego twarz, światło było na tyle mocne, że Kuba zamknął oczy.
— To tortury? Będziesz mi zadawać pytania?
— Tak, dokładnie tak. — powiedziała z uśmiechem i zamoczyła szmatkę w lodowatej wodzie. Przyłożyła do jego twarzy, a chłopak syknął. — To z kim się tak pobiłeś, że wyglądasz jak po walce kogutów w klatkach?
— Z Krzyśkiem. — powiedział po krótkiej walce samego z sobą, czy się przyznać.
— Dlaczego? — zapytała i poczuła jak jego dłoń spoczywa na jej tylnej stronie nogi i przesuwa się w górę. Wzięła jego rękę i docisnęła ranę, że chłopak syknął z bólu. Zaowocowało to tym, że nie próbował jej już dotykać.
— Obraził cię... Powiedział za dużo... Powiedziałem mu o twoich problemach, ale z reguły, to trzymał to wszystko dla siebie, nie wiem co mu odbiło i to do takiego stopnia, że mało, że przyszedł niby gadać w moim imieniu, to jeszcze cię obraził... Głupio mi za niego, ale jeszcze bardziej głupio mi za samego siebie. Tak bardzo spierdoliłem. — złapał dziewczynę za nadgarstek.
— Puść mnie... — powiedziała cicho i zeszła z jego kolan. Wyciągnęła z apteczki plastry, które działały jak szwy i zakleiła ranę. Zmyła resztki krwi. — Powinno być okej, ale i tak zostanie ci mała blizna, ale będzie to cieniutka ryska. — powiedziała i wstała z jego kolan. Złapał ją za dłoń i przyciągnął ją do siebie.
— Czemu jesteś dla mnie taka dobra? — spytał patrząc na nią.
— Bo jestem ci to dłużna. Poratowałeś mnie, ja poratowałam ciebie. Teraz możemy się rozejść i żyć swoim życiem. — powiedziała patrząc na niego.
— Czemu mnie odtrącasz? — patrzył na nią.
— Bo zawiodłeś moje zaufanie, bo byłam zmuszona spuścić wpierdol twojemu przyjacielowi, bo za łatwo mi przychodzi otwarcie się przed tobą... Dużo tego, a ja zbytnio nie mam dzisiaj czasu na wywody. — powiedziała zerkając na zegarek.
— Nie idź nigdzie, zostań ze mną...
— Wiesz, że to ty jesteś u mnie?
— Serio? — zamyślił się na chwilę. — To nie jesteśmy jednak u mnie? Wszystko mi się miesza. — spuścił głowę, a dziewczyna westchnęła cicho.
— Ile wypiłeś...? — zapytała niepewnie.
— Dwie butelki whisky, a co? — zapytał patrząc się jej prosto w oczy. — Nie jestem łatwiejszy po alkoholu... — powiedział stanowczo, co wywołało śmiech dziewczyny.
— Nie chciałabym cię nawet na trzeźwo, a już na bank, na moje trzeźwo. — pokręciła z niedowierzaniem głową.
— To idź się napij... — zachęcił ją.
— Dziękuję, już raz pozwoliłeś mi się spić i skończyliśmy w jednym łóżku.
— Czemu ten pokój jest taki... Dziewczęcy? To do ciebie zupełnie nie pasuje. — rozglądał się po pokoju.
— Bo zrobił go dla mnie mój dziadek. Nie drąż tematu. To ma wartość sentymentalną.
— Błagam... Nie używaj teraz takich trudnych słów... — jęknął łapiąc się za głowę.
— Wyglądasz jak tysiąc pięćset nieszczęść, serio... Tak cię to zabolało, że dostałeś w pysk, czy, że dostałeś w pysk przez swojego przyjaciela? — spojrzała na niego z zaciekawieniem.
— Jedno i drugie... — zaśmiał się lekko. — Nie zapominaj, że dostałem jeszcze w pysk od przyjaciela, ale on lepiej nie wygląda, więc to taki plus. — pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Przemoc, to nie rozwiązanie... — spojrzała na niego.
— Weź, gadasz jak moja matka... — powiedział patrząc na nią.
— Twoje zachowanie jest na tyle dziecinne, że trochę matkowania ci się przyda.
— Będzie wykład z umoralnianiem Kuby? — zapytał unosząc brew do góry, czego szybko pożałował, kiedy poczuł pieczenie.
— Nie wiem, czy warto... — zmierzyła go wzrokiem.
— Przekonaj się... — rzucił jej wyzwanie, patrząc prosto w oczy.
— No dobra, pytanie, ile z tego zapamiętasz... — westchnęła cicho. — Więc sądzę, że zrobiłeś źle, bijąc się ze swoim najlepszym przyjacielem...
— To już nie jest mój przyjaciel. — powiedział stanowczo.
— Nie przerywaj mi. To jest twój przyjaciel i będzie nim. To, że się pokłóciliście, o pożal się boże, dziewczynę... To tylko ujmuje wam na inteligencji.
— Nie jesteś „pożal się boże", tylko „o booożeeee"...
— Miałeś mi nie przerywać. — upomniała go.
— Przepraszam... — przejechał dłonią po ustach, sugerując milczenie od tego momentu.
— Proszę... Kontynuując... Przemoc, rodzi przemoc, a z tego co widziałam w klubie, widać, jak jesteście sobie bliscy. Powinieneś iść go przeprosić za swoje zachowanie. Nie warto przeze mnie stracić takiej przyjaźni, bo w dzisiejszych czasach to duża wartość i do tego rzadko spotykana.
— Jeej jak ty mądrze gadasz... Idę go przeprosić... — podniósł się, jednak dziewczyna go popchnęła, żeby usiadł z powrotem i spiorunowała go wzrokiem.
— Nie teraz, jak jesteś pijany, ja bym na jego miejscu nie uwierzyła w twoją szczerość, gdybyś przepraszał mnie napruty...
— Czytałaś liścik z kwiatów?
— Nie...
— To pisałem to po trzeźwemu, żebyś uwierzyła w szczerość wypowiedzi.
— Masakra, jeszcze listy miłosne mi piszesz? — pokręciła znowu głową i spojrzała na chłopaka.
— Nieee, na to musiałabyś sobie zasłużyć, a jedyne na co zasługujesz to... — miał ochotę powiedzieć, że zasługuje na to, by zlać ją w dupsko, jednak w porę ugryzł się w język. — To żeby postawić cię w kącie, żebyś sobie wszystko przemyślała...
— A tak dokładniej, co miałabym przemyśleć, co? — uniosła brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Swoje zachowanie, względem mnie...
— Nie za dużo wymagasz? — roześmiała się. — Zachowuję się względem ciebie tak, jak na to zasługujesz.
— Kłamiesz... — powiedział patrząc jej w oczy.
— Czemu tak uważasz? — zapytała się krzyżując dłonie na piersiach.
— Bo mnie olałaś, uciekłaś po tym, jak się przed tobą otworzyłem, nie zasługiwałem na to. Na resztę może i tak, ale nie na to, a to zabolało... — miał minę niezadowolonego pięciolatka, któremu mama nie chciała dać więcej słodyczy.
— Dobra, masz rację... — przyznanie mu racji przez dziewczynę, bardzo zaskoczyło Kubę. — Ale mam swoje powody, żeby się tak zachowywać i uciekać od ludzi...
— Nie wiem, jak bardzo cię ten świat zranił. Nie mam pojęcia jak bardzo musiałaś cierpieć i ile wylałaś łez. Prawdopodobnie, nigdy się nie dowiem... Ale nie powinnaś karać mnie za całe zło świata. Nie jestem chyba, aż taki zły, co? Nie odtrąca się ludzi, którzy starają się stanąć na rzęsach, byleby naprawić ten twój mały świat. Ja wiem, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia... Każdy przeżywa swoje końce świata raz po raz... Dla jednego koniec świata, to rozlana resztka mleka, do porannej kawy, dla innego odejście bliskich, a dla trzeciego jego własna śmierć. — jak na pijanego, jego słowa nawet miały sens. — Jestem głodny, masz coś do jedzenia? — poważny nastrój prysł z jego pytaniem.
— Za blokiem jest park, jak się postarasz, to na pewno upolujesz jakąś wiewiórkę... — westchnęła cicho. — Co chcesz do jedzenia?
— Pizzę... — powiedział cicho. Dziewczyna wzięła telefon i zamówiła jedną z mięsnych pizz, mając nadzieję, że postawi go to trochę na nogi. Straciła w międzyczasie ochotę na imprezę. Miała ochotę wleźć do łóżka i pójść spać, chowając się przy tym przed całym światem.
— Zamówiłam ci pizzę, powinna być za trzydzieści minut. — powiedziała patrząc w stronę chłopaka. — Jak zjedz to pójdziesz do swojego domu? — zapytała go.
— Nie pójdę, bo nie osiągnąłem swojego celu...
— Przecież oddałeś mi kubek...
— To była przykrywka. — skwitował szybko i spuścił wzrok. Nie wiedział, jak dziewczyna zareaguje, jednak litr whisky w jego organizmie, dawał mu więcej odwagi.
— To jaki jest cel twojej wizyty?
— Chciałem, żebyś mi wybaczyła i dała jeszcze jedną szansę, ale nie byle jaką szansę i nie na odczepne... Chcę cię znów zobaczyć taką beztroską, jak wtedy nad rzeką. — westchnął smutno.
— Wow, to mnie zaskoczyłeś, serio... — spojrzała na niego. Pierwszy raz w życiu, ktoś prosił ją o to, by pozwoliła mu się dać poznać. Prośba ta, była dla niej conajmniej dziwna i musiała się ciężko zastanowić, co ma odpowiedzieć, a przede wszystkim, która lub jaka odpowiedź będzie prawdą i zgodna. Jej wewnętrznym ja.
— Czemu milczysz...? — wyrwał ją z zamyślenia.
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć. To nie jest takie łatwe, żeby otwierać się przed ludźmi.
— A wtedy...
— Wtedy byłam spita i upalona, czego się spodziewałeś? — westchnęła cicho.
— Miałem wrażenie, że pozwoliłaś sobie być sobą wtedy i tu mnie nie oszukasz, to było czuć w powietrzu. Ta cała wojownicza i zadziorna Shelby, to taka maska, wolisz odtrącić ludzi, niż ich poznać, bo strach przed zranieniem, zasłania ci wszystkie wizje, ile dana osoba może wnieść dobrego, do twojego życia. — westchnęła ciężko. — Więc łatwiej zranić ci kogoś już na samym początku, prawdopodobnie za bardzo przywiązujesz się do ludzi, kiedy ich poznasz bliżej. Potem na nich zależy ci tak bardzo, że najmniejsze ich błędy, są dla ciebie bólem nie do zniesienia... Mimo wszystko wybaczasz i starasz się puszczać to w niepamięć, robisz dobrą minę do złej gry. Tak nie powinno być, że boisz się komuś wykrzyczeć prawdę prosto w twarz, dlatego, że nie chcesz go ranić, taka jesteś, prawda? — spojrzał na nią, po policzkach spadło jej kilka łez. Uciekła z pokoju, wprost na spory balkon, gdzie czekała na nią paczka papierosów. Wzięła jednego i odpaliła, zaciągając się głęboko w płuca i próbując uspokoić myśli. Nie rozumiała jednego, jak tak cholernie najebana osoba z taką łatwością ją czytała... Pomimo, że znała siebie dobrze, wiedziała jakie ma podejście do ludzi i świata, to nigdy nie robiło na niej tak wielkiego wrażenia, jak teraz, kiedy ktoś powiedział jej to na głos i to nie byle kto... Czuła się jakby wyłożył wszystkie jej karty na stół, obnażył jej psychiczną stronę. Po minucie chłopak wszedł na balkon i położył kopertę koloru miętowego na stoliku obok niej. Bez słowa zajął drugi fotel i podziwiał widoki za balkonem.
— Co to? — zapytała pociągając nosem.
— Moje wnętrze... — powiedział cicho, pod nosem i zamknął oczy, czując się, jakby był pod gilotyną, a zimne ostrze miało zaraz na niego spaść. Dziewczyna dopaliła papierosa i zgasiła go w popielniczce. Sięgnęła po kopercie, widząc jak chłopak zadrżał. Przełknęła ślinę i otarła łzy, otwierając kopertę. W środku był list... Wzięła głęboki wdech i przeczytała tekst piosenki Korteza, który tak bardzo go męczył tego dnia. Zaczęła czytać to, co było poniżej.
„Nie wiem co się ze mną dzieje, te myśli nie dają mi spokoju, odkąd zniknęłaś tak nagle. Czy ja coś zepsułem? Nie wiem... Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek się dowiem. Może jesteś jakąś wiedźmą, co rzuciła na mnie urok, może ja się zakochałem, może szukam winy wszędzie, tylko nie w sobie, nie wiem... Nie jestem niczego pewny odkąd się ode mnie odcięłaś... Jakimś dziwnym sposobem, stałaś się częścią mojej dziwnej układanki, zwanej życiem. Zawalił mi się świat, dostałem za to karę, a potem potrąciłem dziewczynę. Nie powiedziałem nawet przepraszam, tak mnie zaaferowała... Może to nie czas i miejsce, ale przepraszam. Nie wiem dalej, czy to cię zadowoli, ale chyba kobiety lubią kwiaty? Nie, czekaj, uciekam od tematu, a przecież nie piszę tych dziwnych słów, wypływających z mojego dziwnego serca, by rozmawiać teraz o gustach florystycznych. Nie jestem pewny sam, co już piszę i do czego chcę tym sposobem dojść, ale chyba do ciebie. Brakuje mi tej odwagi, by złapać te twoje różowe policzki i powiedzieć ci to prosto w oczy, więc piszę, wybacz mi to proszę, może to zachowanie godne szczyla, może powinienem napisać to na Facebooku, a nie posuwać się do tak oldschoolowych rzeczy. Zmieniłaś mój świat i zauroczyłaś mnie, kiedy cię nie ma, nie ma mnie. Nie umiem się skupić i pozbierać myśli, bo wciąż męczy mnie pytanie dlaczego? Mogę nawet paść przed tobą na kolana, ale czy to mi pozwoli poznać cię tak, jak żaden inny facet jeszcze tego nie zrobił? Proszę... Błagam... Przepraszam...  Kuba" skończyła czytać i była w takim szoku, że nawet przestała płakać. Spojrzał na nią, kiedy usłyszał, że chowa list do koperty. Chyba wypełniał go strach, który skutecznie niwelował alkohol w jego żyłach. Dziewczyna bez słowa wstała i podeszła do chłopaka. Miała już coś powiedzieć, kiedy przerwał jej dzwonek do drzwi, westchnęła cicho i poszła do drzwi, odebrała jedzenie, podziękowała i położyła pudełko z jedzeniem na stoliku w salonie. Kwiaty, które rzuciła na kanapę, stały w wazonie, Michał musiał o nie zadbać, wyszła na balkon, a Kuba wstał. — Jaaa... — zająknął się. — Nie wiem co mam ci powiedzieć...
— To mamy podobny problem... — westchnęła cicho. — Dam ci szansę... — wyszeptała, pomimo strachu, który siedział, gdzieś wewnątrz niej.
— Co?! Serio?! — spojrzał na nią, s jego oczy momentalnie się rozweseliły.
— Serio, ale nie krzywdź mnie... — powiedziała cicho, czuła się zawstydzona tą sytuacją. Poczuła jego dłoń na swoim policzku i spojrzała w jego oczy. Zbliżył lekko twarz do jej twarzy, jednak odpuścił swoje działania i wszedł do mieszkania. czerwcowy wiatr, rozwiał delikatnie jej włosy, a ona dopiero po chwili przyłapała siebie na tym, że wstrzymuje powietrze.
— No chodź, jedzenie stygnie. — usłyszała z środka mieszkania i poszła do chłopaka. Wzięła kawałek pizzy i bez słowa jadła, patrząc na chłopaka, który wręcz delektował się pizzą. Zdawało się, jakby z rok nie jadł. Korzystając z okazji rozłożyła kanapę i położyła na niej prześcieradło, poduszki i kołdrę. — Niestety gościnny jest zajęty. — powiedziała zbaczając na jakiś mało zobowiązujący temat.
— Spokojnie, mogę iść do siebie...
— Nie będziesz pijany, szlajał się nocą po Warszawie, okej?
— No okej... — powiedział. Lubił kiedy tak się o niego troszczyła i próbowała to ukryć, zasłaniając się najmniejszymi głupotami.

Mieszkanie Shelby, godzina 03:18.

Michał otworzył cicho mieszkanie. Spodziewał się, że Shelby jest w domu, więc nie chciał hałasować. Jednak kilkanaście drinków tego wieczoru i jego ukochany przy boku, nie dawało mu szans, by pójść grzecznie spać. Popchnął delikatnie Xaviera na ścianę i wpił się namiętnie w jego usta, chłopak nie był mu dłużny, odwzajemniał wpychając język pomiędzy jego rozsunięte delikatnie, miękkie wargi. Na koniec długiego namiętnego pocałunku ugryzł go w dolną wargę i pociągnął w swoim kierunku. Alkohol ich mamił. Zaczęli zrzucać z siebie ubrania, rozrzucając je po całym korytarzu i salonie. Xavier pchnął nagiego Michała na kanapę, gdzie zaczęły się igraszki na wyższym poziomie. Byli tak pijani, że nawet nie zauważyli śpiącego obom Kuby. Chłopak przebudzony dziwnym drżeniem kanapy, najpierw pomyślał, że w głowie robi mu się helikopter. Po chwili usłyszał sapanie.
— Mocniej, o tak... — jęczał jeden z chłopaków, na co oczy Kuby otworzyły się szeroko i spojrzały co dzieje się obok. Wystraszony chłopak krzyknął głośno, a para gejów nie była mu dłużna odskakując od siebie i stając przy stoliku zasłaniali swoje penisy dłońmi i krzyczeli coś. Shelby, aż usiadła, kiedy została wyrwana ze snu krzykami, wybiegła z łóżka i pobiegła do salonu, zapalając światło. Takiego widoku się nie spodziewała.
— O ja pierdolę... — uderzyła się w czoło. — Idźcie skończyć do swojego pokoju. — powiedziała zasłaniając oczy i popychając drzwi do pokoju gościnnego. Panowie zniknęli za drzwiami zamykając je.
— Wiesz, że co się raz zobaczy, to już się nigdy nie odzobaczy... — powiedział do niej Kuba. — Jeszcze jakieś niespodzianki?
— Nie to już zdecydowanie, koniec atrakcji na dzisiaj. Kładź się spać. — powiedziała do chłopaka, który położył się na kanapie, poszła do kuchni się napić, zrobiła po drodze siku, zgasiła światło w salonie i poszła do swojej sypialni. Kiedy usiadła na łóżku, dotarło do niej, co właśnie się stało i wybuchnęła głośnym śmiechem. Trzymając za brzuch, śmiała się głośno ocierając łzy.
— To nie jest śmieszne! — usłyszała stłumiony głos Kuby, dobiegający z salonu, jednak to spowodowało następny atak śmiechu. Wtuliła się w poduszkę, jednak ta dziwna sytuacja ją rozbudziła. Usiadła na parapecie i zapaliła papierosa. Siedziała jeszcze chwilę i patrzyła na wschód słońca, jednak sen zaczynał powracać. Wdrapała się na wielkie łóżko i wtuliła ponownie w poduszki. Zasnęła, jeszcze chichocząc pod nosem. Nie tak wyobrażała sobie ten piątek, ale śmieszna sytuacja, wyjątkowo poprawiła jej nastrój.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz