Chapter 1.

738 49 95
                                    

— Pani Morningstar, skazuję panią na trzy miesiące więzienia, sto godzin prac społecznych i grzywnę w wysokości trzech tysięcy złotych. — dźwięk uderzającego młotka zatwierdził wyrok, a jedna z pań siedzących na ławkach za jej plecami wybuchnęła płaczem, chowając się w ramię faceta koło pięćdziesiątki. Dziewczyna przewróciła z pogardą oczami.
— Mamo, wyluzuj, to nic takiego... — zatrzymała się na chwilę przy kobiecie i spojrzała na nią błagalnie. Nienawidziła, kiedy jej matka robiła głupie sceny i udawała, że jest taka święta i idealna... Wcale taka nie była. Musiała trafić do więzienia, żeby matka przypomniała sobie o tym, że ma jeszcze córkę.
— Wpłacę grzywnę, trzymaj się tam, za trzy miesiące się widzimy. — powiedział jej ojciec, a ona skinęła głową, przytakując mu tylko i pomachała im z szerokim uśmiechem, pomimo skutych już dłoni. Szła surowym, sądowym korytarzem, w obstawie dwóch policjantów. Machała z uśmiechem do każdego przechodnia, który tylko zwrócił na nią uwagę. Była osobą, która najmniej przejmowała się tą „małą" zmianą w jej życiu. Nawet się cieszyła, miała w końcu okazję odpocząć od swojego dotychczasowego życia. Kroczyła z uniesioną głową i prawym kącikiem jej pełnych ust.
— Z czego tak się cieszysz? — zapytał jeden z policjantów. Był dość przystojny, wysoki brunet z niebieskimi oczami... Mógłby śmiało robić za striptizera.
— Cieszę się, że moje piękne oczy już cię nigdy nie zobaczą. — pomachała mu paluszkami i przywdziała ten swój wredny uśmieszek. Mężczyzna ewidentnie się zdenerwował.
— Wsiadaj... — złapał jej głowę od tyłu, zginając ją do dołu i wepchnął, z lekką brutalnością, blondynkę do radiowozu.
— Lubisz na ostro, co? Chyba zrobi mi się przykro, że tak bardzo działasz na mnie na „nie"... — parsknęła śmiechem.
— Wiesz, że nie wolno obrażać funkcjonariusza? - zapytał dość spokojnym tonem mundurowy.
— Wiesz, że nie wolno uprawiać seksu ze zwierzętami, bo to nie etyczne? Ja wiem, że prawie wszystkie psy w okolicy za mną biegają, ale nie dam z siebie zrobić suki. Nie... Czekaj... Sama ją z siebie robię i jestem w tym zajebista, a nawet nie ubieram jakiś mundurków. — wyszczerzyła białe zęby do wstecznego lusterka. Mężczyzna ruszył gwałtownie, sprawiając, że dziewczynę odrzuciło lekko do tyłu i zmuszając ją do oparcia się na fotelu pasażera.
— Powiedziałbym, zapnij pasy, ale chyba masz wolnej ręki. — teraz pan policjant odbił piłeczkę, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, nawet ją to delikatnie bawiło. Spojrzała przez okno. — No i co, zatkało?
— Wybacz, ja nie zapominam języka w gębie, chcesz się przekomarzać jak pięciolatki? Co za dużo to i świnia nie zje. O przepraszam, właśnie obraziłam świnie, co za dużo to i pies nie zeżre. — przerzuciła oczami. Mężczyzna zamilkł, zajęli się rozmową o jakiś służbowych sprawach. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, i podziwiała przez okno Warszawę. Trzy miesiące nie będzie jej widzieć. Nie było to miasto z jej snów, ale miała do niego jakiś sentyment. Oddałaby wszystko, żeby wrócić do miejsca, gdzie się urodziła, ale niestety, jej rodzicom zachciało się wychowywać ją w mniejszym państwie niż Stany. Tutaj miała się nauczyć polskiego, chodziła do prywatnych szkół, uczęszczała na dodatkowe zajęcia, a każdy lubił ją bardziej niż by tego chciała. Odkąd pamiętała gardziła ludźmi i ich wstrętną naturą, zawsze broniła słabszych i lubiła kumplować się z ludźmi spychanymi przez klasowe piękności na margines społeczny. Od małego w jej głowie ukształtował się pogląd, że perfekcja jest nudna. Zawsze ludzie odrzuceni mieli w sobie coś cennego, coś pięknego. Byli dużo milsi, po tym jak życie ich weryfikowało, bo znali ten ból odrzucenia i zaoszczędziliby go nawet najgorszemu wrogowi. Bagaż doświadczeń sprawiał także, że byli bardziej dorośli, wrażliwi i wdzięczni. Z zamyślenia wyrwało ją szarpnięcie, które towarzyszyło zatrzymanemu samochodowi. — Jeeej, prawo jazdy też dostajecie z mundurem. Ten samochód cierpi, jak mu tak robisz... — skomentował szybko. Samochody były jej pasją. Pomimo braku nauki w kierunku zawodu mechanika, była dużo lepsza niż nie jeden mechanik. Była samoukiem, przebrnęła przez stosy książek, artykułów, filmów. Sprawiło to, że potrafiła rozłożyć auto do ostatniej śrubki i złożyć je z powrotem, tak by działało. Przestudiowała też wiele rzeczy na temat jak sprawić by auto było szybsze, filozofii aerodynamiki i wielu tym podobnych rzeczach. Wysiedli z samochodu, jej oczom ukazała się tabliczka z napisem „Więzienie dla kobiet o zaostrzonym rygorze". — No serio, nic lepszego nie było? — zapytała przewracając oczami.
— No wybacz, że to nie Hilton... Ale jeść dają i na głowę się nie leje. — powiedział podirytowany policjant podchodząc do bramy i legitymując się.
— Hilton? Nie musisz mi, aż tak ubliżać... Bywałam w dużo lepszych hotelach niż Hilton... Szczególnie lubię te w Vegas. No ale skąd ty możesz to wiedzieć, skoro dla ciebie egzotyka zaczyna się z przekroczeniem granic Warszawy. — parsknęła śmiechem.
— Dobrze, że ci humor dopisuje, będziesz milsza dla swoich koleżanek z celi. — policjant popchnął ją do przodu, przeszła za ogrodzony teren, a jej oczom ukazał się duży budynek z czerwonej cegły.
— Koleżanki? Myślałam, że dostanę izolatkę... — prychnęła pod nosem
— Na takie warunki trzeba sobie zasłużyć, a z tak wrednym zachowaniem, to nie wiem, czy cię po dwóch dniach stąd nie wypuszczą... Nogami do przodu. — mundurowi się zaśmiali, a dziewczynę przeszedł dreszcz, a włoski na karku jej się zjeżyły. Miała nadzieję, że te trzy miesiące zlecą szybko. Weszli do surowego budynku, zdała swoje rzeczy osobiste, dali jej pościel i zaprowadzili do celi, gdzie były już dwie dziewczyny. Dziewczyna założyła sobie czystą pościel i przywitała się z dziewczynami.
— Jestem Shelby. - powiedziała krótko siadając na górnej pryczy, rozłożyła się wygodnie i założyła nogę na nogę. — Nie będę tu długo z wami. Wsadzili mnie tylko na trzy miesiące. — powiedziała bez większych emocji.
— Spoko jestem Monika. - powiedziała druga blondynka. — Za co cię wsadzili?
— A czy to ważne? — westchnęła cicho. — Nikogo nie zabiłam jeszcze, więc możecie spać spokojnie.
— A ja zabiłam, więc ty chyba nie będziesz mogła spać spokojnie. — powiedziała brunetka. — Jestem Jagoda.
— Ładne imię. — powiedziała krótko Shelby wychylając się znad pryczy. — Kto sobie zasłużył na taki los, co?
— Mój były, co prawda to była zbrodnia w samoobronie, ale jego rodzice zadbali o to, żeby wyszło inaczej. — przynajmniej mam 25 lat świętego spokoju. Roześmiała się ciepło.
— Ja za to okradłam sklep na czterdzieści tysięcy, żeby ratować umierające dziecko. Nie żałuję, mała żyje, moja mama się nią opiekuje, a kilka lat tutaj... To pestka. — dodała Monika z szerokim uśmiechem.
— Fajnie, że nie macie do siebie żalu o wasze czyny. Może kiedyś opowiem wam tą historię, narazie zostańmy przy tym, że ja się nie dzielę moimi winami. Mogę wam tylko powiedzieć, że jestem za dobra i przez to źle wyszłam. — uśmiechnęła się pod nosem. Drzwi od celi otworzyły się i weszła funkcjonariuszka więzienia, kładąc im na stoliku tacę.
— Szefowo, co dzisiaj podają? — zapytała się Jagoda.
— Macie dzisiaj risotto z kurczakiem, nawet nie najgorsze. — uśmiechnęła się szeroko do dziewczyn. — Świeżak widzę... Przywitałyście się już z koleżanką? Nie będzie długo, ale miejmy nadzieję, że miło nas zapięta... Oby nie aż tak miło, co by nie chciała tu wrócić. — Shelby przerzuciła oczami na te słowa, ale ugryzła się w język i nie odpyskowała. — funkcjonariuszka opuściła celę, a dziewczyny podeszły do stolika żeby zjeść obiad.
— Idziesz? — zapytała Monika.
— Tak, już idę. — powiedziała i zeszła z pryczy. — Boże to wygląda jakby ktoś przejadł się ryżem z warzywami i to wyrzygał...
— Wiesz, to jeszcze nie jest złe, poczekaj, aż będą podroby. To nawet nie próbuj tego otwierać, tak niemiłosiernie jebie, że aż... — roześmiała się Jagoda. Dziewczyny zaczęły jeść posiłek. Nie było to tak wstrętne jak się spodziewała, ale nie było też tak dobre, jakby sobie tego życzyła. Jednak mieszkanie z bogatymi rodzicami nieźle ją rozpieściło. Teraz sama się na tym łapała. Pomimo jej ciężkiego charakteru z jakim musieli się mierzyć jej wszyscy bliscy, uważała siebie za dobrą osobę. Czasami nawet za dobrą. Szczególnie dla praktycznie nieznanych jej osób, bo jeśli ktoś ją zawiódł, był skreślony. Doszła do takiego momentu w życiu, że nawet zaczęła uważać siebie za osobę aspołeczną. Czuła się najlepiej kiedy była sama. Później jej pseudo przyjaciele zaczęli ją ciągać po jakiś imprezach. Wtedy trochę się rozkręciła i chętniej zaczęła wychodzić do ludzi. Jednak za każdym razem ma wrażenie, że ludzie przyjaźnią się z nią tylko po to, by czerpać z tego korzyści. Stąd zaczęły się pyskówki i odtrącanie wszystkiego, co oddycha. To było jej barierą ochronną przed całym światem. Z czasem była na tyle w tym dobra, że jej kumple robili zakłady, w ile czasu gościu sobie odpuści. Jej rekordem było poddanie się gościa po 30 sekundach.
— Laska, coś ty się tak zamyśliła. — Jagoda pomachała jej otwartą dłonią przed oczami.
— Co? A nie, nic... Tak się zastanawiałam, czy da się tu dostać papierosy? — zapytała.
— Da się, jest tu taki mały sklepik. Tylko nie przepierdol wszystkiego na głupoty, bo już mieliśmy laskę, która nie wiem jakim cudem się znalazła tutaj, ale nakupiła jakieś pierdoły, a potem żebrała od nas podpaski. — dziewczyny parsknęły śmiechem na to wspomnienie.
— Gruba akcja. — Shelby skończyła jeść i wskoczyła na swoją pryczę.
— Ćwiczysz? - zapytała zaciekawiona blondynka, kiedy Shelby z gracją kota wciągnęła się na łóżko.
— Tak nawet sporo, pokazać ci, czy jak? — zapytała dość ostro, ale zaraz spuściła z tonu. — Wybaczcie jak będę się robić wredna, ale to moje drugie ja staje się czasem silniejsze. - powiedziała na swoje usprawiedliwienie z lekkim uśmiechem na twarzy.
— Spoko, my się o to nie obrażamy. — zapewniła Monia i położyła się na swoją pryczę.
— Czyli tak wygląda więzienie, leżysz i myślisz? - upewniła się Shelby.
— Ej, czemu właściwie Shelby? To ksywka? — zapytała Jagoda.
— Nie, to moje prawdziwe imię. Mój świętej pamięci dziadek mi je nadał. Uwielbiał mustangi, a jego ukochanym modelem był Mustang GT500 Shelby. — uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie swojego ukochanego dziadka. Nikt jej tak nie rozumiał jak on. Mogła z nim gadać jak z kolegą. Słuchał jej uważnie i doradzał w każdej życiowej kwestii. Byli jak najlepsi kumple. Pili razem browary, chowając się przed jej rodzicami i pielęgniarką, która do niego przychodziła  i opiekowała się przez ostatni rok, aż do jego śmierci. Dziadek dorobił się, swego czasu, swojego ukochanego Mustanga, którego zostawił jej w spadku. W sumie nie tylko to. Dostała też jej rodzinny dom w Las Vegas i mieszkanie w Warszawie. Zawsze do ostatniej chwili życia jej dziadek był istnym łamaczem kobiecych serc. Zawsze zadbana fryzura i broda, szykowne okulary, garnitury na miarę i dębowa laska na wysoki połysk z pozłacaną rączką. Mało, że wyglądał jak gentleman, to jeszcze tak się zachowywał. Skupiał na sobie uwagę nie tylko pań w swoim wieku, ale też dużo młodszych. Przyłapała go kiedyś, chyba z dwudziestolatką, tak przynajmniej wyglądała. Raz nawet, kiedy dowiedział się, że zostało mu niedużo życia, postanowił zajarać z Shelby zioło i to nie byle jakie... Jakimś cudem sprowadził je z Holandii, a ubaw był nieziemski. Miał czteropokojowe mieszkanie na Mokotowie, bo pomimo przekonywań jego syna, zawsze stwierdzał, że Shelby u niego musi mieć swój pokój, musi być salon, sypialnia i jeden pokój gościnny. Chyba nawet jej rodzice nie dali jej tyle miłości co dziadek, a jej pokój w jego mieszkaniu, urządził na pokój księżniczki. Nigdy nic w nim nie zmieniła, pomimo, że miała już 25 lat. Dalej były tam brzoskwiniowe ściany, masa tiuli, światełek, pokój z pełnym blichtrem. Co było dla niej najważniejsze, od desek z której było zbite łóżko, po żyrandol, dziadek zrobił każdy jeden mebel własnoręcznie. Na każdym meblu, złotą farbą wykonany jest jego podpis. To ma większą wartość, niż cokolwiek innego, no może poza samochodem.
— Ziemia do Shelby, ziemia do Shelby!! — wołanie dziewczyn wyrwało ją z zamyśleń.
— Co?! — odparła z lekką agresją w głosie.
— Co się stało, że płaczesz, przecież wydawałaś się być niewzruszona tym, że jesteś w więzieniu, a tu nagle łzy. Zacięłaś się i łzy ci poleciały momentalnie...
— Ja?! — szybko przesunęła dłońmi po policzkach, ścierając z nich mokre ślady łez. — To nic takiego, nawet nie czułam, że mi lecą. Mam alergię, a pewnie jakieś pyłki, czy coś. — wzruszyła ramionami z łatwością wypowiadając następne słowa. Kłamała, zawsze ukrywała przed światem swoje myśli i swoją historię. Nigdy nie sądziła, że może to kogoś zainteresować, a może po prostu nie powinno to nikogo interesować. Wzięła głęboki oddech. — Zawsze tu tak nudno?
— To więzienie, nie Disneyland. Mamy karty, chcesz to możemy w coś pograć, jakieś makao, czy coś. — zaproponowała Jagoda.
— Niech będzie, może coś pchniemy ten czas... — Shelby przytaknęła i zeszła do nich na dół.
— Chcesz papierosa? — zapytała Monika kładąc na stolik, obok kart, paczkę papierosów i popielniczkę. Po wcześniejszym ustaleniu zaczęły grać w makao.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz